Oto najlepszy dziś piłkarz Ekstraklasy. Kilka lat temu naklejał etykiety na wina, teraz sam jest jak wino

Oto najlepszy dziś piłkarz Ekstraklasy. Kilka lat temu naklejał etykiety na wina, teraz sam jest jak wino
Łukasz Sobala / PressFocus
Nie będzie szczególną kontrowersją stwierdzenie, że Joao Amaral to w tym momencie najlepszy piłkarz polskiej Ekstraklasy. Portugalczyk strzela najwięcej, asystuje najczęściej, a przy tym niemal każdym zagraniem potwierdza ogromną jakość piłkarską. Jako 30-latek zalicza właśnie najlepszy okres w swojej karierze. A ta długo nie była usłana różami. Gdy wielu jego rówieśników biegało już po największych stadionach świata od kilku dobrych lat, on naklejał jeszcze etykiety na wina.
Amaral z pewnością nie może powiedzieć, że jego przygoda z piłką przebiega wzorcowo. Niemal do 25. roku życia Portugalczyk swoje dochody czerpał głównie z, nazwijmy to, normalnej pracy. Stawał za barem, był kelnerem, zakorkowywał butelki wina i ozdabiał je etykietami. W piłkę oczywiście też grał, ale robił to na niższych szczeblach rozgrywkowych w swoim kraju.
Dalsza część tekstu pod wideo

Od pracy w barze do kontraktu w Benfice

Nie rezygnował jednak z marzeń o wielkim futbolu. Robił swoje na murawie i czekał, aż pojawi się ktoś, kto zwróci na niego uwagę. W końcu przyszła poważna oferta z pierwszej ligi. Ściągnęła go do siebie Vitoria Setubal. Był rok 2016. Za moment Amaral miał skończyć 25 lat. Skok na głęboką wodę? Mogło się wydawać, że tak. Przecież do tej pory urodzony w 1991 roku zawodnik kopał piłkę głównie na trzecim, czwartym lub piątym poziomie rozgrywkowym. Ale do elity i tak wszedł bez kompleksów. W swoim pierwszym sezonie rozegrał od razu 36 meczów. Strzelił pięć goli i zaliczył dwie asysty. Wtedy przyszła oferta od Benfiki. Tak, tej Benfiki.
Chociaż kariera Amarala wykiełkowała dość późno, nagle nabrała sporego rozpędu. Trzeba też jednak podkreślić, że jeden z największych klubów Portugalii nie sprowadzał wówczas 26-letniego zawodnika z myślą o wzmocnieniu zespołu. Cel był trochę inny - kupić, wypożyczyć, wypromować, sprzedać za więcej. Dlatego Amaral natychmiast po podpisaniu umowy został wypożyczony do Setubal, gdzie spędził jeszcze jeden sezon. W kolejnych rozgrywkach spisał się nawet lepiej. Tym razem strzelił dziewięć goli i dorzucił cztery decydujące podania.
Joao Amaral
Transfermarkt

Transfer do Lecha

Latem 2018 parol na Portugalczyka zagiął Lech Poznań. Chociaż początkowo mówiło się, że “Kolejorz” zapłacił za niego nawet 1,5 mln euro, ostatecznie informację tę zweryfikowano. Ile więc kosztował Amaral? Około 700 tysięcy euro. Jak na polskie warunki - i tak całkiem sporo.
Wejście do zespołu piłkarz z Półwyspu Iberyjskiego miał świetne. W pucharowym dwumeczu z Szachtiorem Soligorsk zdobył bramkę i zaliczył dwie asysty. Trzeci mecz na boiskach Ekstraklasy, z Zagłębiem Sosnowiec, zakończył z golem i decydującym podaniem, a kolejne trafienie dołożył kilka dni później przeciwko Wiśle Kraków. Wydawało się, że Lech wykupił z Benfiki piłkarza, który będzie ogromnym wzmocnieniem.
Później jednak wszystko zaczęło się komplikować. Amaral był coraz bardziej chimeryczny. Zamiast świetnych zagrań, goli i asyst, oglądaliśmy niemal przechodzone w jego wykonaniu mecze. Zdarzały mu się jeszcze przebłyski, ale zdecydowanie zbyt rzadko. Szczytem bezradności była końcówka sezonu 2018/19, gdy Portugalczyk najczęściej lądował poza kadrą meczową. Nie po drodze było mu ze szkoleniowcem zespołu, Dariuszem Żurawiem.

Wypożyczenie

W rundzie jesiennej kolejnych rozgrywek Amaral dostawał jeszcze swoje szanse, ale sytuacja nie ulegała poprawie. Lech nie miał z niego wielkiego pożytku. On sam męczył się w stolicy Wielkopolski. Do tego stopnia, że na początku 2020 roku pod pozorem “spraw osobistych” odszedł na wypożyczenie do Pacos de Ferreira. W Poznaniu nie do końca wierzyli w takie pobudki, ale ostatecznie Amaral faktycznie wyleciał do ojczyzny, a wypożyczenie potrwało całkiem długo, bo aż 1,5 roku.
- Miałem dobry sezon w Lechu, ale pod jego koniec przyszedł trener z rezerw i z jakiegoś powodu nie ufał mi oraz nie lubił mojego stylu gry. Przestałem grać i będąc drugim strzelcem drużyny nie byłem później nawet pierwszym zmiennikiem. Chciałem być szczęśliwy, cieszyć się piłką, a trener mi to wszystko zabrał. Wtedy poprosiłem o odejście - tłumaczył później Amaral w rozmowie z portugalskim dziennikiem “Abola”, nieco zmieniając narrację.

