Najlepszy kandydat na bohatera Legii Warszawa. Jedni go kochają, drudzy nienawidzą. W finale PP znów błysnął

Najlepszy kandydat na bohatera Legii. Jedni go kochają, drudzy nienawidzą. W finale PP znów błysnął
Tomasz Jedrzejowski / PressFocus
Kacper Tobiasz został bohaterem Legii w finale Pucharu Polski i zaszedł za skórę kibicom Rakowa. Kim jest młody bramkarz, na którym stołeczny klub zaraz może zarobić grube miliony euro?
Tekst w pierwotnej wersji ukazał się na naszych łamach 17 lutego br, TUTAJ. Teraz publikujemy jego odświeżoną po finale Pucharu Polski wersję.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jeszcze rok temu Kacper Tobiasz był postacią, z którą niewiele osób wiązało aż tak wielkie nadzieje. W ciągu ostatnich 12 miesięcy sytuacja zmieniła się jednak diametralnie, bo młody bramkarz nie tylko zaliczył obiecujący pobyt w Stomilu Olsztyn, ale przede wszystkim przebił się do pierwszego składu Legii Warszawa, a z kadrą niespodziewanie pojechał na mistrzostwa świata w Katarze. Obecnie zawodnik "Wojskowych" jest uważany za jeden z największych talentów Ekstraklasy, który może odejść za kilka milionów euro. Warto jednak sprawie przyjrzeć się bliżej, bo Tobiasz to nie tylko gigantyczne umiejętności, ale też kilka znaków zapytania.
12 listopada 2022 roku okazało się, że do Kataru pojedzie nie trzech - jak pierwotnie zakładano - ale czterech bramkarzy. W samolocie reprezentacji Polski niespodziewanie znalazł się Kacper Tobiasz, młody zawodnik Legii Warszawa, który miał za sobą raptem kilka miesięcy w pierwszym składzie stołecznego klubu. Początkujący golkiper został zaproszony do wyjazdu jako zawodnik treningowy, co wiele osób deprecjonowało. Jednak dla wychowanka "Wojskowych" było to wydarzenie przełomowe, bo stanowiące swoiste uhonorowanie jego szybkiego i nieco zaskakującego rozwoju. Z perspektywy czasu decyzja Czesława Michniewicza dziwi jeszcze mniej, bo Tobiasz wyrósł na jednego z najlepszych bramkarzy w Ekstraklasie.
Na ten moment - nie licząc może Maika Nawrockiego - trudno znaleźć innego piłkarza, na którym Legia mogłaby zarobić naprawdę poważne pieniądze. Podkreślał to sam Jacek Zieliński, który jeszcze kilka tygodni temu przyznawał, że za rzeczoną dwójkę zawodników już teraz złożono interesujące oferty. Na ten moment legioniści wstrzymali się z transferem, ale taka sytuacja z pewnością nie potrwa długo. Ryzykownym nie będzie stwierdzenie, że bramkarz i obrońca wyjadą ze stolicy już w trakcie następnego okienka, natomiast klub otrzyma za nich kilkanaście milionów euro.
- Wydaje mi się, że Legia oczekuje za Tobiasza podobnych pieniędzy, co za Radosława Majeckiego. Tylko jest to skomplikowane, bo jego wartość teraz jest inna niż będzie latem. Przy najbardziej realnym scenariuszu, czyli Legia bez mistrzostwa Polski, ale gdzieś w III rundzie eliminacji europejskich pucharów, klub może oczekiwać około 5, 6 milionów euro - mówi nam Paweł Gołaszewski z "Piłki Nożnej".
Droga, która doprowadziła Tobiasza do tego momentu, jest przy tym nieoczywista. Bo przecież nie od zawsze był bramkarzem. Bo przecież nie wróżono mu wielkiej kariery. Bo przecież w Legii nie widziano dla niego miejsca. Bo przecież nawet w Ekstraklasie nie jest najwybitniejszym piłkarzem na swojej pozycji. A jednak przyciąga gigantyczne zainteresowanie - nie tylko zagranicznych kupców, ale i kibiców pozostałych klubów rodzimej ligi.

