Jak w kilka minut stać się legendą. Kibic bronił rodzin piłkarzy przed chuliganami. "Największy bohater"

Jak w kilka minut stać się legendą. Kibic bronił rodzin piłkarzy przed chuliganami. "Największy bohater"
screen youtube nexus football
Podarta koszula, śliwa pod okiem, kilka ciosów przyjętych na twarz, błyskawiczne działanie, odwaga, zatarasowanie drogi na trybunę, na której znajdowali się bliscy i przyjaciele zawodników West Hamu. Wreszcie zdjęcia i nagrania uwieczniające te chwile i podziękowania od samych piłkarzy.
58-letni Chris Knoll na trybunach London Stadium jest celebrytą. Wystarczył jeden wieczór w Alkmaar.
Dalsza część tekstu pod wideo

Rozjuszeni piłkarze

Lucas Paqueta, Said Benrahma, Aaron Cresswell oraz Flynn Downes wyrywali się do bitki. Wyglądali na wściekłych pitbulli. Zatrzymywali ich ochroniarze. Szczególnie szarpał się Brazylijczyk. Wyglądał na takiego, który chciałby ładować wszystkich po kolei, trzymało go czterech ludzi. Declan Rice podszedł pod trybunę i machał do rodziny, żeby prędko zwiewała w przeciwną stronę. Ktoś mógł trafić na te urywki i zastanawiać się, co tu się wydarzyło, że piłkarze chcą się bić z kibicami pod trybuną, tuż po meczu z AZ Alkmaar. Co w ogóle robił w tym miejscu akcji spokojny jak buddyjski mnich Aaron Cresswell? On przecież kompletnie nie kojarzy się z typem nagrzanego narwańca. Musiało się wydarzyć coś konkretnego, mocnego. Otóż zawodnicy West Hamu ruszyli po prostu w obronie swoich rodzin.
Gdzieś tam siedział nawet 87-letni ojciec Davida Moyesa. Zawodnicy chcieli zwyczajnie cieszyć z awansu do finału Ligi Konferencji, podbiec do swoich bliskich, celebrować tę chwilę. Gdy podeszli bliżej, to błyskawicznie zorientowali się, że coś jest nie tak. Zobaczyli szarpaninę. Przeskoczyli przez bandy i rzucili się na pomoc.

Rejtan z West Hamu

Kto uważał na historii, powinien wiedzieć, że Tadeusz Rejtan to symboliczny i charyzmatyczny szlachcic, ikona walki o wolność i niepodległość Polski. Swoim ciałem zatarasował drogę posłom, nie chcąc pozwolić na I rozbiór Polski w 1773 roku. 93 lata później zostało to uwiecznione przez Jana Matejkę. Rejtan stał się uosobieniem patriotyzmu. Chris Knoll również, niczym Rejtan, zagrodził swoim ciałem drogę do trybuny. Przyjmował kolejne ciosy, ale twardo trzymał się barierki.
58-letni Knoll jest na trybunach bardziej znany pod pseudonimem "Knollsy". To ojciec czwórki dzieci, zawodowo elektryk. Tłumaczył swoją reakcję tym, że uczy dzieci, by te nie tolerowały znęcania się nad innymi. Poczuł się w obowiązku, by pomóc. Jego kumpel, który siedział obok, dodatkowo poinformował później, że "Knollsy" zmartwił się, bo zobaczył, że oberwać może siedząca przed nimi dziewczyna. Była to akurat partnerka Thilo Kehrera.
Chuligani z Holandii wyburzyli metalową bramę, przebili się przez stewardów i próbowali wtargnąć na trybunę, na której znajdowało się wielu członków rodzin zawodników West Hamu. Większość była ubrana na czarno, zamaskowana, miała kominiarki na twarzach i kaptury na głowach. Oprócz tego, na trybunie znajdowali się też przedstawiciele sponsorów, czy różni działacze, także eks-piłkarze. Obrona tego świętego dla graczy terytorium wykreowała co najmniej dwóch bohaterów. Jeden to “Knollsy”, drugi pozostaje nierozpoznany. Po forach klubowych szukali go nawet fani West Hamu. Jak na razie - bezskutecznie.

