Rok temu dno tabeli Ekstraklasy, teraz wielki triumf w Lidze Mistrzów. "Nie zwątpiłem" [NASZ WYWIAD]

Rok temu dno tabeli Ekstraklasy, teraz wielki triumf w Lidze Mistrzów. "Nie zwątpiłem" [NASZ WYWIAD]
SPP / pressfocus
Antoni - Obrębski
Antoni Obrębski19 Sep · 14:03
Karabach odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w historii na poziomie Ligi Mistrzów. W jego składzie Polak - Mateusz Kochalski, który w rozmowie z Meczyki.pl opowiada o pokonaniu Portugalczyków, kolejnych meczach w Champions League, doświadczeniach z Ligi Europy, reprezentacji Polski, a także o tym, dlaczego nie odszedł z Azerbejdżanu. - Myślę, że trzeba by za mnie zapłacić przynajmniej dwa miliony euro - stwierdza.
Mateusz Kochalski jeszcze przed rokiem bronił barw Stali Mielec. Odchodził z klubu, gdy ten po czterech kolejkach sezonu 2024/25 był na dnie PKO Ekstraklasy. W ostatni wtorek polski bramkarz wyjechał natomiast z Estadio da Luz z trzema punktami w rozgrywkach Ligi Mistrzów. W Karabachu osiągnął już wiele - mistrzostwo kraju, gra w Lidze Europy i Lidze Mistrzów, powołanie do drużyny narodowej.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jego pobyt w Azerbejdżanie nie jest jednak usłany różami, bo rywalizacja na jego pozycji toczyła się długo, a i do teraz Polak nie może liczyć na grę we wszystkich meczach. Już tego lata mówiło się o tym, że może zmienić otoczenie.
ANTONI OBRĘBSKI, MECZYKI.PL: Mogłeś zrobić cokolwiek przy straconych bramkach w meczu z Benfiką?
MATEUSZ KOCHALSKI, KARABACH: Myślę, że zawsze można coś więcej zrobić, ale nie obwiniałbym się za te gole. Może przy pierwszym trochę za szybko odskoczyłem do boku. Kto wie, czy gdybym został w nie do końca poprawnej pozycji, nie miałbym większej szansy na obronienie. Jeśli chodzi o książkowe spojrzenie, to byłem odpowiednio ustawiony. Przy drugiej bramce może zbyt szybko usiadłem na ziemię, pewnie powinienem wyczekać, ale nie zarzucałbym sobie nic specjalnie przy tych golach.
Co pomyślałeś, gdy traciliście drugą bramkę?
Na pewno po wyjściu na boisko i usłyszeniu hymnu Ligi Mistrzów, tym razem już w fazie ligowej, a nie w eliminacjach, trochę złapał mnie stres. Po drugiej bramce jednak już całkowicie ze mnie zszedł i wiedziałem, że trzeba zrobić wszystko, żeby nie stracić kolejnych goli. Bo następny, jeśli dodatkowo wpadłby szybko, byłby najgorszym scenariuszem. Na pewno jednak wiedziałem, że my też mamy jakość.
Miałeś myśli, że będzie ciężko o chociaż punkt?
Oczywiście, ale trzeba było się skupić na tym, żeby odrobić wynik i wszystko jeszcze się może zdarzyć. Na pewno nie zwątpiłem w siebie.
A przy bramkach dla Karabachu?
Oczywiście się cieszyłem, bo Benfica przestała już kontrolować mecz i on zaczął się toczyć na naszych warunkach. Mieli piłkę, ale nic z tego nie wychodziło. Bardzo dobrze broniliśmy, atakowaliśmy z kontrataków i umieliśmy utrzymać się przy piłce, jeśli była taka potrzeba. Graliśmy mądrze. Widziałem, że jesteśmy pewni i złapaliśmy rytm, więc bardziej spodziewałem się naszych bramek, niż tych Benfiki.
Czuliście się skreślani przed meczem?
Z kim byśmy w Lidze Mistrzów nie grali, to zawsze rywal będzie faworytem, więc pewnie jesteśmy postrzegani przez kibiców jako kopciuszek, ale ja wiem, jaką mamy drużynę i myślę, że jeszcze możemy zdobyć trochę punktów. Wierzę też w awans i powiedziałbym to przed tym meczem. Wierzę w drużynę.
