Kiedyś tuż za potęgami, teraz daleko w tyle. Turcja nie uczy się na błędach. "Przepalone pieniądze przepadły"

Kiedyś tuż za potęgami, teraz daleko w tyle. Turcja nie uczy się na błędach. "Przepalone pieniądze przepadły"
Lukasz Laskowski / PressFocus
Po raz pierwszy od sezonu 1995/96 w fazie grupowej Ligi Mistrzów nie ma zespołu z Turcji. Liga, która swego czasu chciała rywalizować o miejsce tuż za najlepszymi, przeżywa spory kryzys. Obecnie zajmuje 21. miejsce w rankingu UEFA. Dlaczego jest tak źle?
W obecnym sezonie w fazach grupowych europejskich pucharów znalazły się cztery tureckie zespoły, ale żaden z nich nie zagra w Lidze Mistrzów. Trabzonspor w dwumeczu decydującym o awansie do elitarnych rozgrywek przegrał z FC Kopenhagą, natomiast Fenerbahce w II rundzie eliminacji odpadło z Dynamem Kijów. Ostatecznie obie ekipy zameldowały się więc w Lidze Europy. W Lidze Konferencji rywalizuje Basaksehir, a także Sivasspor, który przegrał walkę o LE z Malmo. Konyaspor zaś przepadł na etapie eliminacji do LKE, ulegając ekipie z Liechtensteinu, Vaduz.
Dalsza część tekstu pod wideo
Skuteczność 4/5 w awansach do fazy grupowej europejskich pucharów to dla wielu federacji scenariusz-marzenie. Jednak dla Turcji, która jeszcze kilka lat temu chciała być potęgą, to podsumowanie kilkuletniego kryzysu, mogącego się dalej stale pogłębiać. I trudno uwierzyć, że ściągani na prędce do Galatasaray Mauro Icardi, Juan Mata czy kilku innych graczy, nagle odmienią los tureckiej piłki.

Sny o potędze

Turecka Super Lig weszła w XXI wiek jako jedna z lepszych lig w Europie. Rzecz jasna do takich rozgrywek jak La Liga, Premier League, Serie A, Bundesliga czy Ligue 1 mogła się jedynie zbliżać na bezpieczny dystans, ale konkurowanie z liderami drugiego szeregu było możliwe. W rankingu krajowym UEFA w roku 2001 została sklasyfikowana na siódmej pozycji. Przed Grecją, Rosją czy Portugalią i z niezbyt dużą stratą do Holandii.
Na przełomie wieków wielką robotę dla całego tureckiego futbolu klubowego zrobiło Galatasaray, m.in. wygrywając w sezonie 1999/00 Puchar UEFA. Później “Galata” pokonała w Superpucharze Europy Real Madryt, po dwóch golach Mario Jardela. Co więcej, w rozgrywkach 2000/01 zespół ze Stambułu z dobrej strony pokazał się w Lidze Mistrzów, odpadając dopiero w ćwierćfinale, także z “Królewskimi”.
Te wyniki nie wzięły się z przypadku. Nad Bosforem pojawili się bowiem naprawdę uznani gracze. Gdy trenerem drużyny został legendarny Fatih Terim, ściągnięto kilku reprezentantów Rumunii, na czele z Gheorghem Hagim. Strzeleckimi popisami zachwycał Hakan Sukur, który później z reprezentacją wywalczył trzecie miejsce na mundialu w 2002 roku. Zresztą sukces kadry nie był bez znaczenia.
Turcy mogli iść tropem m.in. Chorwacji, która przywiozła brąz z turnieju we Francji w 1998 roku. Zamiast jednak, tak jak Chorwaci, skupić się na szkoleniu i sprzedawaniu piłkarzy, Turkom zamarzyła się liga konkurująca z najlepszymi. Dodatkowo tureckie kluby miały pieniądze, zatem nic stało na przeszkodzie, aby spróbować podbić europejskie salony.

