Lech Poznań odpada w znany i najgorszy dla siebie sposób. "To znowu się wydarzyło"

Lech odpada w znany i najgorszy dla siebie sposób. "To znowu się wydarzyło"
Paweł Jaskółka/Press Focus
Dawid - Dobrasz
Dawid Dobrasz28 Feb · 09:09
Jedno jest pewne. Lech Poznań w sezonie 2023/24 nie zdobędzie dubletu, na który czeka 40 lat. Nie zdobędzie Pucharu Polski, na który czeka od 15 lat i poczeka jeszcze przynajmniej rok. "Kolejorz" po dwóch całkiem niezłych pierwszych meczach ligowych za kadencji Mariusza Rumaka zaliczył dwa gorsze i luty kończy ze smutkiem na twarzy. Czy dało się tego uniknąć?
Lech Poznań i Puchar Polski to niedopasowana para. Ostatni raz "Kolejorz" to trofeum zdobył w 2009 roku, kiedy o sile drużyny stanowili tacy zawodnicy jak Robert Lewandowski czy Sławomir Peszko. Ten pierwszy zbliża się do końca kariery, drugi już ją zakończył. Został trenerem i udziela się w federacji freak-fightowych.
Dalsza część tekstu pod wideo
Właściwie biorąc pod uwagę historię Lecha w Pucharze Polski, to celnie określił to Mateusz Święcicki: "Dzieje Lecha w Pucharze Polski po zwycięstwie w 2009 roku to jest pasmo udręk, niewykorzystanych szans, kompromitujących porażek, ewentualnie upadków na pysk tuż przed metą (pięć przegranych finałów). Było w tym czasie wszystko".
W pewien sposób trudno to logicznie wytłumaczyć, ale w przypadku Lecha - to znowu się wydarzyło. Okej, we wtorek zmierzyły się dwie najlepiej punktujące drużyny z czołówki w 2024 roku, ale dostać gola na 2. minuty przed rzutami karnymi... to jest w stylu "Kolejorz". Przed meczem kilku kibiców wieszczyło taki scenariusz. Jeden z nich prawie dokładnie trafił z minutą gola, bo pomylił się o minutę... To tylko oznacza, jak kibice i sympatycy Lecha są naznaczeni tymi porażkami. Że z tyłu głowy mają, że to się może znowu wydarzyć. I może... słusznie. Czy tego jednak dało się uniknąć?

Lech zawiódł

Jasne, Lech zawiódł. Siebie i swoich kibiców. To kolejny smutny wieczór dla Lecha Poznań, a w tym sezonie ta drużyna sprawiła ich aż nadto. Była Trnawa, była Pogoń Szczecin dwukrotnie, było wypuszczone 3:0 z Jagiellonią Białystok, by na koniec roku dobić takimi zdarzeniami jak porażki u siebie z Widzewem czy Piastem, albo wypuszczenie 2:0 w meczu z Radomiakiem, po którym dokonano zmiany na stanowisku trenera.
Minęły dwa miesiące i Lech jest już poza Pucharem Polski. Odpadł z Pogonią Szczecin, która w tym sezonie potrafiła sprawić Lechowi sporo przykrości, a to nie ostatni mecz obu drużyn w tym sezonie.
Jeśli chodzi o 2024 rok, to miało to być nowe otwarcie. Zaczęło się bardzo dobrze. Od sześciu punktów w meczach z Zagłębiem Lubin i Jagiellonią Białystok, na której terenie nikt nie wygrał od 24 lutego 2023 roku. Jednak złym sygnałem była druga połowa meczu w Białymstoku, gdzie Lech zagrał najgorsze 45 minut w tym sezonie. Potem przyszło spotkanie ze Śląskiem Wrocław, w którym nikt nie chciał przegrać, a oba zespoły miały za mało argumentów w ofensywie, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Dlatego po tych spotkaniach najważniejszym sprawdzianem był właśnie mecz z Pogonią Szczecin. Na pewno Lech nie ma szczęścia, bo drużynę cały czas trapią kontuzję. Przed meczem ze Śląskiem na ostatniej prostej wypadł Sousa i Murawski. Na spotkanie z Pogonią rozchorował się Gurgul, a dalej do dyspozycji trenera nie jest Mikael Ishak.
I to było po Lechu widać. Kiedy w ciągu 18 dni "Kolejorz" rozegrał 4 mecze, z czego trzy z ligową czołówką, nie było z czego dołożyć. W środę fatalny mecz w ofensywie zagrali wszyscy zawodnicy. Mariusz Rumak w regulaminowym czasie gry nic nie zmieniał i tu można zarzucić trenerowi Lecha brak chęci podjęcia ryzyka oraz dokonania roszad. Po meczu szkoleniowiec mówił, że "Rozmawialiśmy na ławce na temat tych zmian i wydawało się, że ten zespół dobrze funkcjonuje. Czasami lepsze jest wrogiem dobrego i powstrzymałem się do przerwy. To była kwestia pięciu minut".
Mariusz Rumak podczas meczu z Zagłębiem, 10.02.2024
Pawel Jaskolka / pressfocus
Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że brak podjęcia ryzyka i liczenie na rzuty karne sprawiło, iż Lech przegrał ten mecz w najgorszy i znany dla siebie sposób. Mariusz Rumak zaznaczał, że jest bardziej doświadczonym trenerem, ale wydaje się, że właśnie tego doświadczenia w zarządzaniu meczem zabrakło nowemu-staremu szkoleniowcowi poznaniaków.
Tym bardziej martwić lechitów może ich indolencja strzelecka w ataku. Licząc starcie z Jagiellonią Białystok, Lech nie strzelił gola od 240 minut, czyli 4,5 godziny... Jak na dość duży potencjał ofensywny Lecha, to sytuacja, która nie powinna mieć miejsca. Tym bardziej grając dwa mecze u siebie. Nawet przy najlepszej defensywie w lidze w przypadku Śląska Wrocław.

