Mordobicia, pijaństwo, bukmacherskie krętactwa i twitterowa bezmyślność. Mroczne życie Joeya Bartona

Mordobicia, pijaństwo, bukmacherskie krętactwa i twitterowa bezmyślność. Mroczne życie Joeya Bartona
YouTube
Wertując kolejne stronice biografii Joeya Bartona, czytelnik odnosi wrażenie, że piłkarz to synonim zapijaczonego utracjusza, wszczynającego awantury czy bójki oraz chytrego cwaniaczka, uczestniczącego w przekrętach bukmacherskich zakrojonych na szeroką skalę. Bajerowanie publiki na lewo i prawo, rozrzucanie myśli, które ślina na język przyniesie, ale również bezwzględne działania na boisku. Anglikowi lepiej było nie podskakiwać, natomiast on sam stał się Charlesem Bukowskim brytyjskiego futbolu.
Właściwie Joey uwielbiał być w centrum świata, od kiedy tylko zainaugurował własną wędrówkę po rozmaitych zakątkach futbolowej Anglii. Rozpoczynał jako trampkarz Evertonu, skąd przeniósł się do Manchesteru City. Ponoć działaczy „The Citizens” ujęła jego zdolność posyłania długich piłek, które przynajmniej w 8 na 10 prób znajdowały adresata. Ponadto Barton imponował mocnym uderzeniem z dystansu, co wzięto za dobrą monetę.
Dalsza część tekstu pod wideo
Krnąbrny pomocnik był też piranią środkowej strefy boiska, notując mnóstwo przechwytów, ale szczególną uwagę należy zwrócić na fakt, że na jeden odbiór futbolówki przypadały przynajmniej dwa faule, za które często oglądał naprzemiennie żółtą i czerwoną kartkę. Oczywiście w zależności od klasyfikacji przewinienia dokonanej przez sędziego. Skuteczny wślizg według słownika Joeya polegał na powstrzymaniu rywala, niezależnie od tego, czy akurat posiadał piłkę, czy też po prostu wybiegał na czystą pozycję bez niej.
Najzwyczajniej kochał sprowadzać oponentów do parteru, udając potem niewiniątko, albo - w przypadku ewentualnej reakcji przy przewinieniu - przestawiając natrętnemu przeciwnikowi nos. Jakby hołdował staremu bokserskiemu porzekadłu: „Każdy ma jakiś plan taktyczny na walkę, dopóki nie dostanie po pysku”. Tak czy inaczej, kosił rywali niczym ogrodnik zajmujący się trawnikiem przed swoim domem, bo nigdy nie zamierzał odpuszczać żadnemu ździebełku. Strzyżenie miało przebiegać równo z murawą, bądź w ogóle.

Joey Barbarzyńca

Początkowe rokowania Bartona na City of Manchester Stadium zwiastowały naprawdę solidną karierę, lecz sam zainteresowany zatracał się we własnych negatywnych emocjach. Zwycięstwa odnoszone na boiskach Premiership w najmniejszym stopniu nie mogły równać się z porywczością Anglika. Brak panowania nad emocjami towarzyszył Joeyowi na niemal każdym kroku i wyłącznie odizolowane od jego brutalnej natury momenty dawały cień szansy na poprawę wizerunku.
Niestety, gdziekolwiek by nie wylądował w trakcie swojej kariery, łatka zwykłego łotra szła w ślad za Bartonem. Popijawy do bladego świtu, skąd wypełzał usiłując pokonać grawitację, ponieważ z chodzeniem miało to mniej więcej tyle wspólnego, co martwy ciąg ze śmiercią. Dodatkowo coraz częściej pakował się w tarapaty, zasiadając na ławie oskarżonych i odwiedzając ośrodki odwykowe. Mecze stanowiły idealną metodę terapeutyczną.
Na nic zdały się wyroki sądowe, wizyty u psychoanalityków, wysokie kary grzywny nadkładane za kolejne kretyńskie jazdy. Notorycznie stosowana przemoc wobec kibiców drużyn przeciwnych. Wdawanie się w bójki pod knajpami. Wzmożona częstotliwość obecności na pierwszych stronach zarówno brukowców, jak i poważnych gazet. I kolejne rzeźnickie akcje na boisku. To nie mogło przejść bez echa. Natomiast w świecie futbolu nawet nie próbował powstrzymywać impulsywności, wypowiadając otwartą wojnę m.in. Fernando Torresowi.
Koniec końców, Barton został skazany prawomocnym werdyktem sądu na pół roku więzienia i 120 godzin prac społecznych. Ostatecznie za kratkami odbębnił zaledwie około 80 dni wyroku, co jest raczej wywołuje śmiech na sali, uwzględniając wszystkie występki łamiące zasady kodeksu wykroczeń, o kodeksie karnym już nie wspominając. Był to pewnego rodzaju zimny prysznic na głowę angielskiego pomocnika, ale on potrzebował zamrożenia umysłu. Przynajmniej tej jego części, która odpowiadała za zdrowy rozsądek.

