Ich słynnym składem zachwycał się Tomasz Hajto. Jak "Czerwone Diabły" mistrzowsko podbiły Niemcy

Ich słynnym składem zachwycał się Tomasz Hajto. Jak "Czerwone Diabły" mistrzowsko podbiły Niemcy
1 - ninopavisic 2 - Maciej Gillert/shutterstock.com
Z sentymentem odpalamy wehikuł czasu, wklepując na zegary systemu maszyny dowolną datę z lat 90., aby odświeżyć piękne wspomnienia związane z piłką nożną. Tym razem wybraliśmy sezon zaiste przełomowy, który przyniósł multum niespodzianek na arenach Bundesligi i nie określilibyśmy go mianem dzieła przypadku. Kampania miała wielu bohaterów, ale tytuł mistrzowski powędrował na konto FC Kaiserslautern.
Kibice „Czerwonych Diabłów” bezsprzecznie tęsknią za tamtym okresem w dziejach klubu. Tomasz Hajto wprowadził wprawdzie nową definicję do futbolowej terminologii, zwaną hajtowaniem, dzięki czemu znamy zwycięski skład Kaiserslautern, nawet gdy ktoś obudzi nas o trzeciej w nocy, więc oszczędzimy sobie tego rodzaju wywodów. Po prostu rozsmakujmy się w niesamowitej historii drużyny prowadzonej przez trenera Otto Rehhagela.
Dalsza część tekstu pod wideo
Niewielu wierzyło w sukces beniaminka, choć jeszcze kilka wiosen wcześniej drużyna zdobywała mistrzowską paterę za triumf w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech, albo sięgała po srebrne medale. Zawsze byli groźną ekipą, okupującą górne rejony tabeli Bundesligi. Jednak kiedy w 1996 roku spadli o poziom niżej, nie spodziewano się, że po powrocie automatycznie wykręcą tak znakomite rezultaty, o jakich nie sposób zapomnieć.

Cesarz Otto

Zatrudnienie na stanowisku szkoleniowca Otto Rehhagela okazało się kapitalnym ruchem na piłkarskiej szachownicy. Zwolnienie po zaledwie roku pracy z Bayernu działało na trenerskiego geniusza strategii niczym płachta na byka. Rehhagel poszukiwał nowych wyzwań i bardzo możliwe, że właśnie wtedy odkrył tętniące w sobie nie tyle pragnienie udokumentowania własnej wartości, co chęć dokonania rzeczy niemożliwych.
Podkopany autorytet prędko zaczął procentować, przekuwając nieprzyjemne doświadczenia w zwycięski marsz. Gdy zespół Kaiserslautern ponownie zagościł w progach niemieckiej ekstraklasy, „Cesarz Otto” już uknuł misterny plan zemsty przeciwko Bayernowi. Na otwarcie Kaiserslautern pokonało monachijską drużynę i z każdą następną kolejką nabierało zawrotnego tempa, które w ostatecznym rozrachunku przeistoczyło się w mistrzostwo Niemiec.
- Otto dał nam wolną rękę na boisku. Na odprawach przedmeczowych dyktował zestawienie wyjściowej jedenastki, my zajmowaliśmy się resztą. Wspomagaliśmy się w obronie, wszyscy wracaliśmy do defensywy. Kiedy notowaliśmy stratę w ataku pozycyjnym, natychmiast staraliśmy się naprawić błąd. Trener był obdarzony szóstym zmysłem, jeśli chodzi o budowanie zespołu - podkreśla Olaf Marschall, wicekról strzelców sezonu 1997/98.
Metody szkoleniowe Rehhagela opierały się na różnych wariantach, w zależności od tego, jakich zawodników posiadał w rotacji. Od piłkarzy szczycących się statusem gwiazd wymagał zazwyczaj bardziej wzmożonej aktywności, natomiast przeciętniakom wskazywał odpowiedni szlak do osiągnięcia podobnej renomy. Nigdy nie zostawiał podopiecznych na straconej pozycji. Doskonalenie to klucz do sukcesu, ale najważniejszy zawsze był wynik.

Promenada Champions League

Zakwalifikowanie się do rozgrywek elitarnej Ligi Mistrzów sprawiło, że w drużynie Kaiserslautern rozkwitła nowa, świetniejsza jakość. Wśród piłkarzy dominowała pewność własnych umiejętności, zaufanie do kolegów podczas starć oraz ogromna determinacja, która stała się znakiem firmowym „Czerwonych Diabłów”. Ze spotkania na spotkanie potwierdzali, że przynależność zespołu do europejskiej czołówki nie jest dziełem przypadku.
Zawodnicy Otto Rehhagela przez fazę grupową przeszli spokojnie, eliminując PSV Eindhoven i HJK Helsinki. Za ich plecami znalazła się też ekipa Benfiki Lizbona. Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. Na szczeblu ćwierćfinałów Champions League na Kaiserslautern czekał żądny rewanżu zespół monachijskiego Bayernu. „Die Roten” nie pozostawili złudzeń ówczesnym mistrzom Niemiec, rozbijając ich w dwumeczu 6:0.
Na krajowym podwórku „Czerwone Diabły” radziły sobie poprawnie, jednak bez rewelacji. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc oczekiwania względem piłkarzy Otto Rehhagela sięgały zenitu. Drużynie zabrakło kropki nad „i” w postaci regularnych występów na murawach Ligi Mistrzów. W 2000 roku władze klubu rozwiązały kontrakt z trenerem, co - jak okazało się w kolejnych latach - wcale nie poprawiło notowań zespołu w Bundeslidze.

Upadek i widmo bankructwa

Gdy nadszedł rok 2006, Kaiserslautern znowu musiało walczyć na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej, by po czteroletniej przerwie zaliczyć comeback do Bundesligi. Tym razem aż tak różowo jak pod koniec ubiegłego stulecia nie było, ponieważ dwie kampanie później spadli z kretesem, zajmując ostatnie miejsce w tabeli. Dwa lata temu rozpętał się zaś prawdziwy dramat zasłużonego klubu, który - bezlitośnie pokonywany - trafił do trzeciej ligi.
Siedemnaście dotkliwych porażek w trakcie sezonu, trzeci stopień rozgrywek, gorzej być nie może? Nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Kilka dni temu dziennikarze „Kickera” poinformowali, że klub złożył wniosek o wszczęcie postępowania upadłościowego. Zadłużenie Kaiserslautern wynosi obecnie około 24 miliony euro, nie mówiąc o kosztach wydania licencji na następną kampanię (15 milionów) i cięciach związanych z pandemią koronawirusa.
Niemniej, tego rodzaju posunięcie ze strony włodarzy Kaiserslautern stanowi jedyną opcję jako drogę, która ma podreperować budżet. Minusem jest, że kolejny sezon „Czerwone Diabły” zainaugurują z dziewięcioma ujemnymi punktami, ale manewr ekonomiczny pozwoli działaczom FCK na pozyskanie nowych sponsorów. W przeciwnym razie, wierzyciele bez żadnych skrupułów zjedliby czterokrotnych mistrzów Niemiec na podwieczorek.
Oby wykaraskali się z tych potężnych tarapatów, bo w końcu nadzieja umiera ostatnia.
Mateusz Połuszańczyk
Redakcja meczyki.pl
Mateusz Połuszańczyk , Mateusz Połuszańczyk
16 Jun 2020 · 14:00
Źródło: własne

Przeczytaj również