Harry Maguire kozłem ofiarnym. Skandaliczne słowa i groźby. Anglik nie zasłużył na nagonkę

Harry Maguire kozłem ofiarnym. Skandaliczne słowa i groźby. Anglik nie zasłużył na nagonkę
Francesco Scaccianoce/Ipa/Sipa/PressFocus
Czy jest jeszcze na świecie ktoś, kto mógłby powiedzieć coś dobrego o Harrym Maguirze? Cokolwiek? W ostatnim czasie, przynajmniej na Wyspach nie było dotąd piłkarza czy nawet szerzej sportowca, który wzbudzałby tak negatywne uczucia wśród kibiców i to własnej drużyny. Za co? Za to, że reprezentował jej barwy.
Niektórzy zawodnicy rzeczywiście rozpalają emocje, ale zazwyczaj w gronie fanów rywali. Zaś na jednego człowieka, który ma na koncie 42 występy w reprezentacji Anglii, wylewają się hektolitry pomyj, sterty wyzwisk, zrzuca się na niego wszystkie frustracje. Jedną rzeczą jest ubolewanie nad występem piłkarza po kompromitujących porażkach, ale zupełnie inną - mówienie mu, że w jego domu podłożono trzy bomby i że zostanie zabity, jeśli nie wyjedzie z miasta.
Dalsza część tekstu pod wideo
To właśnie przytrafiło się w zeszłym tygodniu Harry’emu Maguire’owi. W jednej chwili się krytykuje, czasem słusznie, czasem w sposób przesadzony jego formę, a w następnej daje mu się 72 godziny na opuszczenie Manchesteru, ostrzega o ładunkach wybuchowych. Groźby śmierci. Totalne szaleństwo. Szybko zaczęło to eskalować prawda? W Internecie panuje atmosfera wściekłości i zaciekłości. I jak zwykle brakuje głosu obrony wobec ofiary.

Za jakie grzechy?

Istnieje cały ruch pod hashtagiem #MaguireOut wylewający hejt i szkalujący gracza. Do chóru zwyrodnialców z Liverpoolu czy Londynu nawalających maczugami w swojego rodaka dołączyli fani United. A kiedy Maguire myślał, że gorzej być nie może, jeden z jego kolegów z drużyny, wyjątkowo nieużyteczny Eric Bailly, poparł na Instagramie hejterów, którzy uważają, że Harry powinien stracić miejsce w jedenastce. Bailly, chłopaku, może twój kapitan nie znajduje się w najlepszej formie, ale to nadal nie twoja liga.
Co w nim jest takiego, że wywołuje tak toksyczne emocje? “Wielki łeb”, jak niemal powszechnie nazywa się go w mediach społecznościowych, nie pomógł oczywiście swoim zachowaniem na greckiej wyspie Mykonos przed niespełna dwoma laty, gdzie zrobił awanturę i trafił do aresztu. Niemniej jednak złożył apelację od wyroku skazującego, co zgodnie z greckim prawem oznacza, że uznaje się go za niewinnego i że ma czystą kartotekę.
Pomijając kwestie pozaboiskowe, głównie 29-latkowi dostaje się za to, co robi lub czego nie robi, gdy piłka jest w grze. Narosło wiele fam, legend, mnóstwo niegodziwości w stosunku do zawodnika, który oddaje całą duszę zarówno dla United, jak i dla reprezentacji “Trzech Lwów”. Czy naprawdę Maguire odstaje wyraźnie od innych obrońców? W jaki sposób przeszedł drogę od filaru obrony do kozła ofiarnego w niewiele mniej niż rok?

