Polska zaliczy wstydliwego hat-tricka? "Dwie kompromitacje już były. Trzecia nie wchodzi w grę"

Polska zaliczy wstydliwego hat-tricka? "Dwie kompromitacje już były. Trzecia nie wchodzi w grę"
Wojciech Włoch / PressFocus
Pogoń Szczecin rozpocznie dziś rywalizację w kwalifikacjach Ligi Konferencji UEFA. “Portowcy” zmierzą się z islandzkim KR Reykjavik i będą zdecydowanym faworytem tego dwumeczu. Historia pokazała jednak, że przedstawiciele Ekstraklasy zdecydowanie nie powinni lekceważyć przeciwników z tego kraju.
Piszemy o nowszej historii, bo patrząc szerzej - bilans polskich klubów w starciach z tymi islandzkimi jest zdecydowanie pozytywny. To 12 zwycięstw odniesionych w 16 spotkaniach. Do tego dwa remisy i dwie porażki. Gorzej wygląda to natomiast, jeśli ograniczymy się do rywalizacji na przestrzeni XXI wieku. Tu Islandczycy potrafili sprawiać już sensacje, o czym dobrze wiedzą kibice Lecha Poznań i… Pogoni właśnie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Fylkir Reykjavik - Pogoń Szczecin 2:1 i 1:1 (2001)

“Portowcy” w sezonie 2001/02 też mieli okazję pokazać się na europejskim froncie. Jako wicemistrzowie Polski rozpoczęli wówczas zmagania w kwalifikacjach Pucharu UEFA i wydawało się, że losowanie pierwszego przeciwnika było dla nich bardzo łaskawe. Trafili bowiem na półamatorski Fylkir Reykjavik. Dwumecz niespodziewanie rozpoczął się jednak od triumfu ekipy z Islandii, która wykorzystała atut swojego boiska. Gospodarze prowadzili już nawet 2:0, ale rozmiary porażki zmniejszył w 72. minucie Dariusz Dźwigała.
Chociaż Pogoń przegrała pierwszy mecz, nikt nie wyobrażał sobie wtedy, że nie będzie w stanie odrobić strat w Szczecinie. “Portowcy” przez długi czas faktycznie mieli awans w swoich rękach, bo wspomniany Dźwigała trafił na 1:0 już w 6. minucie, ale w doliczonym czasie gry goście sensacyjnie doprowadzili do remisu po wielkim zamieszaniu w polu karnym.
W kolejnej rundzie Fylkir trafił na holenderską Rodę Kerkrade i w dwumeczu przegrał aż 1:6. Porażkę Pogoni śmiało można uznać za jedną z największych kompromitacji polskich klubów w historii europejskich pucharów.

Legia Warszawa - FH Hafnarfjordur 1:0 i 2:0 (2006)

Kilka lat później do polsko-islandzkiej rywalizacji przystąpili z kolei mistrzowie obu krajów, a stawką był awans do kolejnej rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów. Tym razem obyło się bez sensacji, choć w pierwszym spotkaniu “Wojskowi” musieli się trochę namęczyć. Pierwszego, i jedynego jak się okazało gola dopiero w 83. minucie strzelił Elton.
W Warszawie zespół prowadzony przez Dariusza Wdowczyka potwierdził swoją wyższość. Na 1:0 trafił Aleksandar Vuković, a w końcówce meczu przepiękną bramkę z rzutu wolnego zdobył niezawodny Edson.

Lech Poznań - Stjarnan FC 0:1, 0:0 (2014)

Trzecia w XXI wieku i jak dotąd ostatnia rywalizacja polsko-islandzka w europejskich pucharach to z kolei rok 2014. Lech Poznań w III rundzie kwalifikacji Ligi Europy trafił wówczas na tamtejszy Stjarnan. Klub znany głównie nie ze swoich sukcesów, ale z tego, że piłkarze zespołu co rusz prezentowali bardzo oryginalne cieszynki po zdobytych bramkach, czym zyskali rzeszę fanów na całym świecie.
Powiedzieć, że Lech przed rozpoczęciem rywalizacji był faworytem, to nic nie powiedzieć. “Kolejorz” miał na spokojnie ograć niżej notowanego rywala i szykować się do kolejnej rundy. Tyle teoria. A praktyka? Stjarnan wygrał u siebie 1:0 po trafieniu Rolfa Tofta. Owszem, mówiło się wtedy o kompromitacji podopiecznych Mariusza Rumaka, ale podobnie jak w przypadku opisywanej wyżej Pogoni Szczecin, nikt nie wyobrażał sobie niepowodzenia w rewanżu. Na własnym terenie.
- Jeśli wyeliminujemy Lecha, będzie to największy sukces islandzkiej piłki - mówił przed drugą odsłoną rywalizacji trener Stjarnan, Runar Sigmundsson.
Sukces stał się faktem. Poznaniacy u siebie przez cały mecz bili głową w mur. Spotkanie zakończyło się remisem 0:0 i do kolejnej rundy awansowali Islandczycy. Co ciekawe, w kolejnej rundzie trafili na Inter Mediolan i w dwumeczu przegrali… 0:9. A Lech kilka dni po tamtej kompromitacji pożegnał się z Mariuszem Rumakiem.
***
Tak wyglądały ostatnie spotkania polskich i islandzkich klubów. Niezbyt dla nas przyjemne. Dziś nie ma to jednak większego znaczenia. Pogoń Szczecin zagra z KR Reykjavik i musi po prostu zagrać na swoim poziomie. Wtedy o wynik nie powinniśmy się martwić. Jak jednak pokazała historia - trzeba mieć się na baczności. Nikt za darmo nie da “Portowcom” awansu do kolejnej rundy.

Przeczytaj również