Niegasnące marzenie

Jeszcze jako 11-letni chłopiec Kacper Tobiasz pożegnał się z akademią Legii Warszawa. Była to decyzja wynikająca ze względów logistycznych - młody zawodnik był na nogach od świtu od późnej nocy - ale też ze względów czysto sportowych. Początkowo po prostu nie poznano się na talencie przyszłej "jedynki".
- W wieku jedenastu lat z niego zrezygnowano. Nie byłem zdziwiony, bo w tak młodym wieku wielu chłopaków przewija się przez akademię. Łatwo nie dostrzec talentu zawodnika - stwierdził Maciej Kowal, pracujący z Tobiaszem w rezerwach Legii, w rozmowie dla portalu "Weszło.com". Na wytłumaczenie włodarzy można przyznać, że jeszcze kilka lat temu naprawdę niewiele wskazywało na to, że trenerzy mają do czynienia z materiałem na wyróżniającego się piłkarza. Tobiasz nie brylował pod względem samych umiejętności, nie przerastał rówieśników pod względem fizycznym. Miał jednak niegasnący zapał do pracy, co pokazał po przenosinach do SEMP-a Ursynów.
Jako nastolatek początkujący zawodnik zaczął zyskiwać coraz większą świadomość swojego ciała i zdolności, które posiada. To pozwoliło mu na wskazanie właściwych priorytetów, stopniowo pozwalających na wspinanie się po drabinie kariery. Skupił się więc na grze na pozycji bramkarza - wcześniej próbował sił jako napastnik - postawił na ogólnorozwojowy trening, a przy tym rozsądnie podchodził do obowiązków szkolnych. Z jednej strony nic niezwykłego, z drugiej zaś znane są dziesiątki przykładów tych piłkarzy, którzy edukację traktowali jako smutny dodatek do swojego życia.
- Trening motoryczny stał się dla niego świętością. Jakoś od 15. roku życia zaczął bardzo dbać o swoje ciało. Nie chodziło tylko o gibkość, czy skoczność, ale też o samą sylwetkę. To składało się w jedną całość i budowało go jako bramkarza. Z czasem zaczął rosnąć. Dalej jeździliśmy na turnieje. Byliśmy nawet na jednym z nich w Chinach na zaproszenie akademii Guangzhou Evergrande. Kacper był tam jednym z najlepszych zawodników (...) później zadebiutował też w kadrze Mazowsza - stwierdził Krzysztof Lizińczyk z SEMPa-a Ursynów w wywiadzie dla wspomnianego portalu.
Jeszcze jako 15-latek Tobiasz zadebiutował w lidze okręgowej. Na pozycji niewdzięcznej, bo mierzenie się z kilkukrotnie większymi i silniejszymi zawodnikami, którzy na tym poziomie rozgrywkowym nie mają zwykle żadnych świętości, nie należy do najprzyjemniejszych. Młody bramkarz jednak nie pękł i wyróżniał się na tyle, że ponownie przyciągnął zainteresowanie Legii Warszawa. Chęci gry w ukochanym klubie nie mogło przesłonić nic innego - już w 2019 roku ponownie był związany ze stołecznym zespołem, chociaż testowały go takie marki jak Derby County, Virtus Entella oraz Ingolstadt.

