Nie chciał być drwalem, to będzie rusznikarzem. Damian Kądzior rusza na podbój Półwyspu Iberyjskiego

Nie chciał być drwalem, to będzie rusznikarzem. Damian Kądzior rusza na podbój Półwyspu Iberyjskiego
MediaPictures.pl / Shutterstock.com
Mieliśmy swoje eksportowe polskie trio w Dortmundzie, od kilku sezonów regularnie wysyłamy młodych piłkarzy do włoskich klubów, a w Anglii cenieni są z kolei nasi bramkarze. Tylko w tej Hiszpanii od lat trwa jakaś taka niezwykła posucha z kilkoma incydentalnymi przypadkami. Tę złą passę dla polskich piłkarzy na Półwyspie Iberyjskim będzie chciał przerwać Damian Kądzior. Wychowanek Jagiellonii Białystok, który jeszcze trzy lata temu grał w I lidze, teraz już jako zawodnik SD Eibar powalczy na arenie mocnej ligi hiszpańskiej.
- Chciałbym zagrać w jednej z pięciu topowych europejskich lig albo w angielskiej Championship. To nie jest zły plan, trzeba od siebie coraz więcej wymagać – mówił w styczniowym wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”.
Dalsza część tekstu pod wideo
Było to już po tym, gdy nie zdecydował się na przeprowadzkę za ocean. Portland Timbers, czyli popularni „Drwale”, oferowali za polskiego skrzydłowego mniej więcej tyle samo, ile tego lata zaproponowało Eibar, czyli dwa miliony euro. Piłkarz odmówił transferu do MLS. Wiedział, że z kariery chce wycisnąć jak najwięcej, lecz niekoniecznie finansowo.

Cierpliwość popłaca

Nie była to pierwsza sytuacja w życiu polskiego skrzydłowego, kiedy cierpliwość przy wyborze kolejnego klubu okazała się dla niego kluczowa. W maju 2018 roku jako jeden z najjaśniejszych punktów Górnika Zabrze mógł przebierać w ofertach. Wśród nich na stole leżała ta z Lecha Poznań. „Kolejorz” był wtedy o krok od sprowadzenia go na Bułgarską. Zgodził się zapłacić klauzulę wpisaną w kontrakt piłkarza z klubem z Górnego Śląska. Ostatecznie do akcji wkroczyło jednak Dinamo Zagrzeb i tak oto białostoczanin chwilę później trafił koniec końców do zespołu mistrza Chorwacji, prowadzonego już przez… zwolnionego chwilę wcześniej z Lecha trenera Nenada Bjelicę.
Były już szkoleniowiec Kądziora nie ukrywa, że transfer do Eibar to swoista nagroda za jego systematyczną pracę.
- Damian dostał to, na co zasłużył. (…) Przez dwa lata w Dinamie nigdy mnie nie zawiódł, w klasyfikacji najbardziej efektywnych piłkarzy mojego klubu zawsze był w czołówce. Gole, asysty. Dawał nam dokładnie to, czego potrzebowaliśmy od niego. On miał, można powiedzieć, dość późny start do dużej kariery, ale wszędzie gdzie grał, był bardzo cenny. Czy to druga liga polska, czy Górnik Zabrze, czy Dinamo Zagrzeb. Jestem przekonany, że w SD Eibar też sobie poradzi – powiedział chorwacki trener kilka dni temu na łamach „Super Expressu”.
I rzeczywiście, Kądzior długo czekał na swoją szansę. Choć w Ekstraklasie debiutował w Jagiellonii jeszcze jako 20-latek, później rozpoczął tułaczkę po niższych ligach. Krok po kroku, od II ligi w Motorze Lublin, przez I ligą w Wigrach Suwałki, realizował jednak swój plan o wielkiej karierze. Aż w 2017 roku, mając już 25 wiosen na karku, odpalił na całego w Górniku Zabrze. To właśnie bilnas 11 goli i 9 asyst w barwach śląskiego klubu sprawił, że zaczęły się nim interesować inne kluby.
- Ambitny. Zawodnik, który cały czas chce być lepszy, nieustannie podwyższa oczekiwania wobec samego siebie. I w dodatku piłkarz, dla którego trening to najlepszy czas w ciągu dnia – komplementował go w przeszłości w rozmowie z “Weszło” jego trener w Górniku, Marcin Brosz.
Choć liczby rzeczywiście od lat trzymają się Kądziora, a od czterech sezonów w klasyfikacji kanadyjskiej jego dorobek nie spadł ani razu poniżej 15, sam piłkarz swojego sukcesu dopatruje się również w nieustannej potrzebie dążenia do perfekcji. W wywiadach wielokrotnie podkreśla jednak, że stara się czerpać ze swojej gry jak najwięcej radości.
- Cieszę się grą, a bramki i asysty przychodzą same. Mam to szczęście, że piłka mnie szuka i często spada pod nogę, czym zwiększa się prawdopodobieństwo, że trafię, albo zaliczę ostatnie podanie. Do tego dochodzi oczywiście praca nad swoimi niedoskonałościami. Przeciwnicy też nie są ślepi i nastawiają się na neutralizację rywala. Pierwszy przykład z brzegu, to gra głową. Do czasu przejścia do Dinama nie miałem żadnej bramki zdobytej w ten sposób, a w Zagrzebiu już chyba pięć razy trafiłem główkując. To jest efekt konsekwentnej pracy nad sobą. Jeśli jeszcze dodatkowo czujesz tę radość z gry, to wszystko przychodzi łatwiej – opowiadał w kwietniu na łamach portalu „Łączy Nas Piłka”.

