Legia. Dariusz Mioduski obawia się o swoje bezpieczeństwo. Podjął już zdecydowane kroki [NASZ NEWS]

Dariusz Mioduski obawia się o swoje bezpieczeństwo. Podjął już zdecydowane kroki [NASZ NEWS]
Adam Starszynski / PressFocus
W drużynie Legii uczucie ulgi, u prezesa Mioduskiego obawy o własne zdrowie. Na tyle duże, że zdecydował się podjąć w tej sprawie ważne i zdecydowane kroki.
Na koniec roku przy Łazienkowskiej słychać duże westchnienie ulgi. A to dlatego, że fatalna runda jesienna w Ekstraklasie w końcu dobiegła końca. Tej przerwy wypatrywano w klubie jak zbawienia. Nie tylko dlatego, że zawodnicy mieli już dość. Jednocześnie atmosfera zgęstniała na tyle, również na trybunach. Przerwa ma więc wszystkim dobrze zrobić.
Dalsza część tekstu pod wideo

Awaria prądu

Legioniści w starciu z Radomiakiem (0:3) wyglądali makabrycznie, zwłaszcza w drugiej połowie. Przed przerwą wciąż aktualni mistrzowie Polski byli stroną prowadzącą grę, długo utrzymywali się przy piłce. Stworzyli sobie jednak tylko jedną okazję. Trudno było się oprzeć wrażeniu, że wszystko dzieje się na warunkach postawionych przez głęboko cofniętych, broniących całym zespołem od 40 metrach gości. Zresztą Radomiak, choć atakował z rzadka, to dużo groźniej. W końcu zdobył bramkę po kolejnym stałym fragmencie.
- To nasz olbrzymi problem. Reagujemy nerwowo już jak piłka leci dośrodkowana ze stałego fragmentu, zupełnie tracimy głowę - usłyszeliśmy w Książenicach.
Gol pozbawił legionistów resztek pewności siebie. Rozsypali się jak domek z kart. Właściwie nie potrafili odpowiedzieć, zaczęli popełniać kolejne błędy w obronie. Wyglądali na całkowicie rozbitych mentalnie. Ale to nie było jedynym problemem. Dużo do myślenia dał Aleksandar Vuković już na pomeczowej konferencji:
- Zastaliśmy drużynę "leżącą na podłodze" i w dwa dni musieliśmy ją podnieść do meczu z Zagłębiem. (…) Widać, że bak jest pusty.

Co miał na myśli trener?

- Jesteśmy fatalnie przygotowani fizycznie. Fatalnie - podkreślają w Legii.
Zawodnicy przygotowywani byli przede wszystkim na eliminacyjne mecze europejskich pucharów. W nich mieli wyglądać najlepiej. Awans do fazy grupowej był priorytetem w klubie. Szczególną presję na trenera Czesława Michniewicza wywierał prezes Dariusz Mioduski. Potem ewentualne niedostatki miały zostać poprawione, ale okazało się, że nie ma na to czasu. Bo jak nawet bywały przerwy na zgrupowania reprezentacji, to część zawodników wyjeżdżała, inni leczyli kontuzje, pojawiły się też problemy zdrowotne. W sztabie uważają, że to obecnie podstawowy problem do rozwiązania.
- Na szczęście można to będzie nadrobić. Dla nas to bardzo ważne, że udało się zdiagnozować, czym zająć się w pierwszej kolejności - słyszymy.

