Najważniejszy cel United na nowy sezon. Wiele pytań bez odpowiedzi Ten Haga. "Kilka bolesnych ciosów"

Najważniejszy cel United na nowy sezon. Wiele pytań bez odpowiedzi Ten Haga. "Kilka bolesnych ciosów"
Patrick Hoelscher/News Images/SIPA USA/PressFocus
Manchester United zakończył pierwszy sezon pod wodzą Erika ten Haga. Sezon rozpoczynany z dużymi nadziejami, sezon szalenie turbulentny. Choć wielu kibiców ocenia go pozytywnie, “Czerwone Diabły” nie zrobiły wiele ponad minimum. Co więcej, po dziesięciu miesiącach pracy Holendra wiele pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi.
Trzecie miejsce w lidze, ćwierćfinał Ligi Europy, finał Pucharu Anglii, wygrana w Carabao Cup - tak zakończył sezon Manchester United. Erik ten Hag nie poległ, ale ostatnie dziesięć miesięcy przyniosło też kilka bolesnych ciosów. Kompromitacje z Liverpoolem, Brentford, Manchesterem City i Sevillą, fatalne wyniki w starciach z mocnymi rywalami na wyjeździe oraz duże wątpliwości co do dyspozycji części piłkarzy kładą się cieniem na sytuacji “Czerwonych Diabłów”. Ich fani bez dwóch zdań chcieliby patrzeć w przyszłość z pełnym optymizmem. Niestety, obraz ten zaburza sporo pytań bez odpowiedzi. Pomimo tego, że wielu kibiców jest pod wrażeniem roboty Ten Haga, nie należy popadać w przesadny zachwyt. Przed menedżerem United jeszcze wiele pracy. I wyciągania wniosków, bo bez tego może szybko wpaść w tarapaty.
Dalsza część tekstu pod wideo

Minimum z “plusem”

W trakcie sezonu 2022/23 na profilach fanowskich związanych z Manchesterem United wielokrotnie umiejętności Holendra opisywano jako “niezrówniane” czy “genialne”, niejednokrotnie zwracając uwagę, że dysponuje on bardzo skromnymi narzędziami pracy. Okazjonalnie pojawia się nawet narracja, że finisz tego zespołu na podium to “cud”. Brzmi to co najmniej zaskakująco, bo przecież mówimy o drużynie, dla której awans do Ligi Mistrzów powinien stanowić absolutne minimum. Właśnie takie oczekiwania są stawiane wszystkim trenerom pracującym na Old Trafford. Obecny wynik należy więc zaakceptować. Ale zachwycanie się nim? To chyba trochę przesada. Oczywiście, nawet pomimo faktu, że 75 punktów uzbierane przez “Czerwone Diabły” to wynik, który w XXI wieku tylko trzykrotnie nie dałby miejsca w Champions League, to skorzystały one ze słabości rywali z czołówki: Tottenhamu, Liverpoolu czy Chelsea. Co więcej, to aż 14 oczek mniej od mistrzów kraju, a więc prawie przepaść.
Dużym plusem jest za to wstawienie do klubowej gablotki trofeum po sześciu latach posuchy. Tu również krytycy Ten Haga znajdują punkt zaczepienia - wszak droga do wygranej, pod względem jakości rywali, wyglądała na stosunkowo łatwą. Trzeba jednak było wyeliminować niżej notowaną konkurencję, czego reszta faworytów nie zdołała zrobić.
Pozostałe fronty można ocenić odmiennie. W FA Cup wszystko szło dobrze aż do finału, gdzie Manchester City okazał się zdecydowanie lepszy i wykorzystał słabość rywali zza miedzy. Za to Liga Europy? Tam skończyło się kompromitującą, wysoką przegraną z Sevillą, okraszoną licznymi bolesnymi indywidualnymi błędami i stanowiącą pokaz bezradności. To, w jaki sposób piłkarze Ten Haga pożegnali się z “drugim” europejskim pucharem, stanowiło ogromne rozczarowanie.
Oceniając ten sezon na chłodno, bez zbytniego rozdrabniania się, należy przyznać, że to wynik przyzwoity z miłym dodatkiem w postaci nowego trofeum do klubowej gablotki. Trzeba zwrócić również uwagę, że ekipa z czerwonej części Manchesteru kilkukrotnie zawodziła w kluczowych momentach. A przecież należałoby od niej oczekiwać pracy nad powrotem do dawnej świetności i umiejętności “dowiezienia” w najważniejszych spotkaniach.