Powrót zapomnianego

W międzyczasie Lech zaliczył całkiem udane występy w Europie i sporo gorsze na krajowym podwórku. Te drugie sprawiły, że zespół objął Maciej Skorża. I to on po kilku miesiącach pracy postanowił, że chce dać Amaralowi prawdziwą szansę.
Sam zawodnik wracał po średnio udanym pobycie w Pacos, dla którego w 52 meczach zdobył dwie bramki i zaliczył osiem asyst. Przy Bułgarskiej dostał jednak czystą kartę. Dodatkową mobilizacją była dla niego z pewnością umowa, która pierwotnie miała wygasnąć w czerwcu 2022 roku.
I nagle zobaczyliśmy całkiem innego Amarala. Zdecydowanie bliższego temu, który zaliczał naprawdę udane wejście do Lecha. A może jeszcze lepszego. Na pewno bardziej regularnego. Od początku bieżącego sezonu Portugalczyk jest nie tylko jednym z liderów zespołu, ale i najbardziej wyróżniających się piłkarzy całej ligi. Wygryzł ze składu Daniego Ramireza, pokazując, że jest piłkarzem dużo bardziej uniwersalnym. Potrafi odnaleźć się jako “dziesiątka”, może być podwieszony pod napastnika, pełnić rolę najbardziej wysuniętego piłkarza, a gdy trzeba odnaleźć się na skrzydle, też nie ma z tym problemów.

Najlepszy piłkarz ligi?

W 20 ligowych meczach Amaral zdobył 10 bramek i dorzucił do tego dorobku sześć asyst. Ex aequo z Ivim Lopezem jest dziś najlepszym strzelcem i najlepszym asystentem ligi. W rundzie jesiennej był znakomity, a do ligowego grania po zimowej przerwie wrócił w iście koncertowy sposób, co mogły zwiastować już sparingi, w których też okazał się najskuteczniejszym zawodnikiem z całej Ekstraklasy.
Amaral w niedzielnym meczu z Cracovią przerastał wszystkich. Najpierw jego kąśliwy strzał powstrzymał jeszcze Karol Niemczycki, ale w 29. minucie geniusz Portugalczyka dał już gola na 1:1. Piłkę do 30-latka zagrał przytomnie Mikael Ishak, a Amaral najpierw samym przyjęciem wypracował sobie sytuację, a następnie pewnym strzałem pokonał golkipera rywali.
Lech napierał dalej, Amaral był właściwie w każdej strefie boiska, a tuż po wznowieniu gry kolejny raz po jego zagraniu ręce mogły składać się do oklasków. Tym razem zawodnik rodem z Portugalii świetnym przyjęciem zgubił rywala w polu karnym i spod linii końcowej dograł do Jakuba Kamińskiego, który wyprowadził Lecha na prowadzenie.
Żeby tego było mało, w 67. minucie Amaral doskonale wyszedł jeszcze do podania Ishaka i w sytuacji sam na sam z Niemczyckim ustrzelił dublet. Humor po meczu mógł zmącić mu jedynie wynik, bo “Kolejorz” wypuścił prowadzenie i niespodziewanie zremisował z “Pasami” 3:3. Ale MVP meczu mógł być tylko jeden.
***
Amaral cieszy się dziś futbolem, a Lech ma piłkarza, który robi na boisku prawdziwą różnicę. Portugalczyk nie szuka wymówek, nie narzeka, a do świetnej dyspozycji pod bramką przeciwnika dorzuca też naprawdę solidną pracę w defensywie. Widać to było jesienią, widać było w niedzielę, gdy potrafił sprintem wracać za przeciwnikiem w kierunku swojej połowy.
Bardzo dobrze układa się zwłaszcza współpraca Amarala z Mikaelem Ishakiem. Przeciwko Cracovii Portugalczyk po asystach Szweda zdobył dwie bramki. Jesienią po akcjach też dwójki także padło kilka goli dla ekipy z Bułgarskiej.
Lech zdaje sobie sprawę z jakości, jaką daje Amaral. Już pod koniec roku klub przedłużył z Portugalczykiem kontrakt do 2024 roku. Póki co większy komfort związany z nową umową wcale nie rozproszył 30-latka, który w ogóle nie spuszcza z tonu. Jeśli choć częściowo do poziomu Amarala doskoczą też koledzy z drużyny, “Kolejorz” będzie miał spore szanse, by uczcić stulecie klubu tytułem mistrzowskim.
Joao Amaral
własne

Przeczytaj również