Wisła Kraków od dziesięciu porażek z rzędu do grupy mistrzowskiej? Oni naprawdę mogą to zrobić

Od dziesięciu porażek z rzędu do grupy mistrzowskiej? Wisła naprawdę może to zrobić
Marcion Kadziolka / shutterstock.com
O tym, że polska Ekstraklasa jest nieprzewidywalna, wszyscy doskonale wiemy. Ktoś przystępuje do meczu jako lider? Można stawiać domy, że przegra albo zremisuje. Drużyna z dołu tabeli gra z wiceliderem i jest faworytem bukmacherów? Nic nowego. A teraz jeszcze Wisła Kraków pokazuje, że można przegrać nawet dziesięć(!) ligowych meczów z rzędu, po czym kolejne cztery wygrać, a coś nam się wydaje, że to nie koniec passy “Białej Gwiazdy”.
Pod koniec roku sytuacja przy Reymonta była już naprawdę krytyczna. Zespół przegrywał mecz za meczem, zazwyczaj kompletnie bez walki, sytuacji, pomysłu na cokolwiek. Od Lecha dostał 0:4, od Legii 0:7, przegrał u siebie derby. Mnożyły się kontuzje, a z drużyną w końcu pożegnał się Maciej Stolarczyk - człowiek, który rok wcześniej w ogromnym stopniu przyczynił się do tego, że Wisła przetrwała prawdziwy huragan związany z brakiem pensji dla piłkarzy i zamieszaniem właścicielskim.
Dalsza część tekstu pod wideo
“Biała Gwiazda” ugrzęzła na dnie ligowej tabeli z zaledwie 11 punktami na koncie po 18 kolejkach. Głosy były jasne. W ostatnich dwóch spotkaniach urwać cokolwiek, a później do maksimum wykorzystać przerwę zimową. “Jeśli spadniemy, może to oznaczać upadek całego klubu” - można było usłyszeć od władz klubu. Żarty się więc skończyły.

Katharsis

13 grudnia będąca po dziesięciu porażkach Wisła podejmowała u siebie lidera - Pogoń Szczecin. No i zadziałała logika Ekstraklasy. Gra krakowian - prowadzonych już od kilku kolejek przez Artura Skowronka - wciąż wyglądała bardzo przeciętnie, ale udało się wyszarpać trzy punkty po golu Lukasa Klemenza. Przyszło katharsis.
Kamienie spadające wtedy z serc Jakuba Błaszczykowskiego i spółki słychać było w całym kraju. “Nigdy nie zginie! Wisełka nigdy nie zginie!” - intonował po meczu Kuba, a wtórowali mu koledzy z drużyny. Chociaż trzy punkty wcale diametralnie nie odmieniły ligowej sytuacji, to były ogromnym impulsem. A już kilka dni później “Biała Gwiazda” pokonała też w Łodzi tamtejszy ŁKS, dzięki czemu wigilijna kolacja w domach wiślaków była dużo spokojniejsza.

17 finałów

Nadszedł moment - w teorii - zimowego oddechu, bo liga miała wrócić za prawie dwa miesiące. W rzeczywistości przy Reymonta 22 codziennie wykonywano wielką pracę, by na wiosnę żaden kryzys już nie wydarzył. Margines błędu został bowiem ograniczony niemal do zera. “Od lutego do maja zagramy 17 finałów” - powtarzano jak mantrę.
Jeszcze w listopadzie zakontraktowano Georgija Żukowa. Dostaliśmy kolejny dowód na to, że magia “Białej Gwiazdy” wciąż działa. Kazach zarabiał w Kajracie Ałmaty dziesięć razy więcej, ale mimo wszystko chciał przyjść do Krakowa.
- Dla mnie to było ważne, że tutaj co tydzień będę miał okazję grać na wyższym poziomie. Nie patrzyłem w tym momencie na pieniądze. One nie były dla mnie najważniejsze - mówił Żukow w rozmowie z “Dziennikiem Polskim”.
W zimowej przerwie sprowadzono też znanego z występów m.in. w Piaście Gliwice - Heberta, bo środek obrony to akurat pozycja, która szczególnie potrzebowała wzmocnień. Przyszli Mateusz Hołownia, Lubomir Tupta, Nikola Kuveljić, a last minute z Austrii Wiedeń wypożyczono izraelskiego napastnika - Alona Turgemana. Uzupełniono więc wszystkie luki, tak, by nawet kolejna plaga kontuzji nie musiała oznaczać gry w znaczącym osłabieniu.
Na szczęście dla Wisły, tym razem urazy trzymały się piłkarzy z daleka. Podopieczni Artura Skowronka solidnie przepracowali okres przygotowawczy, a oglądając kulisy ze zgrupowania w Belek można było zauważyć, że atmosfera w drużynie jest naprawdę znakomita. Akumulatory przed kluczowym wyścigiem zostały odpowiednio naładowane.

