"Mój ulubiony moment? Kopnięcie chuligana, który mnie wyzywał". Kung-Fu Cantona królował na Old Trafford

"Mój ulubiony moment? Kopnięcie chuligana, który mnie wyzywał". Kung-Fu Cantona królował na Old Trafford
premierleague.com
Przeglądając kadry Manchesteru United na przestrzeni lat, kiedy menedżerem „Czerwonych Diabłów” był Sir Alex Ferguson, można znaleźć od groma charakternych zawodników, z Royem Keanem na czele. Niemniej istną perełką wiodącą prym wśród największych łobuzów na angielskiej ziemi jest Eric Cantona. Jego znaki rozpoznawcze to szatańska siódemka na plecach, postawiony kołnierzyk, demoniczny temperament, twarde piłkarskie pojedynki na pograniczu faulu oraz pozbawiony krztyny litości wzrok. Jednym krótkim zdaniem: kapitan z piekła rodem.
Tak naprawdę francuski zawadiaka to obecnie żywa legenda, ikona, a nawet synonim dawnej drużyny z czarciej części Manchesteru. Wściekły na każdego i kochający wszystko, budzący respekt i irytację, protestujący za i aprobujący przeciw, pragnący wymordować publikę i czerpiący z jej umiłowania satysfakcję. Nie pozostawiał suchej nitki na prezesach, trenerach, a zwłaszcza na dziennikarzach, których potrafił nawet zmieszać z uryną: „Spójrzcie na reporterów. Mógłbym się na nich odlać”.
Dalsza część tekstu pod wideo
Pomimo że zdarzało mu się często psioczyć na sprawozdawców sportowych, oni wciąż do niego lgnęli, ponieważ zdawali sobie sprawę, że za chwilę przemówi do zgromadzonego tłumu uzbrojonego w dyktafony językiem poetyckim. Cantonę rozpierała duma, gdy mógł nosić na barkach brzemię futbolowego erudyty. Interesował się malarstwem, literaturą piękną, kinematografią i ponad wszelką miarę uwielbiał rozkładać na czynniki pierwsze teksty utworów zespołu “The Doors” pióra Jima Morrisona.

Guru z Polski

Gdy Eric debiutował w profesjonalnej piłce nożnej, graczem Auxerre był doświadczony i fenomenalny Andrzej Szarmach, do dziś uznawany za jednego z najwybitniejszych zawodników w dziejach klubu. W jednym z wywiadów Francuz został poproszony o komentarz odnośnie zawodowego podejścia Zlatana Ibrahimovicia do młodych adeptów futbolu. Cantona w samych superlatywach wypowiedział się o Szwedzie, porównując go do Szarmacha:
- Pamiętam, kiedy miałem 17 lat i grałem w jednym zespole z Andrzejem Szarmachem. Był to polski napastnik, który wystąpił w dwóch półfinałach Mistrzostw Świata. Był wielkim zawodnikiem i bardzo mi pomagał. Powiedziałem sobie wówczas, że gdy będę zbliżał się do zakończenia kariery, stanę się takim samym wzorem dla młodych, jak on był dla mnie. Teraz widzę, że Ibrahimović czyni to co ja, a wcześniej Szarmach – zaznaczył Cantona.
Wspaniale mieć możliwość wczytania się w słowa króla Old Trafford na temat naszego rodaka. Jeszcze piękniejszy jest fakt, że piłka nożna łączy pokolenia własną tożsamością, wielokulturowością, działaniem we wspólnym interesie na dobro tej cudownej dyscypliny, dlatego też apelujemy: Starszyzno, nie potępiaj młodości. Młodzieży, szanuj ludzi starszych.

Machlojka z kapelusza

Jak nadmieniliśmy powyżej, „King Eric” był kapitanem z prawdziwego zdarzenia. Najlepiej świadczy o tym anegdota dotycząca pewnego konkursu, który zapoczątkował Cantona. Po jednym z sezonów zawodnicy otrzymali wynagrodzenia po 800 funtów za udział w reklamach telewizyjnych oraz zaprezentowanie wizerunków na plakatach czy billboardach wyznaczonych przez dane firmy produktów.
Francuz zaproponował zabawę z nutką hazardu w tle, aby młodsi piłkarze „Czerwonych Diabłów” na własnej skórze poczuli dreszczyk emocji. Wszystkie czeki zostały wrzucone do kapelusza, a szczęściarz - którego czek będzie wyłowiony na końcu - inkasuje całą kwotę znajdującą się puli. Z nastoletnich graczy tylko Paul Scholes i Nicky Butt zaryzykowali uczestnictwo. Oczywiście los uśmiechnął się do Erica Cantony, który zgarnął łącznie 16 tysięcy funtów.
Nazajutrz Eric, zrealizowawszy zwycięskie czeki, ruszył do ośrodka z workiem pełnym gotówki, lecz wcale nie po to, by napawać się triumfem nad żółtodziobami. Kiedy ekipa zebrała się w szatni, wysypał zawartość worka na stół, po czym podzielił na dwa równe stosy. Chwilę później rzekł: - Osiem tysięcy dla Scholesa, osiem dla Butta. Ci dwaj mieli jaja, żeby przyłączyć się do zabawy, chociaż wcale ich na to nie stać. Idąc tropem klasycznego porzekadła: „Kto nie ryzykuje, nie pije szampana”.

