Lech Poznań dumą polskiej piłki. Van den Brom może triumfować. "Odrodzenie tego piłkarza to duży sukces"

Lech dumą polskiej piłki. Van den Brom może triumfować. "Odrodzenie tego piłkarza to duży sukces"
Foto Bildbyran / PressFocus
Lech Poznań raz jeszcze udowodnił, że tworzy historię i dokonuje rzeczy wielkich dla polskiej piłki. A co najlepsze, wydaje się, że sufitem tej drużyny wcale nie jest ćwierćfinał Ligi Konferencji.
Taka rola krytyka, że gdy wygłaszasz mocną, absurdalną tezę na temat jakiejś drużyny, musisz liczyć się, że wróci do ciebie rykoszetem ze zdwojoną siłą przy szybkich sukcesach zespołu, wytykając brak racji i odlot na inną planetę.
Dalsza część tekstu pod wideo
To tak jeszcze a propos słynnych słów o tym, że Lech Poznań wyglądał na wyjeździe z Bodo/Glimt jak “drwale, kierowcy ciężarówek i pracownicy firm przeprowadzkowych” i się tam “skompromitował”. Dziś brzmią one jeszcze bardziej kuriozalnie. Cóż, jak widać, nawet osiągnięcia w “Pucharze Biedronki” potrafią wprawić piłkarzy i cały klub w euforię.
Dość już jednak szpilek i medialnych kuksańców. Skupmy się na “Kolejorzu”, bo mistrzowie Polski zasłużyli na cały splendor spływający na nich po znokautowaniu Djurgarden. Wynik 5:0 w dwumeczu, szczególnie na tym etapie rozgrywek, jest bowiem właśnie nokautem. Nawet jeśli leżący na deskach rywal został dobity w samej końcówce, tuż przed gongiem. I przy tym warto podkreślić siłę lechitów, a nie skupiać się na słabości przeciwnika. Gra poznaniaków robiła wrażenie. John van den Brom, którego praca była wielokrotnie podważana, znów zdał najważniejszy egzamin z wyróżnieniem. Jego piłkarze imponowali organizacją taktyczną na boisku. Chodzili jak w szwajcarskim zegarku. Kręgosłup drużyny w postaci bramkarza, linii obrony i dwóch najbardziej cofniętych pomocników pozostał nienaruszony.
Świetnie spisał się Bartosz Salamon, który wrócił do składu i zagrał właściwie bezbłędne 90 minut. Odpowiedział tym samym w najlepszy możliwy sposób na niedawną “drzemkę” w lidze, która skończyła się golem Piasta Gliwice. “Sali” zresztą szybko publicznie przyznał się do tamtego błędu, pokazując dużą klasę, na co nie wszyscy piłkarze (a pewnie mniejszość) byliby się w stanie zdobyć. A teraz dopełnił rehabilitacji heroicznym występem w Sztokholmie.
Osobno warto też wyróżnić Pedro Rebocho. Jesienią Portugalczyk nie przypominał samego siebie z sezonu 2021/22. Popełniał proste błędy, także na arenie międzynarodowej, sprawiał wrażenie zagubionego, grającego niekiedy jakby w slow-motion. Trener próbował jego kosztem Barry’ego Douglasa czy Alana Czerwińskiego. Teraz nie ma jednak wątpliwości, że to znów Rebocho jest numerem jeden. Na Tele2 Arenie zagrał koncert. Jak słusznie zauważył nasz dziennikarz Dawid Dobrasz, lewonożny piłkarz kompletnie zablokował swoją stronę boiska. Był doskonały, a przy tym zaliczył przecież asystę, wykładając “patelnię” Marchwińskiemu. Odrodzenie Rebocho to kolejny plusik, który wypada postawić przy nazwisku Johna van den Broma.
Holender ma pełne prawo triumfować. Jego pomysły niezmiennie się bronią. Obroniło się wyczekiwane zaufanie dla Afonso Sousy, który w Szwecji zanotował chyba najlepszy występ w barwach “Kolejorza”. Kolejne szanse sumiennie spłaca Filip Szymczak, harujący jak wół dla zespołu, rosnący z każdym miesiącem nabierania doświadczenia w Europie. Bilans pięciu czystych kont z rzędu wykręcił Filip Bednarek, tyle razy określany jako “zbyt słaby” na bycie etatową “jedynką” między słupkami poznaniaków. Tak się buduje zespół, tak kładzie solidne fundamenty pod sukcesy, które właśnie nadeszły.
Chapeau bas dla van den Broma również za poprowadzenie 90 minut w Sztokholmie. Na boiskowe wydarzenia reagował szybko i rozsądnie. Zmiennicy Nika Kwekweskiri i Filip Marchwiński dali konkrety pod bramką przeciwnika. Nie zawiedli też Adriel Ba Loua oraz Filip Dagerstal, Szwed imponujący spokojem niezależnie od tego, czy gra na środku obrony, czy “szóstce”. Co więcej, holenderski trener przytomnie uniemożliwił drużynie większe osłabienie na ćwierćfinał, bo po kolei ściągał z murawy piłkarzy zagrożonych czerwoną kartką teraz lub żółtą dającą zawieszenie na kolejny mecz. Szkoda jedynie, że “wykartkował” się Radosław Murawski.
Ale i bez niego lechici powinni podjąć rękawicę w walce o spełnianie kolejnych marzeń. Wydaje się, że Murawski nie przesadził, gdy 24 lutego był gościem naszego kanału Youtube i został zapytany o “sufit” drużyny w tym sezonie Ligi Konferencji.
Będąc w najlepszej ósemce europejskich rozgrywek masz pełne prawo marzyć o finale, zaplanowanym w stolicy Czech na 7 czerwca.
- Jak doszliśmy tak daleko, jesteśmy w ćwierćfinale i walczymy o półfinał, to... czemu nie iść dalej. Jesteśmy mocni, czujemy się świetnie, jesteśmy pewni siebie. Chcemy, żeby przygoda w Europie trwała jak najdłużej - zapowiada Piotr Rutkowski.
Lech może mierzyć wysoko, bo droga, którą przeszedł w Lidze Konferencji, go do tego upoważnia. Poznaniacy tworzą historię. Nie tylko własnego klubu. Kto by pomyślał, że 20 kwietnia nadal będziemy mieć reprezentanta w europejskich pucharach? To jest ogromny sukces “Kolejorza”. Ogromny, wart podkreślania na każdym kroku. Brawo lechici. Jesteście dumą polskiej piłki.

Przeczytaj również