Marzył o wielkiej karierze, był w słynnym klubie, szybko zrezygnował. "Magia wyparowała. Wolałem umrzeć"

Marzył o wielkiej karierze, był w słynnym klubie, szybko zrezygnował. "Magia wyparowała. Wolałem umrzeć"
screen youtube
Dwie dekady temu w Szwecji nie zastanawiano się nad tym, czy Martin Bengtsson zrobi profesjonalną, piłkarską karierę. Wątpliwości dotyczyły jedynie tego, jak duża będzie to kariera. Wielki, futbolowy świat błyskawicznie zweryfikował jednak marzenia utalentowanego zawodnika. I to tak brutalnie, że niedawno nakręcono na ten temat film.
- Dziś nie jestem już tak rozdrażniony tym, że ludzie nie widzieli, co się ze mną działo - zapewnił po latach Martin Bengtsson w wywiadzie opublikowanym pod koniec czerwca na łamach dziennika “The Guardian”. - W Interze doszło do sytuacji, co do których nadal mogę być zły. Zacząłem pisać, by poradzić sobie z moją depresją, pozostać zdrowym i mieć odskocznię. Ale oni wyrzucili moje zapiski i powiedzieli, że “ludzie piłki nożnej” nie powinni pisać. To nie było w porządku.
Dalsza część tekstu pod wideo

Gwiazda

Na pierwszy rzut oka to historia, jakich wiele. Pewien mały chłopiec zamarzył sobie, że zostanie piłkarzem. I od najmłodszych lat z imponującą determinacją dążył do celu.
- W wieku siedmiu lub ośmiu lat rozpocząłem program, który sam stworzyłem - wspominał bohater tego artykułu w reportażu telewizyjnym, jaki wyemitowała kilka lat temu z jego udziałem telewizja “DW”. - Powiedziałem sobie, że poza treningami w klubie będę dodatkowo trenował samodzielnie przez trzy godziny dziennie.
Za dyscypliną poszły umiejętności. Na początku XXI wieku pochodzący z Orebro Martin Bengtsson był kapitanem młodzieżowej reprezentacji Szwecji do lat 17. Jako nastolatek zadebiutował ponadto w rodzimej lidze. Obserwowały go takie kluby, jak Inter, Chelsea czy Ajax. W jego ojczyźnie spodziewano się, że wielce utalentowany pomocnik zostanie następną, po Zlatanie Ibrahimoviciu, gwiazdą szwedzkiego futbolu.
I w tym miejscu, szybko, dochodzimy do wyjątkowości przytaczanej historii. Nie chodzi bowiem o to, że Bengtsson nie spełnił pokładanych w nim nadziei. On w zasadzie nie został nawet ostatecznie profesjonalnym piłkarzem. Swoją krótką karierę zakończył w wieku - uwaga! - 19 lat.

Tragedia

Jak to możliwe, że typowany na gwiazdę nie tyle szwedzkiego, co europejskiego futbolu Martin Bengtsson tak wcześnie zawiesił piłkarskie buty na kołku? Jego kariera znalazła swój kres de facto tam, gdzie miała na dobre się rozpocząć: podczas niespełna rocznego pobytu w Akademii Interu. Ponadprzeciętnie uzdolniony pomocnik przeprowadził się do Mediolanu jako 18-latek. I w zaledwie kilka miesięcy przekonał się, że piłka nożna na najwyższym, światowym poziomie wygląda zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażał.
- W wieku pięciu lat marzyłem o grze na San Siro - powiedział Bengtsson dziennikarzowi “Sky Sports”, Adamowi Bate’owi. - Kiedy tam dotarłem, znalazłem się tak blisko mojego celu. Ale kiedy go osiągnąłem, coś stało się z moim złudzeniem, które jako dziecku przynosiło mi tyle radości. Kiedy zobaczyłem ten świat na własne oczy, magia po prostu wyparowała. Moim celem było dostanie się do Włoch. Tragedia polegała na tym, że znalazłem się tak blisko i to nie było dla mnie.
Zapoznając się z historią Bengtssona aż trudno uwierzyć, że przeszedł tak wiele w okresie zaledwie dziewięciu miesięcy. Jako zawodnik najstarszego, młodzieżowego zespołu Interu Bengtsson popadł w depresję, która doprowadziła go do, na szczęście nieudanej, próby samobójczej. W tamtych czasach, choć cofamy się nie dalej niż do 2004 roku, panująca w futbolu kultura nie pozwalała na okazanie jakiejkolwiek słabości.
- Było mi bardzo wstyd, że nie przebiłem się od razu do pierwszego zespołu Interu - przywoływał ostatnio Szwed. - Jeśli jesteś w stosunku do siebie zbyt wymagający, możesz wpaść w dołek i zacząć grać gorzej.
- Później czułem wstyd, że nie byłem wystarczająco silny, by kontynuować - dodał Bengtsson. - Nie chciałem pokazać, że byłem słaby. Nie chciałem powiedzieć, że już nie mogę. Wolałem umrzeć.