Reperkusje

Nic jednak nie dzieje się bez przyczyny. W klubie dobrze wiedzieli, że Ishak przy problemach z żebrem nie będzie dostępny przynajmniej przez miesiąc. O Sobiechu nie wspominając, bo jego w tym sezonie już nie zobaczymy. Zaryzykowano z grą na jednego napastnika. Przy braku kilku innych piłkarzy spotkanie z Pogonią zakończyło czterech skrzydłowych na boisku w jednym czasie...
O ile nie można odmówić Lechowi poprawy gry w defensywie, to w ofensywie jest zastanawiający marazm. Bardzo słabe spotkanie zaliczyli Velde, Marchwiński, Szymczak i Hotić. Wszyscy są w delikatnym kryzysie. Na 90 minut nie są gotowi Gholizadeh czy Ba Loua. Nie mówiąc o takim Eliasie Anderssonie, który w takim meczu nie podnosi się nawet z ławki rezerwowych. Jasne, potencjał Lecha w ofensywie jest być może największy w lidze, ale trudno dzisiaj nie zarzucić działaczom Lecha, że nie zrobili chociaż jednego transferu do ofensywy, który w takiej sytuacji jak w meczu z Pogonią mógłbym pomóc. Zabrakło pomocy działaczy trenerowi, który też był (jest) sporą niewiadomą.
Piotr Rutkowski wybrał Mariusza Rumaka. Zostawił mu kadrę taką, jaką miał John van den Brom i oczekiwał poprawy. Tę poprawę było widać, ale w ofensywie Lech nie istnieje kolejny mecz. Jasne, lechici mieli bardzo trudny terminarz, ale dzisiaj przed "Kolejorzem" 12 meczów i walka na jednym froncie. Jeśli ktoś w Poznaniu z działaczy przewidywał, że nie ma co robić transferów, bo i tak się tak skończy, to podziwiamy wizjonerstwo. W sumie kilku kibiców to przewidziało, ale jednak trudno z perspektywy tego co się wydarzyło zrozumieć, że nie sprowadzono chociażby jednego zawodnika w zimowym oknie, aby wspomógł drużynę w walce o dublet.
Dziś Lech znowu jest poobijany. W niedzielę jedzie do Częstochowy, gdzie w tym sezonie nikt jeszcze nie wygrał. To spotkanie dwóch obitych, z których - w przypadku braku remisu - sytuacja jednych zrobi się naprawdę nieciekawa.

Nadzieje

Lech dalej liczy się w walce o mistrzostwo. Według bukmacherów - na 28 lutego - jest głównym faworytem do tytułu, na co wpływ miała liczba zdobytych punktów w pierwszych trzech meczach, mimo wszystko dość silna kadra oraz potknięcia rywali. Jeśli "Kolejorz" szybko się podniesie, to mimo tylu ciosów w serca swoich fanów jest w stanie do ostatniej kolejki walczyć o tytuł. To cały czas jest możliwe, ale Lech musi zacząć grać konkretniej w ofensywie.
Lech Poznań, Pogoń Szczecin, Filip Marchwiński
Paweł Jaskółka/Press Focus
Jasne - Mariusz Rumak i jego sztab pracują 2 miesiąće - najkrócej z całej czołówki. Mieli i mają na start iście morderczy terminarz, gdzie w trakcie bądź przed każdym meczem wypadał jakiś piłkarz. To nie są idealne warunki, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Dzisiaj w Poznaniu każdy oczekuje jednego - mistrzostwa Polski i teraz przed Lechem nie ma już wymówek. Nadzieje cały czas są, chociaż po takim meczu pewnie u wielu osłabły. Szczególnie z taką grą Lecha w ofensywie, bo jednak bez zdobywania bramek trudno mówić o mistrzostwie kraju, nawet przy tak wielu wpadkach ze strony rywali.
To będzie bardzo ciekawy sezon i pytanie, czy choć na samym końcu okaże się radosnym dla lechitów. Na dzisiaj ciężko to uwierzyć, kiedy trzeba otrzepać się z kolejnej bolesnej porażki w sezonie 2023/24 i przygotować plany na majówkę.

Przeczytaj również