Złota Malina

Znaczące filmowe epizody wśród piłkarzy łatwo policzyć na palcach obu rąk. W 1981 roku Pele, Bobby Moore oraz Kazimierz Deyna wystąpili w amerykańskiej produkcji pt. „Escape to Vescictory” u boku Sylvestra Stallone’a i Michaela Caine’a. Vinnie Jones świetnie wykreował niezapomniane postaci gangsterów w „Porachunkach” czy „Przekręcie”, zaś Eric Cantona zagrał samego siebie w filmie „Szukając Erica”. Wszystkie wyżej wymienione obrazy kinowe stanowią nie lada gratkę dla prawdziwych koneserów futbolu i nie tylko.
Niemniej, przedstawiciele piłki kopanej lub koszykówki starają się też wcielać w rozmaite niskobudżetowe parodie typu nurkowanie czy flopowanie. Niektórzy są nagradzani Oscarami za to, że powiodła się im sztuka nabrania widza (arbitra), innym należą się statuetki za nieudolne imitowanie sztuczek aktorskich. Co tu dużo gadać? Barton nie przepuścił niepowtarzalnej okazji na zdobycie Złotej Maliny za drugoplanową rolę… rzekomo męską.
Na żywo, bez zbędnych cięć, oprócz kosztów. Przedstawienie musi trwać i za żadne skarby nie można dać chwili wytchnienia publiczności zgromadzonej na widowni estrady stadionów Premier League i tej zgromadzonej przed teleodbiornikami. Joey postawił cały swój talent na szali improwizacji, lecz zamiast reżyserskiego ostatniego klapsa na planie, wyszedł klops, którego kinematografia nie przetrawi przez następnych kilka pokoleń. Cóż począć, życie!

Twitterowy filozof

Jeżeli nie jest ci dane obić czyjejś mordy, najlepiej zacznij na potęgę korzystać z mediów społecznościowych i mieszaj z bagnem tych, którzy nie pasują do wizji twojego idealnego świata. Tak idea zapewne przyświecała Bartonowi, kiedy podjął decyzję o założenia konta na Twitterze. Ileż obraźliwych, podważających autorytety oraz uwłaczających znamienitym zawodnikom wpisów opublikował Joey, tego nie policzy żaden matematyk.
Obrywali m.in. Scott Brown, Neymar, Sir Alex Ferguson, Thiago Silva. Jednak najbardziej skandalicznym wybrykiem Bartona było bezczeszczenie pamięci zmarłej w 2013 roku Margaret Thatcher. Wtedy dawny pomocnik „The Citizens” przekroczył wszelkie granice dobrego smaku. Nie zachował krztyny elegancji, zaprezentował brak jakiejkolwiek klasy, posyłając „Żelazną Damę” za pośrednictwem środka masowego przekazu do diabła.
- Maggie Thatcher nie żyje. Załóżmy, że historia teraz ją osądzi. Nie powinno być pogrzebu państwowego. Wielu nią gardziło. Żałoba na południu, radość na północy. Powiedziałbym RIP Maggie, ale nie byłoby to prawdą. Jeżeli „Niebo” istnieje, ta stara wiedźma tam nie trafi.
Z całym szacunkiem do antypatii Joeya, najzwyczajniej w świecie zachował się jak ostatnia łajza, aczkolwiek nawet najgorszy degenerat z osiwiałej od papierosowego dymu speluny w obliczu śmierci trzymałby język za zębami. Jeżeli ten wpis miał być skutecznym zabiegiem marketingowym, to wypada nam pogratulować umiejętności budowania publicznego wizerunku w social media. Imbecyli w futbolu dostatek, ale Joey Barton jest tylko jeden.

Hochsztapler i pobicie trenera

Jednokrotny reprezentant Anglii (i wielokrotny braku kultury osobistej) został zawieszony w 2017 roku przez angielską federację na półtora roku. Zarzuty postawione piłkarzowi obejmowały obstawienie 1260 meczów u bukmacherów w latach 2006-2016. Bartonowi zakazano również jakichkolwiek działań związanych z piłką nożną i nałożono karę grzywny w wysokości 30 tysięcy funtów.
Dwa lata później, gdy Joey sprawował funkcję menadżera Fleetwood Town, dopuścił się aktu napaści na opiekuna Barnsley FC, Daniela Stendela. Zaatakował go w tunelu prowadzącym do szatni tuż po gwizdku obwieszczającym koniec spotkania. Według zeznań naocznych świadków incydentu Barton zmasakrował Stendela do tego stopnia, że zakrwawiony szkoleniowiec „The Tykes” potrzebował interwencji służb medycznych. Funkcjonariusze policji szybko zatrzymali byłego zawodnika, choć o mały włos im nie umknął.
Joey Barton z pewnością zmarnował swoją karierę sportową, ale obecnie zdecydował się jeszcze na kompletne zdewastowanie własnego życia, pakując się zupełnie pozbawionymi wyobraźni sposobami w kłopoty z prawem. Żył przekonaniem, że złej sławie wszystko wolno i każdy podchodzący pod paragraf postępek ujdzie mu płazem. Jego biografia to bezkonkurencyjne świadectwo upadku. Od futbolowej egzystencji do nędznej wegetacji.
Mateusz Połuszańczyk
Redakcja meczyki.pl
Mateusz Połuszańczyk , Mateusz Połuszańczyk
18 Apr 2020 · 20:30
Źródło: własne

Przeczytaj również