Przełomowy czas

Początkowo Tobiasz związał się z legijnymi rezerwami i... dalej w niego nie wierzono. Nie widziano bowiem perspektyw na to, że przebije się do pierwszego zespołu, gdzie konkurencja jawiła się jako silniejsza. Mocno ujął to Jan Mucha, który przyznał w "Kanale Sportowym", że bramkarz znajdował się na wylocie: - Mówiono nam - mówię serio - że ten bramkarz nie ma szans i po co my go w ogóle bierzemy. To było jeszcze za pierwszej kadencji trenera Vukovicia i wtedy widzieliśmy ten potencjał chłopaka, który ma jaja. Sprzedaży zawodnika miał jednak sprzeciwić się Krzysztof Dowhań, legendarny już trener bramkarzy w drużynie ze stolicy. Wystawił on Tobiaszowi na tyle mocną opinię, że porzucono pomysł o sprzedaży golkipera. Nawet jeśli jego liczby w owym czasie nie wyglądały imponująco.
  • 2018/19 - III liga - 5 występów - 1 czyste konto, 12 straconych bramek,
  • 2019/20 - Centralna Liga Juniorów - 6 występów - 2 czyste konta, 7 straconych bramek.
Niemniej coraz częściej trenował z pierwszym zespołem, co w 2020 roku zakończyło się dwoma niezwykle ważnymi wydarzeniami: podpisaniem nowego kontraktu, a przede wszystkim upragnionym przeniesieniem do głównej drużyny Legii. Tobiasz wywalczył sobie miejsce nie tylko samymi umiejętnościami, ale przede wszystkim pracowitością i charakterem, który nie pozwalał mu się zatrzymać. Nawet jeśli po czasie znowu blisko było do rozstania się ze stadionem przy Łazienkowskiej.
Ostatecznie Tobiasz zadebiutował w Legii jeszcze za czasów Czesława Michniewicza, czyli na początku sezonu 2021/22. W pierwszej kolejce Ekstraklasy "Wojskowi" mierzyli się z Wisłą Płock, a na pozycji bramkarza, ujmując to delikatnie, panował pożar. Artur Boruc potrzebował odpoczynku, zaś Cezary Miszta doznał kontuzji. Ówczesny szkoleniowiec musiał więc wybierać między Tobiaszem, a Mateuszem Kochalskim, który wcześniej zanotował udaną przygodę w Radomiaku Radom. Rywalizację wygrał mniej doświadczony zawodnik, mający jednak więcej obycia z zespołem. I w swoim pierwszym meczu naprawdę dał radę - stołeczny zespół wygrał 1:0, a nastolatek zanotował pewne interwencje przy próbach Dawida Kocyły, Damiana Rasaka i Jakuba Rzeźniczka, którego dziewięć lat wcześniej wyprowadzał na ligowe spotkanie. Miał też trochę szczęścia, nieodzownego elementu w swoim fachu, bo strzał Radosława Cielemęckiego zatrzymał się na poprzeczce.
- Początkowo nie dowierzałem, że to wszystko się dzieje. Debiut w Legii był moim najbliższym celem, ale przede wszystkim marzeniem. Nie ukrywam - łezki poleciały. Jestem związany z Łazienkowską i takie wydarzenie wiele dla mnie znaczy - mówił po meczu.
Następnie Tobiasz otrzymał szansę w starciach z Radomiakiem Radom (1:3), Lechem Poznań (0:1) i Piastem Gliwice (1:4). Sielanka została przerwana, wszak "Wojskowi" nie wygrali żadnego z tych meczów, a bramkarz wpuścił osiem strzałów. Nie brakowało sytuacji, w których mógł zachować się lepiej,
  • Radomiak 0:1 - Miłosz Radecki pakuje gola po krótkim słupku,
  • Piast 0:2 - Alberto Toril trafia po lekkim uderzeniu po krótkim słupku,
  • Piast 1:3 - uderzenie Torila przełamuje rękę bramkarza. Jest silne, ale leci niemal prosto w zawodnika Legii.
Martwiły też momenty ogólnej dekoncentracji. Zdarzały się fragmenty w meczach, w których Tobiasz starał się zachowywać spokój, ale były to jedynie pozory. Ratowały go wówczas obramowanie bramki, bardziej odpowiedzialni koledzy lub równie rozkojarzeni rywale. Przykładem spotkanie z Lechem Poznań, gdy golkiper był przekonany, że piłka spokojnie opuści plac gry, tymczasem w końcowej fazie lotu uderzyła w słupek albo starcie z Piastem Gliwice, gdy po strzale Damiana Kądziora zawodnik chciał skozłować trzymaną w rękach piłkę, ale ta źle odbiła się od murawy i niewiele brakowało, aby padła łupem przeciwników. Mecz z "Piastunkami" był zresztą ostatnią przygodą Tobiasza z Legią w sezonie 2021/22, bo miejsce w składzie przejął Miszta, natomiast "Tobiego" wypożyczono do Stomilu Olsztyn. Był to punkt zwrotny.
Ujmując to w sposób najprostszy z możliwych - Tobiasz na boiskach Fortuna 1 Ligi bronił jak zaczarowany. Chociaż Stomil miał niemniejsze problemy z utrzymaniem, co Legia w owym czasie, to ciężar spoczywający na barkach młodego piłkarza zdawał się być jedynie piórkiem. W kilku spotkaniach "Duma Warmii" jakąkolwiek zdobycz punktową po prostu zawdzięczała zawodnikowi wypożyczonemu z Legii. Jako pierwsze nasuwa się starcie z Podbeskidziem, walczącym przecież o awans do Ekstraklasy. Wychowanek "Wojskowych" obronił wówczas trzy sytuacje sam na sam, powstrzymując Joana Romana, Kamila Bilińskiego oraz Maciej Kowalski-Habereka. Wymownym fakt, że już po końcowym gwizdku i sensacyjnym zwycięstwie (1:0) obejrzał czerwoną kartkę.
Koniec końców czerwoną kartkę obejrzał też Stomil, bo mimo świetnej formy Tobiasza - podsumowanej 5 czystymi kontami w 13 spotkaniach - olsztynianom nie udało się utrzymać w pierwszej lidze. Niemniej zawodnik spisał się na tyle dobrze, że coraz mocniej zaczęto rozmawiać w kontekście jego rychłych występów w Legii Problem w tym, że po golkipera zgłosiła się Stal Mielec i niewiele brakowało, aby doszło do kolejnego wypożyczenia. Pomysł zawetował dopiero Kosta Runjaic, który przejął obowiązki Czesława Michniewicza. Niemiec chciał na własną rękę ocenić potencjał swoich zawodników, a dopiero później ustalić hierarchię w drużynie. Legia z pewnością tego nie pożałowała.

