Komplikacje na MŚ w Tokio. Zdania polskich sportowców podzielone

Jeszcze przed rozpoczęciem lekkoatletycznych MŚ w Tokio głośno było o komplikacjach logistycznych związanych z położeniem obiektów treningowych. Swoje zdanie w tym temacie wyrazili Maksymilian Szwed i Natalia Bukowiecka.
Logistyka to jeden z aspektów tokijskich MŚ w lekkoatletyce, który od początku budził wiele dyskusji. Wszystko ze względu na lokalizację miejsc rozgrzewki dla sportowców.
Lekkoatleci mogą trenować rozgrzewkowo w parku Yoyogi lub w Uniwersytecie Tokijskim. Obie lokalizacje od Stadionu Narodowego oficjalnie 15 minut drogi autobusem. W praktyce, z uwagi na korki i inne potencjalne komplikacje, przerwa między rozgrzewką a konkursem jest prawdopodobnie jeszcze dłuższa.
Michał Chmielewski z TVP Sport zauważył, że w taki sposób nie została jeszcze zorganizowana żadna tak ważna impreza lekkoatletyczna. Dziennikarz przeprowadził też wywiad na ten temat z dwojgiem reprezentantów Polski. Ich zdania są podzielone.
- 15 minut siedzenia w chłodzonym pojeździe sprawia, że serducho powoli przestaje pracować, przygotowuje się do odpoczynku, nogi się nie ruszają. To jest problem. Ale i tak każdy miał tak samo, a niektórzy biegali po 44,30, więc nie jest to żadna wymówka - powiedział Maksymilian Szwed, odwołując się do swojego indywidualnego startu w biegu na 400 metrów mężczyzn.
Nieco inne podejście ma Natalia Bukowiecka. Brązowa medalistka igrzysk olimpijskich w Paryżu sądzi, że taka przerwa nie ma większego znaczenia.
- Tak naprawdę spokojnie jesteśmy w stanie wytrzymać taką przerwę. W call roomie możemy się dogrzać. Sam transport jest krótki, a jedynym problemem mogłoby być, gdyby było zimno, bo byłoby trudno utrzymać ciepło. A jest tak gorąco, że i tak chodzę w krótkich rzeczach - stwierdziła.