Jak się grało na takim stadionie?
Kibice Benfiki większość czasu gwizdali. Zapewne nie byli zadowoleni z gry drużyny, bo oczekiwaliby pewnie, że Benfica powinna nas zmiażdżyć. Współczuję piłkarzom, bo chyba nie tak powinien wyglądać doping. Mi to nie przeszkadzało, bardziej wpłynęli na mnie kibice Ferencvarosu, bo oni prawie cały mecz wspierali swoją drużynę. Ogólnie stadion przepiękny, a murawa chyba najlepsza, na jakiej grałem w swoim życiu.
W uproszczeniu można powiedzieć, że zwolniliście trenera Benfiki.
Wygraliśmy mecz przede wszystkim. Trochę to dziwne, że zwolniono go po jednym przegranym meczu. Ale nie mi to oceniać, nie siedzę tam w środku.
To był wymarzony debiut w Lidze Mistrzów?
Myślę, że tak. Wygraliśmy na wyjeździe z mocnym przeciwnikiem, byliśmy skazywani na pożarcie. Wiadomo, że mógłbym skończyć na zero z tyłu, ale wolę, żeby zespół wygrał mecz, niż żebyśmy np. zremisowali 0:0.
Rok temu w lipcu grałeś w barwach Stali Mielec z Widzewem. Uwierzyłbyś wtedy, że za rok wygrasz z Benficą w Lizbonie w ramach Ligi Mistrzów?
Nie jestem pewien, czy wtedy już zdecydowałem się na odejście do Karabachu. Ale na pewno w momencie, gdy podpisywałem umowę w Azerbejdżanie, to gra w Lidze Mistrzów była celem, więc może i bym uwierzył.
Powiedziałeś wcześniej o stresie. Czułeś go też, grając z Tottenhamem w Londynie?
Wtedy to było troszkę inaczej, niekoniecznie przez liczbę kibiców. Wydaje mi się, że lekko się zestresowałem, kiedy staliśmy w tunelu i obok mnie byli ci piłkarze, których do tej pory widziałem tylko w telewizorze. Jeszcze doszło do spóźnienie. Jechaliśmy autokarem około godziny, a to było blisko. Mieliśmy tylko 20 minut na rozgrzewkę. Poza tym była też taka sytuacja, że dzień przed meczem doszły do hotelu rękawice, chciałem już w nich zagrać i na rozgrzewce piłka mi się w nich ślizgała, więc je zmieniłem i grałem w starych, które były już trochę zniszczone. Nie miałem pełnego spokoju, bo myślałem też o tych rękawicach. Wydaje mi się, że to także mogło mieć wpływ na moją postawę w tym meczu.
Jak często wymieniasz rękawice?
W innych rękawicach gram, a w innych trenuje, więc to różnie. Myślę, że takie meczowe wymieniam co miesiąc, dwa - zależnie od tego, ile akurat meczów rozegram.
Powiedziałeś o hymnie Ligi Mistrzów. Słyszałeś go wcześniej trzy razy w czwartych rundach eliminacji. Robiło to już jakieś wrażenie, czy jeszcze było czuć, że to nie jest wciąż Liga Mistrzów?
Wrażenie na pewno robi duże. Ja się zawsze ekscytowałem Ligą Mistrzów, nawet w grze FIFA i przed telewizorem, więc będąc na boisku budzi to pewne uczucia. Ale z pierwszym gwizdkiem zazwyczaj wszystko ze mnie schodzi. Teraz, kiedy już mam pewne doświadczenie w europejskich pucharach, pograłem trochę w eliminacjach i w Lidze Europy. Na pewno mnie to nie paraliżuje, tylko działa motywująco. Ten mecz z Benfiką, gdzie faktycznie na początku się stresowałem, potraktowałbym jako wyjątek.
Karabachowi trafili się trudni rywale w Lidze Mistrzów. Wolisz zagrać osiem meczów z uznanymi markami, czy mieć słabsze zespoły, żeby była większa szansa awansować?