Upokorzenia

Końcowe efekty wypadły nieźle. Niemniej, w trakcie rozgrywek pojawiło się wiele pojedynczych "czerwonych flag" - meczów zakończonych wynikami nie tyle słabymi, o ile upokarzającymi. Obserwatorzy holenderskiego futbolu, znający dobrze Erika ten Haga, zwracali uwagę, że tego typu wpadki zdarzają się jego drużynom regularnie. W United możemy mówić co najmniej o czterech takich występach w ciągu dziesięciu miesięcy.
Lanie 0:4 od Brentford z drugiej ligowej kolejki można zrzucić na karb konieczności dostosowania się do nowych założeń. Niemniej, wizerunkowo wyglądało ono fatalnie. Znajdą się też dwa kolejne upokorzenia: 3:6 od Manchesteru City i 0:7 z Liverpoolem. To drugie było szczególnie bolesne - wszak to najwyższa przegrana w historii starć z odwiecznymi rywalem. Ogromny cios stanowiła też wspomniana już wcześniej klęska 0:3 w Sewilli.
Każde z tych spotkań poważnie nadwyrężyło wizerunek budującego się na Old Trafford projektu, zwłaszcza z perspektywy zewnętrznych obserwatorów. Tak spektakularne potknięcia stanowiły paliwo dla krytyków. Zdawały się też wywierać wpływ na piłkarzach. Kompromitacja na Anfield miała miejsce niedługo po zdobyciu Pucharu Ligi. Po niej zespół wyglądał na bardziej pasywny, wycofany i mniej pewny siebie. Regularnie oddawał inicjatywę rywalom, jakby obawiając się, że kolejny raz da się “naciąć"”.

Cały czas zachowawczy

Zatrudnienie Ten Haga próbowano też sprzedać jako początek nowego, ofensywnego stylu. Ole Gunnarowi Solskjaerowi zarzucano nadmierne opieranie się na kontratakach, lecz zespół pod wodzą holenderskiego menedżera również najlepiej czuje się właśnie w takiej grze. Dość powiedzieć, że strzelił w Premier League aż dziesięć bramek po kontrach - o trzy więcej niż plasujące się na drugiej pozycji Liverpool i Manchester City i co najmniej dwukrotnie więcej od pozostałych, 16 ligowych rywali.
Uzależnienie od kontrataków potwierdza też niska średnia pozycja defensywy. Obecnie obrona United ustawia się niżej niż u Solskjaera, lecz na ten fakt zwraca się uwagę zdecydowanie rzadziej. O ile rzeczywiście widać progres, jeśli chodzi o częstotliwość zwycięstw i dorobek punktowy, o tyle “Czerwone Diabły” nie dominują i nie grają zdecydowanie bardziej efektownie, choć zaliczały i pojedyncze świetne spotkania. Na obraz tej statystyki może mieć jednak uwagę fakt, że goniły w tym sezonie wynik rzadziej niż w poprzednich latach (tylko 14-krotnie, czwarty wynik w lidze).
Lekkie kunktatorstwo i zachowawcze podejście można zrozumieć, biorąc pod uwagę kilka czynników. Po pierwsze: szybką weryfikację w dwóch pierwszych kolejkach, która okazała się sygnałem ostrzegawczym. Po drugie: problemy Davida de Gei, spisującego się bardzo słabo, jeśli chodzi o obronę terenu przed własnym polem karnym, co wymusza niższe ustawienie asekurujących go partnerów.
Tu dochodzimy do kolejnego istotnego aspektu - wpływu Hiszpana na zespół. Jego przywary zdają się stanowić poważne ograniczenie. Słaba gra nogami oznacza, że defensorzy nie mogą na nim polegać, a piłka często jest oddawana rywalom bez walki. Zmiana między słupkami powinna stanowić jeden z priorytetów na nadchodzące okienko i mogłaby pozwolić na odmianę oblicza drużyny.