Jak trwoga to do Maguire’a

Drużyna, do której trafił w 2019 roku z Leicester, potrzebowała stabilności w defensywie, a Manchester nie zamierzał ścibolić grosza. 80 milionów euro zapłaconych za Maguire’a spowodowało, że natychmiast na jego barkach zawisła olbrzymia presja. Poradził sobie z nią. Od razu udowodnił, że może nie należy do najszybszych stoperów, ale za to nadrabia solidnością, konsekwencją. Spełniał większość wymagań stawianych nowoczesnemu środkowemu obrońcy. Dobrze grał piłką, a przede wszystkim dominował w powietrzu.
W kolejnym sezonie przejął opaskę kapitańską, kolejny dumny obowiązek, wymagający jednak pewnych poświęceń. Początek nie wyglądał tak jak sobie tego życzył, ale wreszcie poradził sobie z nową rolą. Spełniał się. Pomagały mu w tym zdolności przywódcze tak bardzo ważne w okresie pandemicznym. Motywował kolegów, jak było trzeba, to rugał ich bezwzględnie, nakłaniając do większej rozwagi, koncentracji w trudnych czasach.
Kapitan United był podporą obrony “Czerwonych Diabłów” w zeszłym sezonie. Może daleki od perfekcji, ale zawsze dawał z siebie wszystko. Dostępny prawie w każdym meczu (grał w 52 z 56 gier), ścigał się z czasem, narażając własne zdrowie, żeby wybiec na boisko w finale Ligi Europy przeciwko Villarrealowi (w końcu jednak się nie udało), konsekwentnie notował dobre, a nierzadko znakomite występy.
Późnowiosenna nieobecność stopera z powodu urazu wywoływała pytania, jak klub poradzi sobie na finiszu rozgrywek i czy Anglia może rywalizować bez niego na EURO 2020. Wszystkie odpowiedzi prowadziły do druzgocących wniosków. Harry wrócił na ostatni mecz grupowy i aż do finału nie uronił ani minuty. Liderował, rządził.

Błędy taktyczne

I przyszedł ten najgorszy czas. United rozpoczęli tegoroczne zmagania z nowymi, ofensywnymi nabytkami: Cristiano Ronaldo i Jadonem Sancho. Naturalnie więc ambicją trenera Ole Gunnara Solskjaera było taktyczne wzmocnienie siły ognia, zachęcanie wszystkich graczy do progresywnego futbolu, ustawienie wyżej linii obrony. Niezbyt rozważnie, jeśli weźmie się pod uwagę, jakimi dysponował materiałem. Ralf Rangnick jeszcze tylko podkręcił śrubę. Maguire w związku z tym musiał cofać się częściej, szybciej, co na jego warunki fizyczne wymagało niezwykłej pracy. Na najwyższych obrotach. Nie domagał. A do tego przytrafiały się urazy.
Nikt nie twierdzi, że rozgrywa przyzwoity sezon. Oczywiście, wciąż stara się nękać przeciwników, ale widząc, że w pressingu pozostawia za dużo miejsca w i tak już nieszczelnej defensywie, czasami po prostu odpuszcza. Staje się bierny, a wygląda to jeszcze gorzej, bo ma się wrażenie, że przechodzi obok meczu.
Z niezaleczonymi kontuzjami mimo wszystko wychodzi na boisko i każdy błąd obrony idzie na jego konto. Gdyby nie status kapitana, problemy kadrowe, ciągłe kwestie zdrowotne u Raphaela Varane’a (dlaczego nikt nie krytykuje Francuza?), częściej by odpoczywał. Gra od dechy do dechy, ale to więcej mówi o samej drużynie, trenerze, polityce transferowej United, niż o nim.
To, co można mu zarzucić, to fakt, że wziął na siebie zbyt dużo, a źli ludzie to wykorzystują, widząc w nim tarcze do rzutków. To wygodny nośnik zawiedzionych nadziei, aspiracji fanów United stęsknionych za wielkimi sukcesami, wpadającymi w furię, bo ich ekipa zajmuje szóste miejsce w Premier League, a nie pierwsze. Bo Liga Mistrzów wchodzi w decydującą fazę, a o ich obecności zapomniano ponad miesiąc temu. Bo w krajowych pucharach zaszli najdalej do drugiego meczu. Bo znów latem zrobi się milionowe transfery, a gablota z trofeami zostanie otwarta tylko po to, by zetrzeć kurze. I o to mają pretensje do bogu ducha winnego jednego piłkarza. Wstyd.

Przeczytaj również