Polityczne obietnice

Naprzeciw ambicjom klubów wyszła też krajowa polityka. Gdy w 2003 roku premierem Turcji został Recep Erdogan, obietnice złotych gór były bezkresne. Turcja miała w 20 lat stać się gospodarczą potęgą, krajem liczącym się na świecie, który będzie święcił sukcesy ekonomiczne. I nie tylko. W tym przypadku futbol, jak to często bywa, stał się idealną machiną do szerzenia propagandy wewnętrznej i zewnętrznej. Poza tym, włodarze klubów popłynęli na fali finansowego boomu, wierząc w niego bezkrytycznie.
Początek rządów Erdogana rzeczywiście przyniósł ogromny, kilkudziesięcioprocentowy wzrost gospodarczy. Początkowo wydawało się, że Turcja to pod tym względem cud na skalę światową. Erdogan, z wykształcenia ekonomista, postawił na agresywne strategie mające zapewnić powodzenie jego polityki. Naprawiając bankowy system i stawiając na spore inwestycje zyskał zresztą spore poparcie. Rząd w Ankarze gładko przeszedł nawet przez kryzys w latach 2007-2009. Stosunkowo szybko uporał się ze spadkiem gospodarczym i recesją, które następnie odbił sobie szybkimi wzrostami.
Turcja rozwijała się w tempie błyskawicznym. Jednym z elementów wspomnianej strategii było zadłużanie się, do którego w pewnym sensie zachęcano wszystkich. Od inwestorów po osoby prywatne. To ,co początkowo imponowało światowym ekspertom, z czasem zaczęło budzić obawy. Czy turecka gospodarka jest w stanie wytrzymać takie tempo? Czy bańka w końcu nie pęknie? Jak pokazały ostatnie lata, tak rozpędzony pociąg ostatecznie się wykoleił. Przez polityczne działania Erdogana, który od 2014 roku jest prezydentem kraju, a także z powodu sytuacji na świecie, Turcja wpadła w ogromny kryzys. Szalejąca inflacja i słaba waluta przyłożyły się na problemy wielu przedsiębiorstw. Drastycznie wzrosło zagraniczne zadłużenie, a przez pandemię spadły dochody w wielu sektorach, przede wszystkim w turystyce.
Kwestia tureckiego kryzysu gospodarczego jest rzecz jasna rzeczą o wiele bardziej złożoną, którą nie sposób wyjaśnić w ledwie kilku zdaniach, jednak właśnie w tym miejscu znajdziemy źródło tego, co obecnie dzieje się z tureckimi klubami piłkarskimi. Skutki załamania odczuło wiele przedsiębiorstw, a ratowanie biznesów kosztem futbolu stało się dość oczywistym trendem.

Finansowe rozpasanie

Początkowe sukcesy rządów Erdogana zachęciły włodarzy klubów do prowadzenia odważnych inwestycji. Tym bardziej, że głowa państwa jest w piłce nożnej zakochana. Prezydent niejednokrotnie opowiadał o swojej sportowej przygodzie w latach młodości, snując nawet teorie o tym, że mógł w futbolu osiągnąć coś jako zawodnik.
Mając za mecenasa najważniejszą osobę w Turcji, nie dziwił optymizm właścicieli drużyn. Jeśli kibic numer jeden w kraju mówi, że zrobi z Super Lig potęgę, to tak po prostu miało się stać. Wiadome było, że cel ten osiągnąć, trzeba nad Bosfor ściągnąć ludzi o uznanej marce. Czym przekonać światowe gwiazdy, nawet te powoli opadające, do grania w Turcji? Postawiono na kompleksowe rozwiązania, za którymi jednak stały wyłącznie duże pieniądze.
Tym samym w minionych latach do Turcji trafiali piłkarze o naprawdę głośnych nazwiskach. Zazwyczaj nie płacono za nich dużych sum odstępnego, ale już na same pensje i zapewnienie komfortu trzeba było wydawać krocie. Tacy gracze jak Wesley Sneijder, Robin van Persie, Didier Drogba, Nicolas Anelka, Ricardo Quaresma, Radamel Falcao, Raul Meireles, Robinho czy Mateja Kezman, to tylko wierzchołek góry lodowej. Oczywiście, kilku z nich w Turcji się sprawdziło. Wiele było też transferowych niewypałów, jak choćby sprowadzony do Adany Demirspor Anderson. Wszystkim jednak Turcy gwarantowali wygodne życie, wysokie pensje i status pół-bogów. W końcu kibice w tamtych stronach są wyjątkowo fanatyczni.
Przepłacanie piłkarzy sprawiło, że kluby w Turcji miały problemy finansowe jeszcze przed wielkim kryzysem finansowym w całym kraju. Stale rosnące zadłużenie, przy jednocześnie niepokrywających ich aktywach, podnoszono już w 2016 roku, gdy za nieprzestrzeganie zasad Finansowego Fair Play UEFA zawiesiła w europejskich rozgrywkach Galatasaray. Czy to zmieniło zasady działania klubów Super Lig? Niekoniecznie.
Jeśli już wtedy było źle, to ekonomiczny kryzys w całym kraju musiał spowodować drastyczne cięcia. To nie mogło pozostać bez wpływu na piłkarską jakość, tym bardziej, że w Turcji przespali czas, w którym należało postawić na oddolny rozwój.

