Młodzi, bramkostrzelni, pomarańczowi. Po latach posuchy u Holendrów wystrzeliły armaty

Młodzi, bramkostrzelni, pomarańczowi. Po latach posuchy u Holendrów wystrzeliły armaty
fstockphoto/shutterstock.com
Zatrzymanie aktywności sportowej z powodu kryzysu nie wpływa całkowicie na plany kadrowe drużyn przygotowujących się do restartu gry. O ile liga holenderska ma na razie wolne przynajmniej do początku września, to piłkarze z Eredivisie mogą być bohaterami najbliższego transferowego okienka. Zwłaszcza, jeśli potwierdzą się doniesienia, że tego lata w cenie będzie młodość, talent i zdolność do seryjnego zdobywania bramek. Jeśli tak, to przed szereg wychodzą dwa produkty “Made in Holland”.
Gdy Robin van Persie po raz ostatni zasalutował i definitywnie zamknął reprezentacyjny rozdział swej bogatej kariery, Holendrzy zachodzili w głowę, kto zajmie jego miejsce na szpicy „Oranje”. Wystarczyło zaledwie kilka lat, by stwierdzić: to był czas bessy u trzykrotnego finalisty Mistrzostw Świata. Szczególnie w ataku.
Dalsza część tekstu pod wideo
Opcje zostały ograniczone do tego stopnia, że selekcjonerzy stawiali na często katastrofalnego i jednowymiarowego Vincenta Janssena, Quincy’ego Promesa (ok, mającego ostatnio niezły sezon w Ajaxie) i Basa Dosta, którzy prawdopodobnie mieli więcej reprezentacyjnych występów, niż wskazywałby na to ich talent.
Wielki smutek po braku awansu na Euro 2016 i Mundial w 2018 roku sprowokował Holendrów do radykalnych kroków. Namówiono do powrotu Memphisa Depaya, podczas gdy reszta zespołu zaczęła wypełniać się nową generacją graczy (Frenkie de Jong, Matthijs de Ligt), na znaczeniu zyskały też niedoceniane wcześniej postaci (Virgil van Dijk czy Georginio Wijnaldum). Tylko jedna pozycja nadal wymagała użycia defibrylatora. Bez typowej „9” pomarańczowy gigant nie mógłby powstać z klęczek.
Kandydatów znaleziono (w zasadzie, sami się objawili) dwóch. Obaj z długoletnią perspektywą na bycie na topie.

Jeśli zdrowie pozwoli…

Każdy, kto wcześniej nie słyszał o Donyellu Malenie, z pewnością zetknął się z tym nazwiskiem we wrześniu 2019 roku. To wtedy PSV przejechało się po Vitesse 5:0, a wszystkie bramki dopisano na rachunek 21-letniego napastnika. Nikt w Eredivisie nie dokonał takiego czynu od 35 lat. - Jeśli tylko wywęszy szansę, będzie jak błyskawica. Donyell to prawdziwy zabójca - mówi jeden z tych, którzy odkryli talent młodziaka, Youri Mulder, były piłkarz Schalke.
Gdyby nie kontuzja odniesiona w połowie grudnia, dziś pewnie kończyłby sezon jako murowany król strzelców. Stan zdrowia snajpera staje się powoli sprawą narodową. Wszyscy mają w pamięci historię Marco van Bastena, który, będąc u szczytu, zrezygnował z gry właśnie ze względu na przedłużające się, uporczywe kontuzje.
Uszkodzenie chrząstki stawowej u Malena może stać się problematyczne i zahamować świetnie zapowiadającą się karierę. Z drugiej strony, znamy przykłady tych reprezentantów “Oranje”, którzy po serii urazów wracali i stanowili o sile swych drużyn. - Zawodnicy z dużą jakością, mogą odłożyć ją na lata. Overmars, Robben i inni, oni wszyscy wracali. A mówimy przecież o chłopaku dopiero zaczynającym sportowe życie - twierdzi Mulder.
Malen zna taki upór w drodze na szczyt, wprawdzie jeszcze nie z autopsji, lecz z telewizji. Jak twierdzi, siedem razy oglądał film „In Oranje”, historię o młodym piłkarzu z przedmieść Amsterdamu, goniącym marzenia o występach w drużynie narodowej. Donyell ma to za sobą. Zadebiutował we wrześniu ubiegłego roku, od razu w ważnym spotkaniu eliminacji do Mistrzostw Europy. Wchodząc w 58. minucie na Volksparkstadion w Hamburgu dał sygnał do ataku. To za jego sprawą udało się zatopić niemiecki okręt i to na obcym terenie.

