Mistrzostwa Europy zmieniają się w Puchar Sołtysa. W barażach może zagrać prawie każdy

Mistrzostwa Europy zmieniają się w Puchar Sołtysa. W barażach może zagrać prawie każdy
Review News
Czerwiec 2004 roku. W portugalskim Porto rozpoczyna się właśnie futbolowe święto. Tysiące kibiców na ulicach, w barach, na stadionie i przed telewizorami. Nadeszły upragnione mistrzostwa Europy. Turniej elitarny, raz na cztery lata wpuszczający w swoje szeregi zdecydowanie najlepsze drużyny Starego Kontynentu. Nie dostaniesz się tam, jeśli w eliminacjach nie byłeś przynajmniej bardzo dobry. Brzmi jak historia z innej epoki? Zdecydowanie. Dziś trzeba się bowiem naprawdę postarać, żeby na Euro nie awansować. Przy dobrych wiatrach, może się to udać bez żadnego zwycięstwa w eliminacjach i barażach.
Czemu zacząłem akurat od Euro 2004? Bo to pierwsze mistrzostwa Europy, które w pełni świadomie przeżyłem. Ależ one miały klimat! Grecka sensacja na otwarcie, grecka sensacja na koniec, płaczący Cristiano Ronaldo, rewelacyjne Czechy z Milanem Barosem na czele, równie znakomita Holandia, śmigająca po trawiastym stole “Roteiro”, Łotwa remisująca z Niemcami. Oj, działo się.
Dalsza część tekstu pod wideo
Można dziś pomyśleć: Łotwa? Bułgaria? Niby gdzie ta elitarność? Ale te drużyny musiały sobie ten awans wydrzeć! Wyszarpać w trudnych eliminacyjnych bojach! Łotysze poradzili sobie z Polską czy Węgrami, a w barażach odprawili z kwitkiem Turcję. Bułgarzy zostawili za plecami Chorwację i Belgię. Wszystko było przynajmniej w dużym stopniu zasłużone.
Dla przypomnienia: bezpośredni awans można było sobie przyklepać jedynie przez wygranie grupy (było tak do Euro 2012). Drużyny z drugich miejsc miały jeszcze szansę w barażu. Dochodził do tego gospodarz/gospodarze imprezy i gotowe. Proste jak budowa cepa. Działało? I to jak.

Co z tymi barażami?

A dziś? Mogę się założyć, że duża część z Was nawet nie wie o co chodzi z tą Ligą Narodów i związanymi z nią barażami, a próbując to pojąć wyglądacie jakoś tak...
Baraże
screen
Spokojnie. Miałem ten sam problem. Trzeba było trochę poszperać, żeby się faktycznie upewnić, bo wersje były różne. Początkowo mówiło się choćby, że zwycięzcy swoich dywizji w Lidze Narodów zapewnią sobie od razu udział w Euro. Nic takiego oczywiście nie miało miejsca.
Faktycznie, najlepsze drużyny poszczególnych dywizji miały zostać nagrodzone za dobre wyniki, ale pewnym miejscem w barażach. Problem w tym, że dwie pierwsze dywizje składały się z aż 24 drużyn i co logiczne, większość z nich zapewniła sobie awans przez grupy eliminacyjne. Oznacza to, że jeśli te same reprezentacje zagwarantowały sobie wcześniej baraże, to teraz niejako zwolnią w nich miejsca, na które wskoczą drużyny z dalszych pozycji. Będą to nawet reprezentacje, które wcale nie błyszczały w Lidze Narodów, a w eliminacjach radzą sobie słabo.

Nie wygrywasz meczów? Nie szkodzi

Przykład? Nasz ostatni rywal, a więc Izrael. W grupie eliminacyjnej zajmuje odległe piąte miejsce, wyprzedzając tylko Łotwę. Dużo lepiej nie było w Lidze Narodów. Tam dwa mecze wygrał, dwa też przegrał. Bez szału, ale udział w barażach i tak ma zapewniony. Wszystko dzięki dobrej postawie Finlandii i Szwecji, lepiej notowanych drużyn w Lidze Narodów, które awansowały na Euro przez eliminacje.
Jeszcze bardziej skrajne przypadki to Bułgaria i Białoruś. Ci pierwsi w niedzielę odnieśli swoje pierwsze zwycięstwo w grupie eliminacyjnej. Na koncie mają oszałamiające sześć punktów. W barażach jednak i tak zagrają. Doszłoby do tego nawet wówczas, gdyby przegrali wszystkie mecze.
Białoruś? Też może szykować się na baraże, bo w Lidze Narodów poradziła sobie z San Marino, Mołdawią i Luksemburgiem. Bez znaczenia, że w “nieco” bardziej wymagającej grupie eliminacyjnej uzbierała cztery punkty, wygrywając tylko jeden mecz z Estonią.
W teorii można więc zagrać przeciętnie w Lidze Narodów, przegrać wszystkie mecze w eliminacjach, w barażach remisować, skutecznie wykonując jedenastki, żeby awansować na Euro bez ŻADNEGO wygranego meczu eliminacyjnego i barażowego.
***
Zwiększenie liczby drużyn z 16 do 24 można było jeszcze jakoś przyjąć. Na Euro 2016 wcale nie wyglądało to źle, a ekipy pokroju Islandii, Węgier czy Albanii potrafiły wnieść nie tylko koloryt, ale i niezły poziom piłkarski. Przede wszystkim jednak, musiały sobie wcześniej ten awans naprawdę wywalczyć.
Teraz na turnieju mogą znaleźć się zupełnie przypadkowe reprezentacje. Liga Narodów miała sprawić, że znikną nic nie wnoszące mecze towarzyskie. Doprowadziła jednak do tego, że ucierpi prestiż mistrzostw Europy. Może od razu darujmy sobie jakieś eliminacje. Niech grają wszyscy. San Marino, Gibraltar, Mołdawia, reprezentacja Dolnego Śląska. Przecież łączy nas piłka.
Nie wspomnę już nawet o pomyśle rozgrywania turnieju w dwunastu różnych państwach. Dramat. Piłkarze będą latać przez całą Europę, jakby w trakcie sezonu im tego nie wystarczyło. Zresztą - możecie się ze mną nie zgadzać - mistrzostwa rozgrywane w jednym czy dwóch państwach miały swój szczególny klimat. Teraz jeden mecz będzie tu, drugi tam, trochę jak eliminacje albo ta nieszczęsna Liga Narodów.
Oczywiście, wszystko idzie do przodu, a zmiany są często konieczne. Nie można stać w miejscu. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że przybrały trochę niewłaściwy kierunek.
Dominik Budziński

Przeczytaj również