Liga Mistrzów to już ten poziom, że nie da się natrafić na słaby zespół. Ja się na pewno bardzo cieszę. Z pozycji bramkarza też trochę inaczej to odbieram - patrzę na stadiony i murawy, bo uważam, że bramkarzowi to robi większą różnicę, jeśli boisko jest źle przygotowane. Z teoretycznie słabym strzałem potrafią być problemy, bo piłka się dziwnie zachowuje. Jak piłkarzowi w polu czasem odskoczy piłka, to często nie ma to żadnych konsekwencji, a u bramkarza zazwyczaj kończy się tragicznie. No i dla bramkarza klasa rywala, zwłaszcza na tym poziomie, ma mniejsze znaczenie, bo bez różnicy, kto oddaje strzał, tylko jak go oddał. Przy takich zespołach już większość tych strzałów będzie groźna. No i cieszą mnie też duże stadiony, na których także będziemy grać.
Gdy grałeś w Stali, mówiłeś, że chcesz lepiej grać nogami, ale czasem przeszkadza Ci murawa. Jak to wygląda w Azerbejdżanie?
To nie była w moim wykonaniu najlepsza wypowiedź. Bo jednak innym bramkarzom to nie przeszkadza i potrafią dobrze grać nogami. Bardziej miałem na myśli ośrodek treningowy i stadion domowy.
Tutaj to wygląda tak, że nieraz pytałem, dlaczego Karabach nie ma jakiegoś większego ośrodka. W końcu wypadałoby, żeby taki klub miał do dyspozycji duży ośrodek. Usłyszałem, że klubom ciężko jest o teren, bo państwo nie jest skore, aby przeznaczyć ziemię na ośrodki dla klubów. Na naszym boisku trenują też często dwie inne drużyny, a jedna z nich właściwie robi to cały czas, bo nie ma swojego ośrodka. Ciężko więc zadbać o takie boisko, które jest bardzo mocno eksploatowane. To też zależy od pory roku i częstotliwości, w jakiej odbywają się tam treningi. Jeśli chodzi już o stadiony meczowe, to tam wygląda to dobrze.
Z czego to wynika, że mecze europejskich pucharów gracie na jednym stadionie, a drugie na innym? Chodzi o koszty?
Czasami mecze ligowe też zdarzy nam się grać na tym większym obiekcie, chociaż akurat w tym sezonie wszystkie spotkania ligowe graliśmy na mniejszym. No i myślę, że tak. Na ligę przychodzi tak naprawdę garstka ludzi, jest jeden sektor wypełniony, a na reszcie stadionu są pojedynczy ludzie, najczęściej dzieci z rodzicami. Ten stadion ligowy ma około pięć tysięcy miejsc, a nie jest wypełniony, moim zdaniem, nawet w połowie podczas meczów. Z kolei stadion imienia Tofika Bahramowa, na którym gramy w Europie, ma tych miejsc prawie 30 tysięcy i jest zawsze wypełniony.
Kibice na stadion nie przychodzą hucznie, ale w internecie są dość aktywni.
Bardzo aktywni. Szczególnie to widzę na instagramie. Nigdy nie dbałem o to, żeby moje konta społecznościowe obserwowało jakoś dużo ludzi, a po każdym dobrym meczu widzę, jak przybywa mi obserwujących czy polubień pod zdjęciami. Kibice do mnie piszą i komentują. Ogólnie jednak w Azerbejdżanie nie żyje się tak piłką. Są sporty, które są popularniejsze i Azerowie są w nich mocniejsi.
Czyli na mieście raczej nie jesteś często rozpoznawany.
Teraz już bardziej. To pewnie wynika z tego, że pograłem już trochę w europejskich pucharach, na które przychodzi rzesza ludzi.
Jakie było ciśnienie, żeby po latach wrócić do Ligi Mistrzów?
Zawsze tu jest taki cel. Trener jasno o tym mówi. Myślę też, że każdy, kto tu przychodzi, liczy na grę w Lidze Mistrzów. Z drugiej strony nie miałem takiego poczucia, że jak nie awansujemy, to stanie się coś wielkiego.
Rok temu w czwartej rundzie Dinamo odprawiło Was z kwitkiem. Teraz, nie bez problemów, ale awans jest. Uważasz, że Karabach zrobił duży postęp przez ten rok, od kiedy tu jesteś?