Pechowy Londyn

Syn Holenderki i Surinamczyka w wieku 9 lat przeniósł się do Amsterdamu i zaczął uczęszczać do akademii Ajaxu. Trafił wprost pod skrzydła Dennisa Bergkampa i to właśnie on zainspirował go, by bardzo szybko wyjechał z Holandii i pobierał lekcje na Wyspach. Zaprowadziło go to do północnego Londynu, gdzie skalą zjawiska zainteresował się Arsene Wenger. Z powodów, które nie zostały do końca wyjaśnione, Arsenal odrzucił usługi Malena, mimo że regularnie strzelał dla drużyny U-18 i w rezerwach. W 2017 roku uczestniczy nawet w przedsezonowym tournee seniorskiej ekipy „The Gunners”. Sprzedali go do Eindhoven za bezcen, 600 tysięcy euro. Dziś jest wart 25 milionów.
Nic zresztą dziwnego, bo takiego zestawu umiejętności napastnika pożąda się w każdym większym klubie. Zdolność do dynamicznego łamania akcji, doskwieranie obrońcom dzięki przyspieszeniu na kilku metrach, a gdy jeszcze włączymy do tego naturalną biegłość w bliskim prowadzeniu piłki i opanowaniu przed bramką, to mamy do czynienia z piłkarzem przez duże „P”. Równie skuteczny jako atakujący rozstawiony na skrzydle, czy też jako typowy poacher, egzekutor.
Twierdził, że nigdy przykładał większej uwagi do pieniędzy. Chciał grać, dlatego cieszył się na możliwość opuszczenia Londynu i powrotu do ojczyzny. Ciekawe, że Arsenal w tym samym czasie na celowniku miał także jego rodaka.

Strzelec wyborowy

To Myron Boadu, napastnik AZ Alkmaar. Ostatnio redakcja goal.com umieściła go na 20. miejscu w rankingu 50 największych talentów piłki. Ma dopiero 19 lat, a zanim osiągnął pełnoletność, otrzymał oferty z różnych zakątków Europy. W tym także od „Kanonierów”. Nawet w tak młodym wieku konkurował o tytuł najlepszego strzelca ligi, a także stał się pierwszym reprezentantem urodzonym w XXI wieku, który strzelił gola w oficjalnym międzypaństwowym meczu. Jednym słowem: diament.
- Nic o nim nie wiesz, jeśli oceniasz go tylko na podstawie strzelonych goli i notowanych asyst - twierdzi trener AZ, Arne Slot. I ma rację, bo wkład Myrona jest znacznie większy niż sugerują liczby. Otoczony fantastycznym dryblerem i bezpośrednim zagrożeniem z lewej flanki, skrzydłowym Oussamą Idrissim, oraz 20-letnim Calvinem Stengsem, kolejnym supertalentem z kadry “Oranje”, Boadu idealnie wpasowuje się jako “dziewiątka” grająca na środku ataku.
Dorastając w dzielnicy Bijmer, niedaleko stadionu Ajaxu, swoje wczesne lata spędzał grając w piłkę na ulicy, a nawet w domu ze swoim bratem Reginaldem. Bardzo szybko zdał sobie sprawę z tego, że futbol musi być jego powołaniem. Wysłannicy „Ajacied” zostali nieoczekiwanie uprzedzeni przez prężnie działający skauting z Alkmaar. Następnie próbował zwabić go Arsenal, lecz, w przeciwieństwie do Malena, nastolatek dobrze wiedział, że aby się rozwijać, musi jak najszybciej dołączyć do dorosłego zespołu. U „Serogłowych” miał to jak w banku.
Wepchnięty do drużyny A przez trenera Johna van den Broma na początku poprzedniego sezonu, odwdzięczył się trzema golami w pięciu pierwszych występach w Eredivisie. Niestety i on zmagał się z kontuzją kolana, przedwcześnie kończąc sezon. Eksplozja talentu nastała wraz ze startem nowej edycji. 14 goli i 8 asyst w 24 meczach - halo, mamy tu godnego następcę Ruuda van Nistelrooya!
Sam stroni od takich porównań. Nie pozwala mu na to skromność. - Czasami muszę być nieco spokojniejszy - powiedział dziennikarzom po kolejnym udanym meczu ligowym. Samo strzelanie jest oczywiście ważne, ale gdy ma patent na trafianie w ważnych potyczkach, jak z Ajaxem i PSV, to dodaje mu to jeszcze poważniejszego sznytu.
Na rynku, na którym młodzi, głodni i drapieżni snajperzy wracają do łask, Malen i Boadu będą pod pilną obserwacją. Za tym pierwszym czają się już największe marki, z Leicester, Tottenhamem i Barceloną na czele. Drugim, młodszym, zainteresowane są jeszcze krajowe potęgi. Zwłaszcza Ajax, plujący sobie w brodę, gdy pod własnymi oknami został obrabowany z jednego z najlepiej zapowiadających się talentów nowej generacji.
Nie wiadomo, czy najbliższe miesiące będą odpowiednim czasem do zawarcia przez nich lepszych umów w nowym otoczeniu, ale warto przyjrzeć się ich rozwojowi. Bo prędzej czy później z pewnością wskoczą na jeszcze wyższy poziom. Jeszcze dużo za wcześnie o tym mówić, ale może właśnie ich talent sprawi, że o Holandii przestanie się mówić „najlepsza drużyna, która nigdy nie była mistrzem świata”.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również