Pazernemu Milikowi chodzi tylko o pieniądze? Nie. Wyjaśniamy wątpliwości ws. transferu i przyszłości Polaka

Pazernemu Milikowi chodzi tylko o pieniądze? Nie. Wyjaśniamy wątpliwości ws. transferu i przyszłości Polaka
Fabrizio Carabelli / IPA / LM / Sipa / PressFocus
Pazerny typ, który patrzy tylko na kasę, a nie na karierę piłkarską. Nikt go tak naprawdę nie chce, a nawet jeśli, to on sam odrzuca wszystkich i sam nie wie, czego chce. Niewdzięcznik, który nie docenia tego, co zrobiło dla niego Napoli. Wokół Arkadiusza Milika i jego sytuacji pojawiło się wiele teorii, wypada więc pewne kwestie wytłumaczyć i - na spokojnie - postarać się zrozumieć. Dlaczego nie odszedł w “letnim” oknie transferowym, czy odejdzie w zimowym, a jeśli tak - to gdzie i na co może tam liczyć.
Zacznijmy może od kwestii najważniejszej, czyli pieniędzy. Tutaj mamy dwa główne aspekty. Po pierwsze - zarobki. Alfredo Pedulla stwierdził niedawno, że Milikowi chodzi tylko i wyłącznie o pieniądze, a po całym zamieszaniu będzie musiał zmienić bank, tak duży czeka go skok finansowy. Ten kto śledzi włoski rynek plotek transferowych zdaje sobie sprawę, że Pedulla to, delikatnie mówiąc, nie jest w tej kwestii wyrocznia i bardzo często strzela ślepakami. Czy Milikowi chodzi wyłącznie o zarobki? Oczywiście, że nie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Według wszystkich doniesień w sprawie transferów, Milik miał zarabiać w ewentualnym nowym klubie (Roma, Juventus, Fiorentina) plus-minus taką samą kwotę, 4-4.5 miliona euro. Tyle samo oferowało mu Napoli przy przedłużeniu kontraktu. Na taką kwotę Milik wyrażał zresztą zgodę w kontekście Juventusu i Romy - pierwszy nie wypalił ze względu na zbyt duże oczekiwania Napoli względem Juve, drugi ze względu na to, że Roma last minute próbowała zmienić warunki transferu. Juventus (do którego w efekcie domina miał trafić z Romy Edin Dżeko) nie chciał dłużej czekać aż kluby się dogadają i ruszył po Alvaro Moratę, który stał się bardziej dostępny po tym, jak Atletico ściągnęło Luisa Suareza.
Czy Milika czeka, jak to ujął Pedulla, “olbrzymi skok finansowy”? Tak, jego zarobki wzrosną z circa 2.5m euro do 4-4.5 m euro, czyli zostaną prawie podwojone. Czy wybór klubu, lub zostanie w Napoli robiło by tu jakąś różnicę? No nie, także trudno to traktować jako główny czynnik mający wpływ na decyzję polskiego napastnika. Na początku tekstu wspomniałem o dwóch aspektach finansowych - pierwszy to omówione zarobki, do drugiego - kwoty za podpis - dojdziemy w dalszej części.