Sześć punktów i widoki na więcej

No i przyszedł w końcu czas weryfikacji. Do Krakowa przyjechała zawsze groźna Jagiellonia, która została jednak wzorowo wypunktowana. Wisła pokazała dużą jakość, mądrość w grze i skuteczność. Do drużyny świetnie weszli nowi piłkarze. Żukow został wybrany zawodnikiem meczu, a Turgeman wpisał się na listę strzelców. Błysnęli też młodzieżowcy - Kamil Wojtkowski i Aleksander Buksa.
W Lubinie miało być już trudniej, no i faktycznie było, choć “Miedziowi” ewidentnie są pod formą. Wiślacy nie zagrali jakiegoś rewelacyjnego spotkania, ale po przepięknej akcji Sadloka z Saviceviciem wyszli na prowadzenie, którego nie oddali już do końca. Efekt? Kolejne trzy punkty i opuszczenie strefy spadkowej (wczoraj wiślacy wrócili do niej po zwycięstwie Arki). Jeszcze jakiś czas temu coś nie do pomyślenia.
"Biała Gwiazda" musi skupić się przede wszystkim na walce o utrzymanie, bo jak pokazał wczorajszy dzień, bezpośredni rywale nie składają broni. Jeśli jednak piłkarze Artura Skowronka dalej będą prezentować się tak dobrze, to mogą pomyśleć nawet o wejściu do grupy mistrzowskiej. Na horyzoncie mają bowiem taki terminarz:
- Korona (DOM)
- Wisła Płock (DOM)
- Cracovia (“WYJAZD”)
- Lech Poznań (DOM)
- Piast Gliwice (WYJAZD)
- Legia Warszawa (DOM)
- Raków Częstochowa (DOM)
- Arka Gdynia (WYJAZD)
Pięć meczów u siebie, trzy na wyjeździe. W dodatku dwa najbliższe przeciwko będącym w - delikatnie mówiąc - słabej formie “Złocisto-krwistym” i “Nafciarzom”. Może to nie spacerki, ale chyba nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że całkiem przyjemny terminarz.
Osiem spotkań na odrobienie ośmiu punktów do czołowej ósemki. Całkiem sporo, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że “Biała Gwiazda” musiałaby minąć zarówno Arkę, Górnik, Zagłębie, Raków, Jagiellonię i Wisłę Płock, ale… nie jest to mission impossible.
Lubin gra fatalnie, Jaga gra słabo i wczoraj znów przegrała, Wisła Płock gra słabo. Nieco lepiej wyglądały na starcie rundy Górnik i Raków, ale w tej kolejce też schodziły ze swoich spotkań na tarczy. Ponadto mają przed sobą jeszcze naprawdę trudne mecze. Zabrzanie zmierzą się chociażby z Legią, Cracovią, Pogonią, Lechem, Piastem czy Lechią. No raczej nie będą w tych meczach faworytami.
Jasne, na tym etapie to pewnie wróżenie z fusów, ale nieoczekiwanie Wisła z głównego kandydata do spadku zmieniła się w czarnego konia walki o grupę mistrzowską. No chyba, że dziś poukładana ekipa Artura Skowronka nie sprosta kieleckiej Koronie, której skład wygląda - jak ujął to trafnie jeden z dziennikarzy - jakby nie miał licencji w Pro Evolution Soccer 6. To możliwe. To Ekstraklasa.
Dominik Budziński

Przeczytaj również