"Jadę wkur... i sam nie wiem, czy była ręka". Marciniak tłumaczy się po wielkiej kontrowersji w Ekstraklasie

Prowadzący to spotkanie Łukasz Kuźma uznał, że Szwed przy bramce z 87. minuty pomagał sobie ręką. Telewizyjne powtórki nie dały jednak jednoznacznej odpowiedzi na temat tego, czy tak rzeczywiście było.

Piłkarz Lecha zarzekał się rzecz jasna, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami, zawodnicy Zagłębia domagali się odgwizdania ręki. Sytuacja była długo analizowana przez VAR, ale Szymon Marciniak nie zawołał arbitra do monitora.

Ze swojej decyzji tłumaczył się w programie "Liga Minus" w "Weszło". Przyznał, że sam nie był w stanie dokładnie ocenić całej sytuacji. A to oznaczało, iż nie mógł zmienić decyzji podjętej przez arbitra na boisku.

- Mecze rozgrywane o godzinie 15:00 nie mają kamery z drugiej strony boiska. Jadę teraz wkurw... wkurzony i sam nie wiem, czy ta ręka była, czy nie. Ja, żeby zawołać sędziego do monitora, muszę mieć sto procent pewności. Zrozumcie mój brak komfortu. Niby fajnie, mamy VAR, niby mamy kamery, a jednak tej sytuacji nie byłem z stanie udowodnić - powiedział Marciniak.

- W tych okolicznościach decyzja z boiska musiała zostać. Siedzi we mnie ta sytuacja, bo nie wiem, jak było, a tego nienawidzę. Nie mam do siebie pretensji. Zrobiłem wszystko, co mogłem. Nie chciałem młodego chłopaka wsadzać na minę, kazać mu stać przed monitorem - przyznał.

Marciniak ujawnił, że po meczu długo i szczerze rozmawiał z trenerem Lecha, Johnem van den Bromem. Przyznał również, iż jeśli sędzia na boisku uznałby gola, ta decyzja także nie zostałaby zmieniona po analizie VAR.