Czemu Milik został latem na lodzie

Jak już ustaliliśmy, nie chodziło o zarobki. W przypadku Juventusu ewentualny transfer rozbił się o dwie kry lodowe - po pierwsze, Stara Dama ma z Napoli bardzo napięte relacje, zwłaszcza od czasu, gdy Beppe Marotta oszukał Aurelio De Laurentiisa. Dyrektor Juventusu zapewniał wówczas właściciela ekipy spod Wezuwiusza, iż na 100 procent nie aktywuje klauzuli wykupu Gonzalo Higuaina, największej w tamtym czasie gwiazdy klubu. Wbrew temu co mówił, po kilku dniach wykorzystał zapisy w umowie Argentyńczyka i sprowadził go do Turynu. W związku z tym pan De Laurentiis niespecjalnie miał ochotę iść na rękę władzom Juve i przygotował dla nich specjalną cenę za Milika - zależnie od źródeł, w okolicy 40-50 milionów euro.
Biorąc pod uwagę koronawirusowe realia oraz ostatni rok kontraktu Milika była to kwota zdecydowanie zbyt wysoka, ponadto nie udało jej się “zbić” transferem Federico Bernardeschiego w przeciwnym kierunku. Wszelkie ułatwienia typu rozkładanie transferu na x rat też prawdopodobnie nie wchodziło tu w grę. I tu dochodzi druga kra lodowa - w międzyczasie klub z Turynu rozstał się z Maurizio Sarrim, głównym choć nie jedynym entuzjastą Arkadiusza. W związku z tym scenariusz z “wykrwawianiem się” byleby tylko ściągnąć Milika był nierealistyczny.
W tym momencie pojawił się scenariusz z Polakiem trafiającym do Romy w miejsce Edina Dżeko, który zmieniłby klub na Juventus. Ten pomysł, jak już było już wspomniane, upadł ze względu na próbę zmiany warunków wykupu ze strony rzymian. Kluby były już ze sobą dogadane, Milik był zdecydowany na transfer do Rzymu i odbył na badania medyczne, jednak w ostatniej chwili przedstawicieli Romy postanowili zabezpieczyć się na ewentualność kolejnych kontuzji Polaka dodatkowymi, dziwnymi klauzulami, na które Napoli nie miało zamiaru przystać. Nie zmienia to faktu, że polski napastnik był chętny, by dołączyć i do Romy i do Juventusu. Nie wyszło, ale w tych konkretnych przypadkach trudno go za to winić.
Na transfer “out” liczono pod Wezuwiuszem do ostatniej chwili, na co może wskazywać chociażby pewien mały detal. Okno transferowe było otwarte do piątego października, a trzeciego Arkadiusz Milik nagle wyleciał z Neapolu. Kilka godzin później ogłoszono, że lokalny sanepid zabronił Napoli przemieszania się i udania na mecz w Turynie. Innymi słowy Milik wyleciał zanim oficjalnie nałożono zakaz, aby w razie dogadania się z innym klubem mógł udać się na badania medyczne i dopiąć transfer. Jedną z opcji na tym etapie była Fiorentina, tę opcję według doniesień Milik miał odrzucić i trudno się temu dziwić. Oczywiście oskarżono go wówczas o to, że woli siedzieć na ławce i zarabiać pieniądze za nic, że nie szanuje Napoli etc., natomiast umówmy się - czy kogoś to naprawdę może dziwić?
Po pierwsze, można było mieć wątpliwości co do formuły transferu - słychać było chociażby o konieczności przedłużenia kontraktu z Napoli i wypożyczeniu, co jedynie odkładało ówczesną sytuację o rok i w żaden sposób nie rozwiązałoby problemu. Po drugie, w przeciwieństwie do Atletico, Romy, czy Juventusu przejście do Fiorentiny nie było atrakcyjne pod względem sportowym. Co prawda Toskańczycy od lat chcą się odbić, przebudowują drużynę, mają nowego bogatego właściciela i ambitne plany rozwoju, jednak na dziś są po prostu ligowym średniakiem. Mając rok do końca kontraktu, wzbudzając zainteresowanie naprawdę dużych klubów nie zamieniasz Napoli na ekipę z Florencji, którą ma prowadzić strażak Giuseppe Iachini. Z perspektywy czasu - dobry wybór, Fiorentina już zmieniła trenera, wygrała zaledwie trzy mecze, jest na 14. miejscu w tabeli i jest o cztery oczka od strefy spadkowej.
Pozostaje kwestia przedłużenia kontraktu z Napoli. Oferowano mu kwotę, która (w kontekście innych klubów) była wystarczająca. Milik pozostaniem na dłużej w Neapolu jednak nie był zainteresowany - jego prawo, zawodnicy często zmieniają kluby, nie wiążą się z jednym na stałe, mogą chcieć spróbować czegoś nowego, potrzebować zmian w swoim życiu i karierze, . Nigdy nie czuł się tam kochany, nigdy nie wszedł w buty Gonzalo Higuaina, a tego od niego oczekiwano. Zresztą trudno się temu dziwić, rozegrał w Napoli 122 mecze, wiele z nich wchodząc z ławki, przy czym aż 61 spotkań opuścił ze względu na urazy. Przy czym ostatnie dwa sezony miał udane - 19/20 to 14 bramek i gol co 150 minut, 18/19 to 20 trafień z regularnością jedna na 157 minut. Dla porównania w poprzednich rozgrywkach Edin Dżeko strzelał co 186 minut, a Lautaro Martinez co 171 minut. Jednocześnie nie można dziwić się reakcji Napoli, które poczuło się zdradzone tym, że Polak odrzucił ich propozycję i chciał przejść do znienawidzonego Juventusu - w praktyce niewiele się to różni od policzka w twarz.