Na zawsze

Już przed bieżącym sezonem sytuacja stała się jasna. Runjaic postanowił zaufać Tobiaszowi, który wygrał rywalizację z Misztą, nie tak dawno święcącym triumfy nad młodszym kolegą. Według Zbigniewa Małkowskiego, pracującego z "Tobim" w Stomilu, wpływ na tę sytuację miała zmiana trenerów na Łazienkowskiej.
- Trenerzy Legii prosili mnie o klipy z jego interwencjami i opinię na jego temat. Bardzo ciężko pracował, aby stać w Legii "jedynką". Zarówno tu w Olsztynie, jak i po powrocie do Warszawy. Nie przez przypadek przy zmianie trenerów zadecydowano, że to on będzie pierwszym bramkarzem - stwierdził w rozmowie z "Weszło".
Nie znaczy to jednak, że Czesław Michniewicz jest postacią jakkolwiek negatywną w kontekście kariery młodego bramkarza. Wręcz przeciwnie - w końcu to on pozwolił mu zadebiutować w szeregach "Wojskowych" i to on zdecydował się na zabranie chłopaka do Kataru, co szerzej opisywaliśmy już TUTAJ. Nie można wykluczyć, że były selekcjoner reprezentacji Polski jest tak naprawdę jedną z najważniejszych osób dla sportowej przygody Tobiasza. Z pewnością ustępuje jednak rodzicom bramkarza oraz jego partnerce, która na każdym kroku dopinguje kolejne osiągnięcia.
Wpływ Aleksandry wydaje się nie do przecenienia. Wielu zawodników podkreśla przecież, że bez harmonii i spokoju w domu, ciężko jest idealnie prowadzić swoją karierę. Tobiasz pod tym względem nie jest inny, bo w rozmowie z Izabelą Koprowiak przyznał, że związek po prostu mu służy. Pozwala bowiem oderwać się od futbolowej rzeczywistości, która często potrafi mieć wyjątkowo nieprzyjemne oblicze.
- Wie, że na razie muszę postawić piłkę, karierę ponad nią, ale za jakiś czas to się odwróci. Za kilkanaście lat będziemy wspólnie zajmować się tym, czego ona będzie chciała. Nie licząc taty i mamy, jest dla mnie wsparciem numer jeden. Poznaliśmy się, gdy grałem jeszcze w CLJ. Przez te dwa i pół roku przeszła ze mną cztery różne szczeble. (...) Pokazała mi, że na piłce świat się nie kończy. Robię swoje na treningu, wracam do domu i odcinam się. Wcześniej całymi dniami myślałem o futbolu, a to nie jest dobre. Najważniejsza jest równowaga - opowiedział.
Symbolicznym pozostaje jeden z tatuaży charakternego podopiecznego Runjaicia. "25" to nie tylko hołd dla przełomowego czasu w Stomilu Olsztyn.
- [Najważniejszym tatuażem jest] ten z numerem 25. Po pierwsze to data - 2 maja zacząłem się spotykać z Olą. Po drugie w Olsztynie grałem z tym numerem, to początek moich dobrych czasów w sporcie - podkreślił w rozmowie dla "Przeglądu Sportowego Onet".

