"Następca Ronaldo". Dzięki niemu nikt na Anfield nie tęskni za Firmino, jedno pudło niczego nie zmienia

"Następca Ronaldo". Dzięki niemu nikt na Anfield nie tęskni za Firmino, jedno pudło niczego nie zmienia
Han Yan / PressFocus
Przychodził do Liverpoolu, mając być solidnym zmiennikiem i zaledwie alternatywą dla nietykalnego dotychczas tercetu ofensywnego. Wystarczyła chwila, aby Diogo Jota udowodnił, że wcale nie musi być jedynie suflerem dla największych gwiazd. Dziś to Roberto Firmino musi walczyć o to, aby wygryźć ze składu Portugalczyka, nie odwrotnie.
Oczywiście, w ostatnich dniach najgłośniej było nie o zjawiskowej formie Joty, ale o niebywałym pudle, które przytrafiło mu się w meczu z Crystal Palace. W tym jednym momencie 24-latek kompletnie zawiódł, ale sytuacja ze spotkania wygranego 3:0 w dłuższej perspektywie nie będzie niczym więcej poza internetowym viralem. Fakty są takie, że niezależnie od pojedynczej wpadki, to Jota na ten moment zasługuje, by być pełnoprawnym filarem ofensywy “The Reds”.
Dalsza część tekstu pod wideo

“Następca Cristiano Ronaldo”

Gdy Jota trafił na Anfield, trio Salah - Firmino - Mane miało status nietykalnego. Wówczas był to trójkąt bermudzki, w którym cyklicznie ginęły nadzieje rywali na udany wynik w starciu z drużyną Juergena Kloppa. W latach 2017-2020 z miasta Beatlesów dobiegał jedynie okrzyk “help” wydawany przez bezradnych przeciwników. Jednak każdy zespół i cykl w piłce nożnej prędzej niż później dobiega końca. Podobnie było z dotychczas nieskazitelną linią ataku Liverpoolu, która potrzebowała świeżości, usprawnienia, nowego frontmana. Potrzebowała Diogo Joty. Portugalczyk nie czekał długo, aby przedstawić się publiczności, wówczas jedynie wirtualnej ze względu na pandemię.
Wystrzał napastnika w pierwszych spotkaniach poprzedniego sezonu mógł budzić pewne zdziwienie. Wcześniej jego najlepszym wynikiem strzeleckim było dziewięć ligowych bramek dla Wolverhampton w rozgrywkach 2018/19. Prawie każdy trener, który z nim pracował, podkreślał jednak, że prawdziwe oblicze Joty dotyczy snajpera doskonałego, regularnego, powtarzalnego.
- Kompletnie nie dziwi mnie, że Diogo tak dobrze radzi sobie w Liverpoolu. Od dawna śledzę jego karierę i wiem, jak pracuje, aby stać się jeszcze lepszym. Pamiętam, kiedy trafiał do Porto, mówiłem wszystkim, że to będzie następca Cristiano Ronaldo w reprezentacji Portugalii. WIelu ludzi patrzyło na mnie ze zdziwieniem, teraz ci sami mówią, że mogłem mieć rację - tak kilka miesięcy temu Jotę na łamach dziennika “Marca” opisał Jorge Simao, który pracował z nim na Estadio do Dragao.
“CR7” na razie nie wygląda na zawodnika, który w najbliższym czasie potrzebowałby jakiegokolwiek następcy, jednak hiperbolizacja trenera nie ujmuje Jocie realnych umiejętności i wpływu na grę oraz rezultaty Liverpoolu. W poprzednim sezonie napastnik przez poważną kontuzję kolana wypadł z gry na ponad sześć miesięcy. Opuścił 15 kolejek z rzędu. “The Reds” wygrali wtedy tylko pięć spotkań i z pozycji lidera wypadli poza czołową czwórkę. Znaczenie w tym czasie miały plaga kontuzji oraz naprędce szyta linia obrony, jednak trudno osiągać sukcesy bez topowego napastnika. A takim, w przeciwieństwie do Joty, przestaje być Roberto Firmino.