Czas poddać się reżimowi

Teoretycznie zawodnik, który chce cieszyć się grą, nie powinien decydować się na transfer na Estadio de Ipurua. Eibar jest drużyną, która prezentuje futbol wybitnie mało hiszpański. Trener Mendibilar ceni proste środki, przede wszystkim dośrodkowania. Tych „Los Armeros” w minionym sezonie wykonali mniej jedynie od Sevilli. W przypadku podań w pole karne nie mieli z kolei wobec siebie żadnej konkurencji.
- Może zaryzykuję, ale właśnie dzięki temu widzę w nim potencjał na gwiazdę tej drużyny. Musimy wziąć pod uwagę, że Eibar nie jest ekipą wirtuozów, lecz raczej rzemieślników, w której największą gwiazdą jest trener Mendilibar, przez niektórych nazywany już nawet Mendilieibarem. Jestem przekonany, że Kądzior będzie tam czołową postacią, bo ten zespół potrzebuje kogoś, kto potrafi zagrać piłkę na nos swojemu koledze. Kogoś, kto chociaż po części przejmie obowiązki Fabiana Orellany który odszedł do Valladolid. Eibar w dużej mierze opiera się na dośrodkowaniach i stałych fragmentach, dlatego Kądzior będzie świetnie pasować – mówi w rozmowie z nami Michał Mitrut, komentator stacji Eleven Sports.
O ile Kądzior w Chorwacji mógł się cieszyć z dość ofensywnego ustawienia Dinama, tak w Eibarze jego rola znacząco się zmieni. Tu nie tylko w większości meczów to przeciwna drużyna będzie prowadziła grę. Przede wszystkim polski skrzydłowy będzie musiał odegrać dużo większą rolę w grze obronnej.
- Linia defensywy u Mendilibara jest ustawiona zawsze wysoko, najczęściej jeszcze na połowie przeciwnika. Zadaniem Kądziora będzie jak najczęstsze dostarczanie piłki w pole karne i także wykańczanie akcji, gdy piłka trafi już pod jego nogi w odpowiednim momencie – przyznaje Oscar Imedio, dziennikarz COPE.
- U Mendilibara trzeba zasuwać w ofensywie i w defensywie, nie ma dla nikogo taryfy ulgowej – dodaje Michał Ratajczyk, członek fanklubu SD Eibar Polonia.