Nie ma cudów

“Vuko” ponownie objął Legię tydzień temu. Przez ten czas odbył z zespołem raptem trzy treningi, z czego tylko dwa pełnowartościowe. Zagłębie Lubin było słabym rywalem, ma swoje problemy i przy olbrzymiej mobilizacji można było liczyć, że uda się ich pokonać. Radomiak to jednak rozpędzona drużyna, która przed przyjazdem do Warszawy nie przegrała 10 meczów z rzędu. W obecnej położeniu Legii, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, nie można było więc przyjąć, że będzie łatwo o punkty. Trenerzy też się z tym liczyli, choć w skrajnie krótkim czasie próbowali przygotować zespół jak najlepiej. Nie pomogła też sytuacja personalna. Ze składu z różnych przyczyn wypadli Tomas Pekhart i Yuri Ribeiro, którzy odegrali kluczowe role w wygranej z Zagłębiem. W dwóch meczach zespół Vukovicia zdobył trzy punkty.
- Jesteśmy dość zadowoleni z tego wyniku, mogło być znacznie gorzej - usłyszeliśmy w sztabie.
Co ciekawe, w tej porażce też znajdują powody do optymizmu. W Książenicach uważają bowiem, że druga wygrana z rzędu mogła doprowadzić do postrzegania Vukovicia jako Midasa, cudotwórcy i usprawiedliwiałaby twierdzenia, że zespół potrzebował tylko kolejnej zmiany szkoleniowca, by zacząć wygrywać. Tymczasem problemy są dużo głębsze, bardziej złożone i należy ich szukać przede wszystkim w klubowej strukturze. Kłopotem jest też konstrukcja kadry, w której brakuje piłkarzy na odpowiednim poziomie.
- Na kilku pozycjach brakuje jakości i zawodników gotowych do gry - mówił Vuković po meczu z Radomiakiem. To samo usłyszeliśmy w klubie: - Drużyna nie jest słaba. Wciąż można zestawić mocny wyjściowy skład. Nie została jednak odpowiednio przygotowany personalnie do rywalizacji na dwóch frontach. Gdy wypadnie jeden, czy drugi zawodnik, nie bardzo jest kim go zastąpić.

Coś optymistycznego

Gdy zapytaliśmy, czy powracających trenerów zaskoczyło coś pozytywnie w drużynie, dowiedzieliśmy się, że wola walki. W sztabie zdecydowanie więc odrzucają zarzuty kibiców, że zawodnicy byli i są zobojętniali na sytuację.
- Ten zespół nawet w kryzysie udowodnił, że chce walczyć. Ba, nawet podejmuje tę walkę. Wystarczy przypomnieć mecze z Napoli, czy Leicester. Nie brakuje im charakteru. Walczą dopóki starcza im paliwa. Na tym można budować, to nas bardzo cieszy. Nie możemy doczekać się zgrupowania. Czeka nas ogrom pracy, ale wiemy co i jak mamy robić. Wykorzystamy ten czas możliwie dobrze - usłyszeliśmy.

Kibice przeciw Mioduskiemu

W Warszawie było w ostatnich kilkunastu dniach bardzo nerwowo. Zaczęło się od poturbowania powracających z przegranego w Płocku meczu piłkarzy. Następnie kibice swą niechęć zaczęli adresować do właściciela i prezesa Dariusza Mioduskiego. W wielu punktach stolicy pojawiły się transparenty i napisy wzywające Mioduskiego do ustąpienia z funkcji prezesa. Podobne w treści apele kibice masowo umieszczali też w mediach społecznościowych.
transparenty legia
własne
Do powtórki doszło w niedzielę podczas meczu z Radomiakiem. Warszawscy fani dopingiem wspierali tylko zaprzyjaźnionych gości, a gdy sami zabierali głos, to ponawiali wezwania do Mioduskiego.
Według naszych informacji prezes wszystko to bardzo przeżywa. Szczególnie mocno dotykają go wyzwiska kibiców. Jednocześnie obawia się o swoje bezpieczeństwo. Na tyle, że wynajął ochronę. Mioduski w towarzystwie ochroniarza pojawił się na meczu z Radomiakiem.
Porażka w tym spotkaniu była 13. w tych rozgrywkach. W ten sposób Legia wyrównała mający 85 lat klubowy rekord ligowych przegranych w sezonie. W 1936 r. "Wojskowi" spadli z ligi.

Przeczytaj również