Nieudolne zarządzanie

O tym, że turecki futbol był zarządzany w sposób niezbyt rozsądny, świadczyć może również kondycja drużyny narodowej. Turcja nie zakwalifikowała się pięć kolejnych mundiali z rzędu. Na mistrzostwach Europy nie odegrała większej roli od półfinału w 2008 roku. Przypomnijmy, że w 2002 roku zdobyła na MŚ w Korei i Japonii brąz, zatem nie jest tak, że nie było nad Bosforem z czego lepić rodzimych talentów.
Co poszło nie tak? Rozwój klubowej piłki oparł się przede wszystkim na ściąganiu gwiazd zza granicy. Nie udało się wychować kolejnego pokolenia potencjalnych medalistów, co jest kamyczkiem do ogródka odpowiedzialnych za zarządzanie poszczególnymi zespołami. Pieniądze przepalone na starzejących się gwiazdorów przepadły bezpowrotnie, a rozglądając się po kadrach czołowych klubów w Turcji, trudno widzieć potencjał na wielomilionowe zyski ze sprzedaży młodych graczy. Najwyżej wycenianym graczem występującym nadal w rodzimej lidze jest 26-letni bramkarz Trabzonsporu, Ugurcan Cakir, którego wartość to 18 mln euro.
Turcy nie słyną zresztą z dużych zarobków na transferach wychodzących. No bo i na kim mieliby zarabiać? Nawet jeśli sprowadzane do Super Lig wielkie nazwiska spełniały oczekiwania, to byli to gracze u schyłku kariery. Przez lata model biznesowy opierał się na inwestowaniu w piłkarzy, a zarabianiu na kibicach i prawach telewizyjnych. Tu jednak źródełko także zaczęło wysychać.
O ile swego czasu liga turecka przyciągała, choćby ze względu na kilka głośnych nazwisk, o tyle ostatnio nie widać chętnych do wydawania milionów na prawa do transmisji. Kibice w kraju, którzy muszą borykać się z własnymi problemami finansowymi, także wydają mniej na bilety czy klubowe gadżety. Tureckie kluby nie zbudowały fanowskich struktur na świecie. Być może znajdą się fani “wielkiej trójki” ze Stambułu czy Trabzonsporu gdzieś poza Turcją, ale to zupełnie inna skala niż w przypadku największych europejskich marek.
Teraz na budowanie poważnego systemu szkolenia jest już trochę za późno. Co więcej, Turcy nadal brną w stary i niekoniecznie sprawdzony środek działania, czego przykładem są ostatnie ruchy Galatasaray. Uśpiony gigant chce wrócić na szczyt i w tym celu sprowadził takich piłkarzy jak Mauro Icardi, Juan Mata czy Lucas Torreira. Nazwiska nadal robią wrażenie, ale to kolejne spadające gwiazdy lądujące w Turcji.
Czy turecką piłkę czeka jeszcze większa zapaść? Przykład “Galaty” pokazuje, że nadal możemy być świadkami funkcjonowania na kredyt, przy sporych zadłużeniach. W końcu tamtejsi działacze poprzez kluby piłkarskie kręcą również swoje biznesy, a sport zawsze jest dobrym miejscem do obrotu pieniędzmi. Mimo wszystko byłoby sporym zaskoczeniem, gdyby kluby Super Lig w najbliższych latach zbliżyły się do czasów swojej świetności.

Przeczytaj również