Górnolotne uderzenie

25 stycznia 1995 roku - ta data dokładnie wryła się w pamięć sympatykom futbolu. Manchester United przyjechał na stadion zespołu Crystal Palace, żeby zdobyć łatwe trzy punkty i w dobrych humorach powrócić z tarczą na Old Trafford. Richard Shaw, odpowiadający za krycie Cantony, co chwilę dawał mu popalić, nie odstępując francuskiego napastnika na krok. Shaw podstępnie prowokował Erica nieczystymi zagraniami, aż ten rzucił się z pretensjami do sędziego Alana Wilkiego.
Podczas przerwy meczu, w szatni ManU, Sir Alex Ferguson próbował utemperować Cantonę, dostrzegając wzbierającą w nim złość. Tuż po rozpoczęciu drugiej połowy spotkania „Kingowi Ericowi” puściły nerwy i wymierzył sprawiedliwość, zapoznając Shawa z murawą. Arbiter wyciągnął czerwony kartonik, natomiast opuszczający boisko Francuz usłyszał od kibica Crystal Palace, Matthew Simmonsa, następujące słowa: „Spi***alaj pod prysznic, je**ny francuski bękarcie”. Cantona prędko wyciągnął konsekwencje wobec Simmonsa.
Po zakończeniu zawodów Eric niemal z drzwiami wkroczył do szatni sędziowskiej, wykrzykując pod adresem Wilkiego co mu ślina na język przyniosła. Oberwał Peter Schmeichel, Paul Ince, Lee Sharp, ale był człowiek, któremu „King Eric” nie śmiał podskoczyć nawet w najsporniejszych sytuacjach. Oczywiście mowa Alexie Fergusonie, który powiedział do Cantony: - Eric, rozczarowałeś mnie. Nie możesz robić takich rzeczy.
Trzeba przyznać, że w obliczu opisanego incydentu słynny szkoleniowiec wykazał się stoickim spokojem. Klub nałożył na zawodnika karę w postaci rozbratu z futbolem do końca kampanii, którą Football Association wydłużyła do września. Dodatkowo wyrokiem sądu został skazany na dwa tygodnie więzienia, co potem zamieniono na 120 godzin prac społecznych oraz 20 tysięcy funtów grzywny.
Cantona podsumował sprawę w swoim poetyckim stylu: - Kiedy mewy podążają za kutrem rybackim, robią to dlatego, ponieważ myślą, że ryby zostaną wrzucone wprost do morza. Następnie wyjaśnił, że wolą jego prawników było, żeby powiedział na konferencji cokolwiek, co nieco podreperowałoby nadszarpniętą reputację: - To nic nie znaczyło. Równie dobrze mogłem powiedzieć: Kurtyny są różowe, ale je kocham. Ot, cały Cantona!

King Eric

Francuskiemu napastnikowi wielokrotnie odbijała palma, ale był przy tym rewelacyjnym piłkarzem i tego odmówić mu nie można. Pod koniec bieżącego roku cierpiał katusze, gdy oglądał słabe spotkania w wykonaniu „Czerwonych Diabłów”, więc nie oszczędził zawodników swojej ukochanej drużyny, puentując ich występy przytoczonymi poniżej słowami.
Naturalnie, „King Eric” wielokrotnie nie gryzł się w język, jeśli chodzi o rozmaite kwestie związane bezpośrednio z piłką nożną, ale właśnie to stanowiło błysk wielkiego gracza: nazywał rzeczy po imieniu. Poza tym kapitalnie operował piłką, wymieniał podania z kolegami i zawsze potrafił znaleźć się w odpowiednim miejscu oraz czasie. Posiadał zdolności przywódcze, cechujące najwspanialsze gwiazdy w historii globalnego futbolu.
Chcieliśmy spiąć ten materiał piękną klamrą, więc oddajemy głos Ericowi Cantonie: „Artystą w moich oczach jest człowiek, który potrafi rozjaśnić ciemny pokój. Nigdy nie widziałem i prawdopodobnie nie zobaczę różnicy pomiędzy podaniem Pele do Carlosa Alberto podczas finału Mistrzostw Świata w 1970 roku a poezją młodego Rimbauda, który zachwyca się każdą rzeczą. Każdy z tych ludzi na swój sposób wyraża piękno, które daje ci poczucie wieczności”.
W związku z powyższym „King Eric” jest wieczny i basta!
Mateusz Połuszańczyk
Redakcja meczyki.pl
Mateusz Połuszańczyk , Mateusz Połuszańczyk
03 Apr 2020 · 10:35
Źródło: własne

Przeczytaj również