Brak wsparcia

Historia Martina Bengtssona ukazuje również szokujące zaniedbania w stosunku do młodych, aspirujących piłkarzy ze strony jednego z największych klubów piłkarskich w Europie. Według Szweda niespełna dwie dekady temu Inter nie zapewnił mu należytego wsparcia. Ani nie interesował się nim jako człowiekiem.
- Miałem w kontrakcie klauzulę mówiącą, że będę chodził do szkoły i uczył się języka włoskiego, ale to nigdy się nie wydarzyło - zdradził Szwed na łamach “The Guardian”. - Znajomość języka stanowi absolutnie integralną sprawę, umożliwiającą ci aklimatyzację w nowym miejscu. Bez tego jesteś znacznie bardziej zagubiony i samotny. Były chwile, kiedy czułem się całkowicie wykluczony.

Sukces

O Bengtssonie znowu zrobiło się w ostatnich dniach głośno za sprawą wejścia do brytyjskich kin poświęconego mu filmu. Produkcja pt. “Tigers” może stanowić przestrogę dla wszystkich młodych, aspirujących piłkarzy. Równocześnie kończy się jednak “happy endem”.
- To nie jest film o wygraniu i przegraniu meczu - zaznaczył reżyser produkcji, Ronnie Sandahl. - Tu chodzi o wygranie i przegranie w życiu. A Martin wygrywa. To historia sukcesu.
Ten artykuł rozpoczął się od nieprzypadkowo wybranego fragmentu. Piłkarskie problemy Bengtssona pozwoliły mu odkryć nową pasję. Okazało się, że ponadprzeciętnie uzdolniony zawodnik ma też inne talenty. Po porzuceniu futbolowych marzeń Szwed na szczęście na dobre wyzdrowiał i został dziennikarzem. Napisał także autobiografię pt. “W cieniu San Siro” oraz piosenkę poświęconą własnej próbie samobójczej, którą następnie sam zaśpiewał i wystąpił w nagranym do niej teledysku. Tytuł utworu? “Mentalny szpital”.
Bengtsson nie porzucił jednak całkowicie piłki nożnej.
- Wykorzystywałem pisanie jako sposób na złagodzenie presji w świecie futbolu - wspominał. - Teraz zwykle zabieram i idę pokopać piłkę, kiedy potrzebuję zrelaksować się od pracy ze słowami.

Wyzwanie

Po przedwczesnym zakończeniu swojego pobytu w Interze Martin Bengtsson grał jeszcze przez rok na poziomie czwartej klasy rozgrywkowej w Szwecji. To wtedy ostatecznie utwierdził się w przekonaniu, że piłka nożna nie jest czymś dla niego.
- Po sześciu miesiącach rozegrałem dobry mecz, a w lokalnej gazecie napisano, że “Bengtsson wrócił” - przywoływał po latach. - To był moment, w którym pomyślałem: “nie, to nie jest coś, czego nadal chcę”.
Dorosłemu życiu Bengtssona towarzyszy też ważna misja. Były zawodnik Primavery Interu od kilku lat odwiedza akademie rodzimych klubów, by podzielić się własną historią. A przede wszystkim uświadomić nastoletnich piłkarzy o potencjalnych zagrożeniach wynikających z postawienia wszystkiego na futbol. W jego misję doskonale wpisała się także produkcja wspomnianego filmu, który miał swoją premierę przed dwoma laty w Rzymie.
- Naprawdę mam nadzieję, że ten film otworzy dyskusję na temat akademii - zdradził przyświecającą mu ideę Bengtsson. - Trenerzy muszą zrozumieć psychologię towarzyszącą presji zarabiania lub bycia bliskim zarabiania dużych pieniędzy, a także gry przed wieloma ludźmi.
- Postawa na zasadzie: “kto jest wystarczająco silny i wystarczająco twardy, by się przebić” trwa stanowczo za długo - uważa Szwed. - To psychologia bardzo, bardzo starej szkoły.
Na istotne wyzwanie zwrócił ponadto uwagę reżyser filmu.
- W piłce nożnej jest tak wiele ekstremalnych osobowości - zauważył Ronnie Sandahl. - To dlatego, że aby się przebić, trzeba poświęcić wszystko. Zastanawiam się, czy nie tracimy wielu spośród najbardziej inteligentnych, kreatywnych zawodników, tych wrażliwych dzieciaków.
Dzieciaków, dodajmy, które przechodzą przez okres dojrzewania. Zupełnie tak, jak wszyscy ich rówieśnicy.
- Chciałem oddać uczucie odkrywania świata przez Martina - zaznaczył filmowiec. - Film opowiada zatem również o osiemnastolatku, który doświadcza pierwszego pocałunku, pierwszej dziewczyny, po raz pierwszy uprawia seks, zdobywa pierwsze doświadczenie upicia się oraz kupuje swój pierwszy samochód.
Przez ostatnie dwie dekady futbol niby wiele się nauczył. Ale historia Martina Bengtssona nadal wydaje się aktualna.

Przeczytaj również