Czołowy, ale nie najlepszy

Do tego momentu może się wydawać, że kariera Kacpra Tobiasza to perfekcyjna droga bez żadnych ostrych zakrętów i niepowodzeń. Wszystkie kłopoty były błyskawicznie zwalczane, a koniec końców mówimy o 20-letnim chłopaku, który już zdążył potrenować z kadrą na mistrzostwach świata, jest pierwszym bramkarzem ukochanego klubu, ma wspierającą partnerkę i perspektywę wyjazdu do jednej z czołowych lig Europy. Przypomnijmy, że sytuację piłkarza Legii monitoruje sam Wolfsburg, o czym informowaliśmy już TUTAJ. Łyżką dziegciu w beczce miodu pozostają bowiem liczby, a te pokazują, że młodzieżowy reprezentant Polski nie jest najlepszym golkiperem w Ekstraklasie. Pod względem statystyk ustępuje wielu rywalom po fachu.
We wszystkich zestawieniach uwzględniono zawodników z co najmniej dziewięcioma rozegranymi meczami. Wszystkie statystyki za Ekstrastats.pl i Sofascore.com.
Liczba interwencji
1. Zlatan Alomerović - 111 (28 meczów)

2. Bartosz Mrozek - 101 (29 meczów)

3. Dusan Kuciak - 93 (26 meczów)

17. Kacper Tobiasz - 48 (22 mecze)
% udanych interwencji
1. Vladan Kovacević - 78,7%

2. Mateusz Abramowicz - 77,2%

3. Adrian Lis - 76,7%

25. Kacper Tobiasz - 65,8%
Czyste konta
1. Vladan Kovacević - 16 (26 meczów)

2. Filip Bednarek - 12 (27 meczów)

3. Henrich Ravas - 11 (28 meczów)

7. Kacper Tobiasz - 8 (22 mecze)
W kontekście "Tobiego" szczególnie niepokojący może być procent udanych interwencji, który oscyluje w okolicach jednych z najgorszych bramkarzy w lidze. Co ważne, znaki zapytania przy ewentualnym wyjeździe do Wolfsburga stawiają też eksperci.
- Uważam, że na ten moment nie ma to sensu. Casteels to jeden z lepszych bramkarzy w lidze i na ten moment nie ma szans, by Tobiasz mógł z nim rywalizować. Wolfsburg to zbyt bogaty klub, by ot tak postawić w bramce nagle na 20-latka z Polski bez wielkiego doświadczenia - napisał Tomasz Urban, specjalista od Bundesligi, którego teksty na naszym portalu znajdziecie TUTAJ.
- Nie chcę jednak odejść z Legii, by przepaść w wielkim klubie. Z miłą chęcią mogę zostać przy Łazienkowskiej przez trzy-cztery sezony. Zwłaszcza, jeśli wiedziałbym, że okrzepnę, a potem z miejsca, z większym doświadczeniem, wejdę między słupki dużej europejskiej drużyny. Nie mam żadnego ciśnienia na wyjazd, choć chciałbym kiedyś zasmakować gry w wielkim zagranicznym klubie. Stać mnie na to, jeśli wykorzystam swój potencjał. Jednocześnie droga do tego wiedzie przez ciężką pracę. Potrzebna jest pewna rutyna treningowa, która będzie przybliżała do spełnienia marzeń - dodał sam zawodnik w rozmowie z "TVP Sport".
W obecnym świecie futbolu coraz mocniej liczy się jednak umiejętność gry nogami, co szczególnie widać po takich zespołach jak Legia. Ekipa Runjaicia stawia na rozpoczynanie akcji od własnego pola karnego, dlatego wprawne posługiwanie się piłką przez Tobiasza stanowi podstawę funkcjonowania zespołu. Nie dziwi zatem, że, nawet porównując go do wymienionych wcześniej piłkarzy, którzy brylowali pod względem innych statystyk, Tobiasz wyróżnia się, jeśli idzie o podania.
Podania celne
1. Bartosz Mrozek - 656