Odmrożenie w styczniu

Milik został przez Napoli zamrożony, nie zgłoszono go do rozgrywek, jednak ze względu na tegoroczny terminarz stracił tylko 3 miesiące. I teoretycznie mógłby w styczniu wrócić do gry, jednak można mieć wątpliwości co do tego, czy to się wydarzy. Ale po kolei.
- Mamy napastnika, którego chciałoby wiele klubów, więc poczekamy i zobaczymy, co się stanie. Milik chce odejść i grać, żeby być gotowym na mistrzostwa Europy.
Dyrektor sportowy ekipy spod Wezuwiusza, Cristiano Giuntoli, twierdzi że to bardzo realny scenariusz. Zainteresowane kluby? W ostatnim czasie najgłośniej było słychać o Atletico Madryt, zwłaszcza w kontekście odejścia Diego Costy, jednak według doniesień Hiszpanie nie są skłonni wyłożyć tyle, ile życzy sobie za Polaka Napoli. Tu słychać o różnych kwotach, od 10 do 18 milionów euro. Czy ta ostatnia kwota, w obecnych realiach, jest realistyczna skoro mówimy o piłkarzu, którego za pół roku będzie można ściągnąć za darmo? Niekoniecznie.
Obecnie we Włoszech przewijają się głównie te same kluby, o których słychać było w poprzednim oknie. Juventus - mimo świetnej formy Alvaro Moraty - podobno szuka kolejnego napastnika i według “Sport Mediaset” nadal śledzą temat Arkadiusza Milika. Pytanie tylko, czy nie mają go w planach na lato. Możliwe jest odejście Paulo Dybali i gdyby w jego miejsce przyszedł Polak, za darmo, to pod względem finansowym byłby to dla ekipy z Turynu świetny ruch, a nie jest tajemnicą, że sytuacja związana z epidemią mocno uderzyła w budżet Juventusu. Dla Milika to także mógłby być obiecujący ruch, po pierwsze ze względu na jego elastyczność - nie jest typowym egzekutorem, często określa się go mianem “9.5”, więc spokojnie mógłby grać w duecie zarówno z Cristiano Ronaldo jak i z Alvaro Moratą. Po drugie, przejście do Juventusu z kartą w ręku prawdopodobnie oznaczałoby dla Polaka porządną premię za podpisanie kontraktu - Emre Can w takiej sytuacji otrzymał aż 14 milionów euro. Czy warto poczekać pół roku żeby przytulić nawet połowę takie kwoty (28 milionów złotych)? Niech każdy odpowie sobie sam.
Transfer Milika rozważają podobno także Roma oraz Fiorentina. Dla pierwszych mogłoby to być budżetowe rozwiązanie problemu z Edinem Dżeko, który ma już na karku 34 lata i w klubie nadal nie ma dla niego następcy - a piłkarz podobnej klasy, w normalnych warunkach, byłby znacznie wyższym wydatkiem niż to, czego zimą oczekuje za Milika Napoli. Polak zwiększyłby także siłę ognia w ekipie z Rzymu, bo co prawda jest już w klubie wypożyczony z Romy Borja Mayoral, ale póki co nie przekonuje swoją grą i trudno oczekiwać, by Paulo Fonseca chciał na niego postawić. W kwestii Fiorentiny temat jest prosty - wbrew wypowiedziom ludzi z klubu, gdyby byli w stanie ściągnąć Milika, to dwa razy by się nie zastanawiali, nie mają w klubie napastnika na takim poziomie.
Najciekawiej - na dziś - brzmi natomiast ewentualny transfer do Interu, o którym w grudniu sporo pisały włoskie media. Antonio Conte nie jest zadowolony z Andrei Pinamontiego i domaga się sprowadzenia nowego napastnika, zwłaszcza że nie ma w klubie prawdziwego zmiennika dla Romelu Lukaku. Arek Milik mógłby tę lukę wypełnić, zwłaszcza że ze względu na swoją elastyczność byłby w stanie grać zarówno zamiast Belga, jak i razem z nim. Sportowo ten kierunek brzmi świetnie - Inter rośnie w siłę, walczy o zdobycie mistrzostwa, więc pod tym względem byłby to świetny kierunek. Nawet, gdyby Polak nie miał miejsca w podstawowym składzie i pełnił rolę zmiennika obu głównych napastników.

Czas wyborów

Kiedy i gdzie odejdzie Milik - tego na dziś prawdopodobnie nie wiedzą nawet jego agenci, a co dopiero media. Z perspektywy kibicowskiej kanapy i sympatyka reprezentacji można oczekiwać, że będzie robił wszystko, byle tylko odejść z Napoli i grać w drugiej części sezonu. Sentyment zrozumiały, aczkolwiek warto spojrzeć na sytuację oczami piłkarza. On nie ma 20 lat, posiada za to dość rozbudowaną historię kontuzji, nie da się wykluczyć, że może to być dla 26-latka ostatnia szansa na duży kontrakt i transfer do czołowego klubu. Czy warto poświęcać marzenia i kolejne cztery lata dla reprezentacji Jerzego Brzęczka, o której ten sam kanapowy kibic powie, że jest słaba i nie wyjdzie z grupy?
Zimowe mercato potrwa od 4 stycznia do 1 lutego. To wbrew pozorom bardzo długo - przykładowo Juventus rozegra w tym czasie prawdopodobnie aż dziewięć spotkań, to samo dotyczy Milanu, czy Interu. Nawet jeśli na dziś Milik jest tylko opcją, lub dany klub rozważa go dopiero jako transfer ‘za zero’ w kontekście lata, to przy takim natłoku meczów te plany mogą szybko i drastycznie ulec zmianie. I nie będzie zaskoczeniem, jeśli transfer Arkadiusza Milika będzie niewiadomą do ostatniego dnia okienka.

Przeczytaj również