Media: Absurdalne kulisy transferu do Radomiaka. Miała być Legnica, będzie Radom. "Słyszał głosy z niebios"

Frank Castaneda jest postacią dobrze znaną w Ekstraklasie. Kolumbijczyk występował tutaj tylko przez kilka miesięcy, ale sam jego transfer do Warty Poznań zrobił wiele zamieszania. Mały klub ściągał bowiem zawodnika będącego świeżo po występach w Lidze Mistrzów.

Po krótkiej przygodzie skrzydłowy wyjechał do Tajlandii, ale i tam nie zagrzał miejsca na długo. W związku z tym postanowił wrócić do Europy, a konkretnie - do Ekstraklasy.

Wcześniej informowaliśmy, że Castaneda dołączy do Radomiaka Radom (więcej TUTAJ). Tak rzeczywiście ma się stać, a sam zawodnik podpisał już wstępną umowę z zespołem zarządzanym przez Sławomira Stempniewskiego.

Problem w tym, że Kolumbijczyk uprzednio dogadał się też z Miedzią Legnica, ale nic nie wskazuje na to, aby miał w istocie wzmocnić beniaminka walczącego o utrzymanie. Powodem wcale nie okazały się pieniądze, ale - jak podaje "Weszło.com" - kuriozalne wymówki zawodnika.

- Pierwotnie twierdził, że musi wrócić do Europy, bo jego żona zaszła w ciążę i poród na Tajlandii nie wchodzi w grę – zrozumiałe. Gdy jednak miał dopięty kontrakt z Miedzią, zaczął słyszeć głosy. Sytuacja, przyznamy, niepokojąca, na szczęście dla napastnika były to jednak głosy z niebios. Bóg miał podpowiedzieć Castanedzie, że ta Legnica to jednak nie za bardzo - czytamy na wspomnianym portalu.

Dziennikarz Szymon Janczyk dodaje przy tym, że Miedź i Radomiak zaoferowały Castanedzie podobne warunki finansowe. O rozbiciu banku nie może być mowy, gdyż żaden z klubów nie należy do ligowych krezusów.