O to chodziło Messiemu. Tak Van Gaal wojował z Argentyńczykami. On ich upokarzał, oni go nienawidzili

O to chodziło Messiemu. Tak Van Gaal wojował z Argentyńczykami. On ich upokarzał, oni go nienawidzili
PressFocus/wlasne
Już po wszystkim. W piątkowym ćwierćfinale MŚ to Argentyńczycy przeszli dalej, a Holendrzy pojechali do domu. Pozostały odpryski tej bitwy. 18 żółtych kartek, jedna czerwona, mnóstwo złych emocji i wzajemnych oskarżeń. Jednym z zapalników była postać Louisa van Gaala. I jego historia skomplikowanych relacji z rodakami Leo Messiego.
W trakcie piątkowego ćwierćfinału MŚ, po strzelonym rzucie karnym na 2:0, Leo Messi dał upust swym emocjom. Stanął przed holenderską ławką rezerwowych, na wprost Louisa van Gaala i pokazał gest-cieszynkę łudząco przypominającą tę, którą kilkanaście lat temu wykonywał Juan Roman Riquelme. Leo nie zamierzał kończyć argentyńsko-vangaalowskiego konfliktu. Wolał jeszcze bardziej podgrzać atmosferę.
Dalsza część tekstu pod wideo

Powitanie najchłodniejsze z możliwych

Wszystko zaczęło się od właśnie od niego. Od Riquelme. Utalentowany playmaker, o którym mówiło się, że będzie najbliżej klasy Diego Maradony, latem 2002 roku przybył do Barcelony zarządzanej przez Van Gaala prosto z Boca Juniors, ekipy właśnie świętującej zdobycie klubowego mistrzostwa świata. Fantastyczny pomocnik w ambitnym katalońskim zespole - to po prostu musiało “kliknąć”. Tymczasem holenderski szkoleniowiec tak miał przywitać nowego gracza, że ten do dziś wspomina to z niesmakiem. Pierwsze zdanie, jakie wypowiedział do Riquelme, brzmiało:
- Ja ciebie tutaj nie chciałem. W zasadzie, gdyby to ode mnie zależało, to ja bym ciebie tu nie sprowadzał.
Można sobie tylko wyobrazić zdziwienie na twarzy 24-latka, któremu wydawało się, że trafił do idealnej drużyny. Wymarzonej. Trener argumentował dalej:
- To prawda, jesteś najlepszym piłkarzem na świecie… ale tylko, gdy masz piłkę przy nodze. Kiedy w posiadaniu jest przeciwnik, będziemy musieli grać o jednego mniej.
Szczerość? Pragmatyzm? Raczej wyjątkowe zadufanie w sobie. Nowy trener na “dzień dobry” nazwał nowego członka swojego zespołu leniem i niechlujnym sportowcem. Na tym jednak szykany się nie skończyły. Na jednej z pierwszych sesji Holender miał przyjść z synem na trening, dać mu koszulkę Barcelony, wskazać na Riquelme i powiedzieć Van Gaalowi juniorowi:
- Przyjrzyj się dobrze. Założę się, że będziesz nosił te barwy częściej niż on.
Sternik Barcelony od pierwszego dnia określał Riquelme jako “polityczny transfer”, nie tłumacząc nigdy, co miał na myśli. Traktował piłkarza na początku z sadyzmem, a później z obojętnością. Kiedy już wpuszczał go na boisko, ustawiał trequartistę idealnego na skrzydle. W ten sposób zawodnik nie był w stanie odnaleźć swojej formy, tracąc miejsce w pierwszym zespole. Mimo to zdobył sześć bramek i zaliczył dziewięć asyst. Tamten sezon potoczył się fatalnie dla “Dumy Katalonii” i Van Gaal został zwolniony w połowie rozgrywek. Nie zmieniło to jednak sytuacji Argentyńczyka, który nadal wchodził na boisko z ławki. Gdy “Barca” następnego lata pozyskała Ronaldinho, “El Torero” okazał się zbędny i wytransferowano go do Villarreal. Tam odzyskał radość z piłki.

“Jesteście do dupy!”