2. Henrich Ravas - 613

3. Filip Bednarek - 549

4. Kacper Tobiasz - 530
% udanych podań
1. Dante Stipica - 74,6%

2. Krzysztof Kamiński - 71,8%

3. Henrich Ravas - 71,6%

4. Kacper Tobiasz - 70,1%
Podania na własnej połowie
1. Bartosz Mrozek - 589

2. Henrich Ravas - 550

3. Filip Bednarek - 473

4. Kacper Tobiasz - 465
- Zauważmy, że on wiosną gra bardzo, bardzo wysoko. Są momenty, gdy właściwie wkleja się w linię obrony, operuje piłką 30-40 metrów od własnej bramki. To bardzo ułatwia grę Legii. Zresztą Czarek Miszta też dobrze sobie radzi w tym elemencie. Nie ma strachu przed podaniami, co jest mega istotne przy stylu gry Runjaicia, bo on chce się przy piłce utrzymywać, chce jak najmniej wybić na oślep. Jeśli chodzi o grę nogami Tobiasz jest topowym bramkarzem w Ekstraklasie - podkreśla Gołaszewski.

Chłopak z charakterem

Wreszcie wypada zająć się tematem, który w wypadku Kacpra Tobiasza zdaje się mieć szczególne znaczenie. Charakter młodego zawodnika jest zauważalny gołym okiem. Dość powiedzieć, że wspomniana czerwona kartka, obejrzana jeszcze w barwach Stomilu Olsztyn, była reakcją arbitra na "gest Kozakiewcza", który ujrzeli kibice Podbeskidzia. Bramkarz nie wytrzymał napastliwych komentarzy i lżenia na rodzinę, więc zareagował w wymowny sposób.
Incydent odbił się szerokim echem, ale nieporównywalnie mniejszym do zajścia z hitowego starcia z Lechem Poznań. Wówczas to fani "Kolejorza" zostali na tyle sprowokowani przez golkipera, że w ruch poszły butelki, masowo lądujące na boisku. Buraczany odruch był oczywiście karygodny, ale szybko stało się jasne, że Tobiaszowi bliżej jest do Artura Boruca niż Łukasza Fabiańskiego. 20-latek regularnie pokazuje pazur i sam lubi podgrzać atmosferę, o czym ostatnio mogli przekonać się użytkownicy Twittera.
W starciu z Wisłą Płock butelki znowu uniosły się z trybun, ale tym razem zmierzały w stronę zawodników "Nafciarzy", którzy świętowali gola. Zachowanie ponownie urągające jakiemukolwiek rozsądkowi i godności człowieka, ale uwaga wielu osób skupiła się na Tobiaszu, a konkretnie różnicy w zachowaniu młodego zawodnika. W wypadku potyczki z Lechem protestował on u sędziego, domagał się przerwania spotkania. W wypadku zamieszek z Wisłą - pozornie - nie angażował się w konflikt. Pozornie, bowiem szybko okazało się, że zawodnik nie tylko uspokajał rozjuszony tłum, ślepo podążający za prymitywnymi instynktami, ale też starał się uprzątnąć płytę boiska.
Jednocześnie rozgrzał przy tym kibiców "Kolejorza", bo na wspomnianym Twitterze zamieścił wymowny wpis odnoszący się do stawianych mu zarzutów.
Swą przygodę w prowokowaniu przeciwników Tobiasz kontynuował w finale Pucharu Polski. Został MVP całego spotkania, ale też - obok Filipa Mladenovicia - wrogiem numer jeden wśród fanów Rakowa Częstochowa. Wszystko przez dość niestandardowe zachowanie podczas serii rzutów karnych.
Czy to nie odbije się negatywnie na dalszej karierze Tobiasza?
- Raczej pokora zawsze mnie cechowała. Najbliżsi powtarzali mi, że jestem inteligentny, ambitny i powinienem sobie poradzić w życiu. Mam nadzieję, że te oczekiwania spełniam. (...) Jestem młodym, ale rozważnym człowiekiem - tak mi się przynajmniej wydaje. (...) Nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek dostał sodówki. Jestem wręcz przekonany, że to się nigdy nie wydarzy - przekonuje sam Tobiasz w wywiadzie dla "Piłki Nożnej". Czas pokaże, czy będzie miał rację. Już teraz trzeba jednak przyznać, że obok niego trudno przejść obojętnie.

Przeczytaj również