Anonimowy bohater

Grupa “fanów” AZ zburzyła bramę na stadionie. Pędem ruszyła w kierunku niewielkiej części kibiców West Hamu. Akurat ci dość kiepscy holenderscy napastnicy okazali się dużo mniej skuteczni niż Ruud van Nistelrooy, Robin van Persie czy Marco van Basten. Nie spodziewali się takiego naporu ze strony skromnej defensywy. Gdyby nie zdjęcia i nagrania, to nie wiedzielibyśmy o bohaterstwie wspomnianego Chrisa. Błysnął jeszcze inny kibic, podobnej postury, ubrany odwrotnie do "Knollsy'ego". Facet ma czarną bluzę i zieloną koszulkę, w Internecie często błędnie identyfikowano go właśnie jako "Knollsy’ego", na przykład na nagraniu poniżej, a to nieprawda.
Widać, że to młodszy fan, raczej nie ma 58 lat, tylko mniej. Stanął na schodach i tak naprawdę sam zatarasował drogę na trybunę. Betonowa zapora nie do sforsowania. Całą medialną uwagę i sławę skupił na sobie "Knollsy". Określony "green shirt manem" kibic także zasługuje na uznanie. To bohater w ciszy, który wykonał brudną robotę. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że jeszcze gorszą. Stworzył jednoosobową ścianę. I jeszcze raz - to bohater numer dwa. Zupełnie inny facet.
Sam “celebryta” Chris podkreślał, że nie czuje się bohaterem. Uznał, że zwyczajnie tak należy postąpić. Tu ważna kwestia, bo wyznał, że był jeszcze inny facet, który odpierał ataki ludzi w kominiarkach. Z dużym prawdopodobieństwem chodziło mu o Pana w zielonej koszulce. “Green shirt man” nie tylko stał na schodach, ale w odpowiednich momentach wyprowadzał skuteczne ciosy, spychał chuliganów AZ, przechodząc z defensywy do ofensywy w sposób, który pochwaliłby wczesny Jose Mourinho. Nie dał się przepchnąć. Zasłużył na równie wielki szacunek, jednak nie zyskał takiego rozgłosu. Czy to w ogóle fan West Hamu? Przecież zostałby rozpoznany na trybunach podczas meczu ligowego. A może nie przyszedł na Leeds? Nie są znane jego personalia i nikt ich dotąd nie ujawnił. Pojawiła się nawet hipoteza, że to zdenerwowany całą sytuacją człowiek z Holandii. Efekt? Cały "fejm" zgarnął “Knollsy”, a o bohaterze w zielonej koszulce cisza.

Ikona popkultury

Zyskał przydomek "Anioła z Alkmaar", choć to sztuczny patetyzm. Zdecydowanie lepiej kojarzyć go z pseudonimem od nazwiska. Cały czas dochodzi do siebie po niedawnej operacji wymiany stawu biodrowego, dlatego broniąc trybuny z WAGs i rodzinami, nie był do końca sprawny fizycznie. Tak mówił o swojej interwencji:
- Widziałem, jak gromadzą się z boku boiska. Potem złamali barierki i udali się do pierwszej grupy fanów West Hamu. Doskonale wiem, co zamierzali zrobić i nie chciałem do tego dopuścić. Po strojach powiedziałbym, że byli to ultrasi. Pomyślałem, że najlepszą formą obrony byłoby dotarcie na szczyt schodów, gdzie wchodzili. Po prostu tam stałem i próbowałem ich powstrzymać. Wiem, że zadawali kolejne ciosy. Zrobiłem, co w mojej mocy, żeby tam stać i je przyjmować na siebie. Jeśli widziałeś zdjęcia, to przede mną stoi pięciu lub sześciu facetów, a ja próbuję ich odeprzeć. Nie wiem jak, ale dwóch dostało się za mnie. Tu mam do czynienia z innymi facetami, a jeden gość ciągle uderza mnie w bok głowy. To właśnie sprawiło, że mam limo. Nie jest źle, ale mimo wszystko udam się do szpitala, żeby to sprawdzić.
Został celebrytą. Dziękowali mu piłkarze, fani stawiali piwo w weekend, gdy “Młoty” grały z Leeds United. Ludzie robili sobie z nim selfie. Zaczął kojarzyć go każdy fan West Hamu. Wchodząc na trybunę, od razu dostał owację na stojąco. Nie mogło zabraknąć przyśpiewki “We love you Knollsy, we do”, czyli oczywiście: kochamy “Knollsy'ego”. Przed pubem Carpenters Arms, spacerkiem od stadionu, także śpiewano na jego cześć - "Knollsy is massive everywhere we go". Alphonse Areola nazwał go legendą. Jego żona także znajdowała się wtedy na trybunie. Marrion Valette Areola widziała to na własne oczy. Określiła "Knollsy'ego" największym bohaterem wieczoru.
Powstała nawet specjalna... figurka. Wylicytowano ją za sześć tysięcy funtów na Ebayu. Była to dokładnie 48. oferta, już ostateczna. Posiniaczony facet w siwych włosach zaciska pięści, na których ma ślady krwi. Ubrany jest w taką samą zieloną bluzę i taki sam czarny T-Shirt konkretnej marki, jak Chris Knoll. Autor zadbał o szczegółowe odwzorowanie realiów. Powiadomił, że figurkę wykonał jednorazowo, na zamówienie, a zrobienie jej i pomalowanie zajęło mu około 28 godzin. Taka zabawka to już kult postaci. Można postawić obok Hulka.