Plusy i nadzieje

Pojawienie się obaw nie oznacza jednak, że należy całkowicie dyskredytować optymistyczne sygnały, nawet jeśli są one często wyolbrzymiane. Żaden inny menedżer Manchesteru United nie wygrał tak dużej części spotkań w debiutanckiej kampanii, jak Ten Hag. Jego podopieczni spisywali się też bardzo dobrze, gdy obejmowali prowadzenie - w takich sytuacjach stracili w Premier League zaledwie siedem oczek, czyli najmniej ze wszystkich klubów.
Ponadto, przeciwwagę dla wspomnianych wcześniej słabych wyników na wyjeździe, zwłaszcza przeciwko górnej połowie tabeli, stanowi dobra postawa na Old Trafford. Jeśli chodzi o tabele “u siebie”, 20-krotni mistrzowie Anglii zakończyli rozgrywki na drugim miejscu, przegrywając tylko raz. Na tym można coś zbudować.
Pozytywnie należy też ocenić wprowadzenie do drużyny Alejandro Garnacho. Argentyńczyk wnosi sporo ożywienia i z meczu na mecz wygląda na coraz bardziej dojrzałego, gotowego do rywalizacji na poziomie Premier League. Duża liczba szans dla nastolatka wcale nie musiała być oczywista, bo Ten Hag, wbrew stereotypom dotyczącym trenerów związanych z Ajaksem, nie jest wielkim fanem stawiania na młodzież.
Zaś najbardziej imponuje pewność siebie trenera w konflikcie z Cristiano Ronaldo. Nowo zatrudniony szkoleniowiec nie pękł w obliczu narastającego wokół uwielbianego przez kibiców zawodnika napięcia i odsunął go od składu, gdy uznał, że ten nie zachowuje się odpowiednio. W United potrzebowali twardego charakteru i trudno było o bardziej zdecydowany sygnał, że Holender nie da sobie w kaszę dmuchać. Teraz musi to potwierdzić.

Wnioski priorytetem

To nie był fenomenalny sezon, ale taki, na którym można budować. Wzmocnienia to mus, lecz nie można zapomnieć, że “Czerwone Diabły” wydały zeszłego lata na transfery prawie 250 milionów euro - nie pozostawiono więc menedżera samego sobie. Niemniej, po przespanym zimowym mercato trzeba ponownie odświeżyć szatnię, by się rozwijać. Klucz stanowi jednak wyciągnięcie wniosków. Poszerzenie kadry może pomóc z brakiem rotacji, który okazał się problematyczny i zdawał się odbijać na dyspozycji poszczególnych zawodników. Zdecydowane decyzje personalne, zwłaszcza w kontekście De Gei, będą równie ważne.
Po pierwszych kilkunastu miesiącach dalej trzeba odpowiedzieć na wciąż nierozwiązane pytania. Tych nadal mamy wiele. Czy Manchester United będzie unikać kompromitacji? Czy przejdzie spodziewaną przemianę w bardziej ofensywny zespół? Czy w ataku będzie dalej uzależnione od Marcusa Rashforda, który nie daje rady utrzymać świetnej formy przez cały sezon? To istotne wątpliwości. A zadaniem Ten Haga jest odnieść się do nich poprzez postawę zespołu na murawie. Na razie sytuacja wygląda nieźle, ale do rewelacji wciąż daleko - w czerwonej części Manchesteru poprzeczka powinna wisieć wysoko. Nawet jeśli dopiero zaczynasz swoją pracę.

Przeczytaj również