Gerard Pique wspomina awanturę w szatni Manchesteru United. "Keane zaczął krzyczeć, czyj to telefon"

Pique z ekipą "Czerwonych Diabłów" był związany od 2004 do 2007 roku. Hiszpan nie ukrywa, że decyzja o odejściu z FC Barcelony i przenosinach na Wyspy była dość ryzykowna.

- Miałem 17 lat i mój agent przedstawił mi taką możliwość. Wtedy było to bardzo trudne. Zwłaszcza że to było za granicą, co wtedy było jeszcze trudniejsze. Odejście było wyzwaniem, skokiem do basenu. Nie myślałem o tym za dużo. Kiedy zobaczyłem, że sprawy nie układają się dobrze z Barceloną, podjąłem decyzję - wyznał.

Z pobytu na Wyspach Pique jest zadowolony. Jak mówi, to doświadczenie sprawiło, że stał się lepszym piłkarzem.

- W Anglii nauczyłem się, jak być silnym. Byłem już świetny z piłką, ale powiedziałbym, że byłem miękki. Tam nauczyłem się być twardy. Wiele się nauczyłem pod względem mentalnym, przeżywając trudne chwile samotnie. Przeżyłem okres, w którym Manchester miał najlepszy duet stoperów w Europie - dodał.

Defensor pokusił się też porównanie szatni Manchesteru United i FC Barcelony. Pique do dziś pamięta jedną z awantur w ekipie "Czerwonych Diabłów"

- Pod względem humoru jest inaczej. Jest dużo więcej szacunku do weteranów. Był Giggs, Keane, Scholes, bracia Neville… A także Ferguson. Był postacią, która nie była trenerem, tylko kontrolerem całego klubu. Ja byłem tam uznawany za dziecko. Miałem telefon w szatni. Zostawiłem go w spodniach i zaczął wibrować. Keane zaczął krzyczeć, czyj to telefon. Zrobił mi skandaliczną awanturę. Teraz wszyscy są z telefonami. To były inne czasy - zakończył.