Wymarzony finał

58-letni Chris został bohaterem trybun, ale to brednie, że wcześniej był jakimś totalnym anonimem. Kojarzono go na londyńskim stadionie, dlatego też szybko został po zdjęciach zidentyfikowany. W 2021 roku zwrócił się do niego w wideo Declan Rice. Knoll miał wtedy problemy zdrowotne. Rice życzył mu powrotu do zdrowia. To bardzo miły, podnoszący na duchu gest, pokazujący więź rodzinną, jaka panuje w West Hamie. Declan Rice jest idealnym przykładem kapitana. Przez lata idealnie w tej roli sprawdzał się Mark Noble, więc miał się od kogo uczyć, jak motywować, sprzątać szatnię, kochać klub i jaką mieć relację z kibicami.
Znany kibic marzył o bilecie na finał, bo nie mógł go zdobyć. Telefon od przedstawicielki z klubu otrzymał, gdy akurat był w pracy. Niesamowicie się wzruszył. Kobieta, pracująca na co dzień dla West Hamu, siedziała akurat dwa rzędy wyżej i widziała jego odwagę. Fortuna Arena w Pradze może pomieścić tylko niecałe 20 tysięcy kibiców. To ogranicza pole manewru, dlatego wielu fanów musiało odłożyć marzenia o finale. "Knollsy" bilet wywalczył, broniąc kolegów i koleżanki po szalu. Wielkie brawa dla WHU za taką reakcję. Zresztą Praga to akurat dla fanów “Młotów” przyjemne miejsce. To stamtąd trafili do West Hamu Vladimir Coufal i Tomas Soucek. W Czechach zapanował wielki, narodowy szał, przybyło sporo nowych sympatyków West Hamu. Z pewnością zbita zostanie niejedna piątka z fanami Slavii.

Kary dla chuliganów

Po wydarzeniach z Alkmaar West Ham United Supporters' Trust zażądali wyjaśnień od holenderskiej policji oraz od UEFA. Podkreślali, że jest to olbrzymie zaniedbanie. Skończyło się na strachu i wspomnieniach. Nic wielkiego się nie stało, nikt nie ucierpiał, nie został pobity do nieprzytomności. To “tylko” siniaki pojedynczych fanów, które jednak i tak nie powinny zostać nabite. Gdyby nie "Knollsy", “green shirt man”, czy łysy gość w granatowej bluzie, to mogłoby dojść do dużo gorszych rzeczy. Osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo zawiodły. Fani West Hamu musieli bronić się sami, ale stara gwardia pokazała, że nie da sobie w kaszę dmuchać. Wiemy już, że holenderski klub wydał zakazy stadionowe dla 43 rozpoznanych chuliganów. To jeszcze nie wszystko, bo dalsze próby identyfikacji trwają. UEFA na razie nie zabrała żadnego stanowiska, wciąż bada sprawę.
Trener Alkmaar, Pascal Jansen, był zażenowany tym wybrykiem: - Czuję się trochę zawstydzony, że te sceny miały miejsce na naszym stadionie. To nie powinno mieć miejsca - mecz nie poszedł po naszej myśli, ale trzeba umieć kontrolować swoje emocje.
West Ham wygrał na AFAS Stadion 1:0 i awansował do finału Ligi Konferencji. Licząc wszystkie spotkania, a więc eliminacyjne, grupowe i te z fazy play-off, to już 13 triumf “Młotów” na 14 spotkań w tych rozgrywkach. Idą jak burza, mając duże ciśnienie na europejski puchar. Przez to zaniedbali trochę rozgrywki ligowe, ale na taką wygraną czekają już ponad 40 lat. Ostatnie trofeum, Puchar Anglii, zdobyli w 1980 roku. Jeżeli zwyciężą w Lidze Konferencji, to noc w Alkmaar, z uwagi na tę otoczkę, trwale zapisze się w historii i będzie równie ważna jak sam finał.

Przeczytaj również