Czas zmian

Przez kilka lat Brazylijczyk miał absolutnie pewne miejsce w układance Juergena Kloppa. Nigdy nie brylował on skutecznością, jednak potrafił zapewnić minimum kilkanaście bramek w sezonie, co wystarczyło w połączeniu z zabójczo skutecznymi Mohamedem Salahem i Sadio Mane. Brak naturalnego instynktu snajpera zawsze tłumaczono tym, że Firmino to gracz innego typu, raczej pół-napastnik, pół-rozgrywający, a nie rasowa “dziewiątka”. W pewnym momencie jednak jego mankamenty zaczęły przysłaniać zalety. A konkurencja nie śpi.
- Poziom Firmino jest gorszy niż mój, a to wiele mówi, bo jestem teraz kontuzjowany, Jeśli zapytasz kibiców Liverpoolu, powiedzą to samo. Klub nie będzie się liczył w wyścigu o mistrzostwo przez brak napastnika - mówił na antenie radia “Talksport” Gabriel Agbonlahor.
Przy stylu gry Liverpoolu nie można już więcej bazować na tym, że Firmino kreacją gry i przeglądem pola wynagrodzi mizerię pod bramką rywali. W składzie “The Reds” pomocnicy właściwie nie dostarczają liczb w klasyfikacji kanadyjskiej, więc przy stopniowym regresie Brazylijczyka za gole odpowiedzialnych jest dwóch piłkarzy - Salah i Mane. Efekty tak niezbalansowanego podziału obowiązków widzieliśmy w poprzednim sezonie, kiedy pod nieobecność Joty obrońcy tytułu mistrzowskiego mieli problem, żeby znaleźć drogę do bramki z Burnley, Southampton, Brighton i Newcastle.
- Diogo jest znacznie lepszy niż myślałem. Co wnosi do naszej drużyny? Przede wszystkim jakość. Może grać na wszystkich trzech pozycjach z przodu. Czyni nasz atak znacznie silniejszym - chwalił go Juergen Klopp.

Czas wyboru

Niemiecki trener niedługo stanie przed poważnym dylematem dotyczącym pozycji numer 9. W pierwszych spotkaniach tego sezonu Roberto Firmino nie mógł regularnie występować ze względu na kontuzję. Brazylijczyk wrócił już do zdrowia, ale pytanie, czy powinien wrócić do pierwszego składu “The Reds”, jeśli Klopp może postawić na sprawdzoną w ostatnich tygodniach opcję? Argumenty stoją za Portugalczykiem.
Od momentu transferu do Liverpoolu Jota trafia do siatki średnio co 133 minuty. Warto jednak podkreślić, że bramki przestały być jego jedynym atutem. Patrząc w liczby, możemy zobaczyć, że dla “The Reds” 24-latek zanotował zaledwie jedną asystę. Niewiele, chociaż jeśli spojrzymy głębiej, okaże się, że i w zakresie współpracy z partnerami napastnik poczynił ogromny postęp. W minionych spotkaniach grał tak, jak Firmino w latach świetności. Jota udowodnił, że poza kliniczną skutecznością również jest w stanie zaoferować kluczowe podania, może otwierać kolegom drogę do bramki. Na tę chwilę to on, a nie Bobby Firmino, zdaje się lepiej pasować do układanki Kloppa.
- Wyszkolenie techniczne Joty jest na tym samym poziomie, co w przypadku Mane, Salaha i Firmino. Przed nim wspaniała kariera w naszym klubie. Pasuje tutaj, bo nie boi się ciężkiej pracy. W pressingu to prawdziwy potwór. Graliśmy przeciwko niemu, gdy występował jeszcze w Portugalii i był piekielnie trudnym rywalem. Już wtedy widzieliśmy, jak wielkim dysponuje potencjałem - ocenił Pep Lijnders, asystent i prawa ręka Juergena Kloppa.
Liverpool potrzebuje w ataku nie tylko doskonałego kreatora, jakim niewątpliwie pozostaje Roberto Firmino. Aby utrzymać mordercze tempo pozostałych gigantów w Premier League, każdy z trzech napastników “The Reds” musi zaoferować asysty, bramki, udział w grze obronnej i gotowość do poświęceń. Jota od tygodni pokazuje, że jest idealnym kandydatem, aby uzupełnić trio wraz z Salahem i Mane.
Portugalczyk trafił na Anfield nieco ponad rok temu. Włodarze Liverpoolu podjęli niemałe ryzyko, płacąc ponad 40 mln euro za napastnika, który nigdy wcześniej nie przekroczył bariery dziesięciu bramek w sezonie Premier League. Okazuje się, że nie pomylili się co do Joty.

Przeczytaj również