Z kolejnym Argentyńczykiem los zetknął Van Gaala podczas jego pracy w Bayernie. W sezonie 2009/10 za “ofiarę” wybrał sobie Martina Demichelisa, zasłużonego środkowego obrońcę. Gdy Holender przychodził na Saebener Strasse, “Micho” zaczynał szósty sezon w barwach Bawarczyków. Decyzją trenera z miejsca trafił na ławkę rezerwowych. Usłyszał tylko:
- Jesteś rezerwowym i musisz uszanować mój wybór.
Pewnego dnia, w połowie meczu, który Bayern wygrywał 3:0, Louis w jakimś szaleńczym tańcu nienawiści wparował do szatni, wybijając drzwi i krzycząc: “jesteście do dupy!” Demichelis próbował go uspokoić słowami: “przestań nas obrażać, miej trochę szacunku”. Jak łatwo przypuszczać piłkarz w tym sezonie już nie wstał z ławki.
Na jednym z treningów, jakiś czas później, Argentyńczyk, zmęczony ciągłym ignorowaniem podczas gierki, zabrał bramkarzowi piłkę i wycelował prosto w twarz Van Gaala. Futbolówka poszła z dużą prędkością, ale musnęła głowę szkoleniowca o kilka centymetrów. Trzeba było liczyć się z natychmiastową reakcją. Louis zakazał podawania do Demichelisa, a sam piłkarz z powodu konfliktu i serii kontuzji musiał następnego lata opuścić Monachium.
Krucjata anty-argentyńska trwała dalej. Van Gaal miał już jasno zarysowaną opinię na temat piłkarzy znad La Platy. On nienawidził ich, a oni jego. Przed mundialem w RPA w 2010 roku, zapytany o to, na którym miejscu “Albicelestes” mogą zakończyć turniej, oświadczył, że nie mają szans na mistrzostwo.
- Możesz posiadać w składzie najlepszych piłkarzy na świecie, ale nie wygrasz, jeśli zespołu nie prowadzi dobry trener.
To oczywisty prztyczek do ówczesnego selekcjonera Diego Armando Maradony. I o ile większość ekspertów myślała tak samo jak Louis, o tyle niewielu odważyło się powiedzieć to samo. Trzeba też dodać, że wyjątkowo nie przesadził z oceną. Argentyna męczyła się przez cały turniej, aż w końcu odpadła w upokarzających okolicznościach z Niemcami, przegrywając w ćwierćfinale 0:4.

“Najgorszy trener”

Mamy rok 2014 i drugą z trzech kadencji Van Gaala jako selekcjonera reprezentacji Holandii. Mistrzostwa świata w Brazylii, gdzie “Oranje” wpadli w półfinale na Argentynę. Ciężki dla oczu mecz zakończył się remisem 0:0 i do wyłonienia finalisty potrzebowano serii rzutów karnych. “Albicelestes” byli bezbłędni, piłkarze Van Gaala odpadli, a w trenerze rozwinęła się dziwna reakcja, jakby zaostrzenie męczącego syndromu.
W sezonie po mundialu zasiadł na ławce Manchesteru United, do którego, prawdopodobnie nie na jego życzenie, trafili po kolei: Marcos Rojo, Sergio Romero i Angel Di Maria. Z tym ostatnim zbudował na tyle “piękną” więź, że nie tak dawno obecny skrzydłowy Juventusu nazwał Holendra “najgorszym trenerem, z jakim przyszło mu pracować”. Biorąc pod uwagę fakt, że “Fideo” znajdował się pod opieką dziesiątek fachowców, trudno przejść nad tą oceną do porządku dziennego.
- Zacząłem dobrze przez pierwsze dwa miesiące - wspominał Di Maria. - Następnie pokłóciliśmy się, a potem rzeczy nie poszły w tę stronę, co trzeba. Wiedziałem, że to już nie jest ta sama relacja i trener decyduje, czy grasz czy nie, a jeśli nie grasz, to cię “zabija”. Za każdym razem pokazywał mi, co robie źle, aż pewnego dnia znów się pokłóciliśmy i powiedziałem mu, żeby przestał wytykać mi błędy i pokazał mi rzeczy, które robiłem dobrze.

Ostateczne starcie

Oczywiście Alojzy (tak ma na drugie imię Van Gaal) nie byłby sobą, gdyby w trakcie kariery nie wbił szpileczki Leo Messiemu. Argentyńskiej świętości piłkarskiej. To jego obwiniał za brak sukcesów Barcelony. W 2019 roku mówił:
- Popatrzmy na Barcelonę. Ile razy ostatnio wygrali Ligę Mistrzów, mając w swoim składzie uważanego przez wielu za najlepszego na świecie piłkarza? Messi powinien sam siebie zapytać, jak to jest możliwe, że tyle lat nie zdobył Ligi Mistrzów. On również jest odpowiedzialny za to, co się dzieje w Barcelonie. Nie tylko trener - mówił w wywiadzie dla “El Pais”.
Na kilka dni przed ćwierćfinałem tegorocznego mundialu zarzekał się, że tym razem jego podopieczni poradzą sobie z odwiecznym rywalem. Nawet mając przed sobą Messiego w kapitalnej formie.
- W 2014 roku prawie nie dotknął piłki, a ulegliśmy dopiero w rzutach karnych. Teraz chcemy rewanżu - oświadczył tylko po to, by nieco podgrzać atmosferę.
Znów się nie udało i ponownie o niepowodzeniu zadecydował konkurs jedenastek. Kolejnego rewanżu już nie będzie. Dzień po eliminacji z turnieju zdecydował o zakończeniu bogatej, wybuchowej i pełnej anegdot kariery trenerskiej. Co napsuł krwi argentyńskim piłkarzom, pozostanie jednak jego. Nawet jeśli nigdy nie potrafił ich pokonać w sportowej, uczciwej walce.

Przeczytaj również