Na przełamanie

Kądzior trafia do Primera División w okresie pandemii, ale także w czasie wielkiej posuchy, jeśli chodzi o polskich zawodników na Półwyspie Iberyjskim. Od czasu odejścia z Sevilli Grzegorza Krychowiaka, a więc już od czterech lat, nie mieliśmy w lidze hiszpańskiej piłkarza z pola. Jeśli chodzi z kolei o ofensywnego zawodnika, to jedynym takim przykładem w ostatnich sezonach był Bartłomiej Pawłowski. Jego przygoda z Málagą, choć okraszona golem w meczu z Realem Valladolid, była jednak całościowo mało udana.
- Gdyby chodziło o La Ligę sprzed pięciu lat, pewnie miałbym opory, by powiedzieć, że Kądzior przełamie tę złą passę polskich zawodników w Hiszpanii. Teraz występuje w niej jednak sporo drużyn, które grają twardy, często nawet defensywny, wręcz mało hiszpański futbol. Kilka lat temu ta liga rzeczywiście była inna, ale obecnie akcenty w grze w Primera División się nieco zmieniły. Dlatego też te szanse Kądziora na sukces w Eibarze są dużo większe. Przy czym należy również dodać, że pod względem technicznym nie jest on żadnym żółtodziobem. Dobrze czuje się z piłką przy nodze i paradoksalnie może być pod tym względem jednym z lepszych piłkarzy w swoim nowym zespole – przyznaje Mitrut.
W zespole, w którym akurat na nadmiar skrzydłowych czy wzmocnień w ostatnim czasie nikt nie ma prawa narzekać.
- Mendilibar przyznawał, że chce, by Eibar przeprowadził 7-8 transferów, natomiast mamy początek września, a Kądzior jest tak naprawdę jedynym transferem „Los Armeros”! Kadrowo sytuacja wygląda mocno przeciętnie. Myślę, że został sprowadzony przede wszystkim po to, by zwiększyć rywalizację na prawym skrzydle, które, po odejściu De Blasisa i Orellany, było obsadzone tylko przez Pedro Leóna. Ten zaś swoje najlepsze lata ma już zdecydowanie za sobą i nie gra na jakimś nieosiągalnym poziomie dla Polaka – przyznaje Ratajczyk.
Nic więc dziwnego, że Eibar mocno wierzy w swój najnowszy nabytek. Kwota dwóch milionów euro sprawia, że polski skrzydłowy z miejsca zameldował się w dziesiątce najwyższych transferów w historii „Rusznikarzy”. Jest w niej też trzecim najstarszym zawodnikiem.
- Władze klubu w ciągu ostatnich lat pokazały, że doskonale wiedzą, kogo sprowadzają. Jeśli zdecydowali się na Kądziora, wynika to z faktu, iż wierzą, że jest on w stanie w Eibarze wskoczyć na swój najwyższy poziom – przyznaje Imedio.

To dobry moment

Dla Kądziora może to być najważniejszy rok w karierze. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za kilkanaście dni zadebiutuje w jednej z najlepszych lig świata. Sezon zwieńczy natomiast udziałem w przełożonych na przyszłe lato mistrzostwach Europy. O ile oczywiście podtrzyma swoją formę z minionych rozgrywek i odpali w Eibarze.
- Wierzę w to, że Kądzior da radę. Wydaje mi się, że Polak pasuje stylem gry do Eibaru, jak i La Ligi - jest dość szybki i dysponuje świetną techniką, co jest ważne u skrzydłowych „Los Armeros”. Wszystko tak naprawdę zależy teraz od naszego reprezentanta – ocenia Ratajczyk.
A ten lubi pracować mocno. Pokazał to, trenując pod okiem tak wymagających trenerów jak Dominik Nowak (w Wigrach), Brosz czy Bjelica. Teraz kluczowy może okazać się moment, w którym złapie wspólny język również z Mendilibarem.
- W tej chwili jedyną niewiadomą jest czas, którego będzie on potrzebował, by zrozumieć filozofię swojego nowego szkoleniowca dotyczącą gry bez piłki. Jako skrzydłowy Kądzior będzie musiał pomagać w pressingu i grać bardzo wysoko, co razem oznacza ogromny wysiłek fizyczny. Jeśli temu podoła i dostosuje się do tego systemu, będzie bardzo ważnym zawodnikiem – uważa Imedio.
Choć wydaje się, że Kądzior jest skazany na sukces w Eibar, futbol w przeszłości niejednokrotnie płatał nam spore figle. Bez wątpienia jednak progres, jaki uczynił polski skrzydłowy w przeciągu ostatnich czterech lat już teraz jest czymś, co należy docenić.
- Dla mnie jego kariera pod wieloma względami jest niesamowita. Komentowałem jego mecze jeszcze w Motorze Lublin w II lidze. Miał już wtedy 22 lata. Będąc w takim wieku i grając na trzecim poziomie rozgrywkowym, musisz wziąć pod uwagę scenariusz, w którym może ci się nie udać i zaraz będziesz musiał rozglądać się za jakimś innym zajęciem. On oczywiście strzelał wtedy piękne bramki, pamiętam nawet, że gdy wysyłałem swoje zgłoszenie do Eleven, to jednym ze skomentowanych przeze mnie trafień było właśnie to autorstwa Damiana w meczu przeciwko Garbarni Kraków. Dla mnie to będzie więc niesamowita sprawa, gdy będzie mi dane skomentować jego gola teraz już na poziomie Primera División – przyznaje Mitrut.
I oby ta chwila nastąpiła jak najszybciej. Dla dobra Kądziora i polskich piłkarzy marzących - tak jak on - o grze w Primera Division.

Przeczytaj również