Myślę, że tak. Na pewno piłkarze, którzy do nas przyszli, wzmocnili drużynę. Nie wiem, jak dokładnie wyglądało to przed moim przyjściem, ale na pewno widzę, że idziemy w dobrym kierunku. Zawsze chcemy wygrywać, niezależnie od rangi rywala, więc taka wiara w sukces też moim zdaniem pomaga się rozwijać.
Jak oceniasz swoją rolę w awansie do Ligi Mistrzów? Jeden z kibiców stwierdził, że to był najlepszym występ bramkarza Karabachu od zremisowanego osiem lat temu starcia z Atletico 0:0.
Na pewno tak, jak każdego innego zawodnika w tym awansie. Coś obroniłem, ale awansowaliśmy jako drużyna. Niektórzy mi mówią, że ja zrobiłem ten awans, ale nie podpisałbym się pod tym. W dwumeczu z Ferencvarosem puściłem cztery bramki, więc to nie jest tak, że wszystko zrobiłem idealnie. Cały czas myślę o rozwoju.
Czujesz się winowajcą bramki na 3:2 dla Węgrów?
Nie, absolutnie się nie czuję winny. Mogłem się lepiej ustawić. Po analizie przed meczem doszliśmy do wniosku, że Ferencvaros jest bardzo mocny w stałych fragmentach gry i nastawiłem się na dośrodkowanie. Ale nawet jakbym był przygotowany na strzał, to ta piłka została uderzona w tak fantastyczny sposób, że mam wątpliwości, czy byłbym w stanie to obronić.
Zadałeś sobie po tym golu pytanie, kto Ci go w ogóle strzelił?
Słyszałem, że to bardzo duży talent węgierskiej piłki. Po meczu też słyszałem, że wiążą z nim ogromne nadzieje, i że to kwestia czasu, aż przeniesie się do wyraźnie lepszego klubu. Po tych dwóch meczach już widziałem, jakie on ma umiejętności i też wierzę w to, że on zrobi dużą karierę. Ale dla mnie nie ma znaczenia, kto mi strzelił tego gola. Najlepiej, to żeby nikt mi nie strzelał.
Jak szybko zdałeś sobie sprawę, że obroniłeś strzał na wagę awansu do Ligi Mistrzów?
Od razu wiedziałem, że to był bardzo ważny moment. To też akurat było jednych z tych uderzeń, które lubię bronić, bo uważam, że jestem dobry na linii. Inne rzeczy mam do poprawy, ale w tej kwestii myślę, że zawsze byłem dobry.
Następnego dnia też w klubie chłopaki zbijali ze mną piątki, mówili, że to była świetna parada. W internecie widziałem wpisy kibiców. Mówiłeś wcześniej o tym kibicu, to w małej części się zgadzam, bo to był mój najlepszy mecz w Karabachu. Do tego też wydaje mi się, że wypadłem bardzo dobrze w grze na przedpolu, z którą często miałem problemy. Cieszę się, że mogłem pomóc drużynie.
Waga danego spotkania, gdy grasz akurat ważny mecz, wpływa jakoś na Ciebie?
Ma znaczenie, ale do każdego meczu podchodzę tak samo. Zawsze chcę zachować czyste konto i zagrać jak najlepiej, być z siebie zadowolonym.
W Lidze Europy nie było tak dużych marek, jakie teraz będziecie mieli w Lidze Mistrzów. Na który mecz czekasz najbardziej.
Wydaje mi się, że na każdy w rozgrywkach Ligi Mistrzów, ale szczególny będzie mecz z Liverpoolem na Anfield.
Czego nauczyłeś się w Lidze Europy?
Na pewno nie jestem zadowolony z zeszłego sezonu, ale myślę, że każdy mecz mnie czegoś nauczył. Jakbym miał wskazać coś konkretnego, to wydaje mi się, że czytanie gry.
Nie jesteś zadowolony całościowo z sezonu czy z Ligi Europy?
W pełni nie, bo były niedociągnięcia, i jeśli chodzi o wyniki, i jeśli chodzi o samą formę sportową. Pewnie jakiś wpływ na to miała zmiana otoczenia i sposobu trenowania. Ja też dołączyłem po obozie przygotowawczym. Nie rozumiałem także częstych zmian i gry na dwie jedenastki, ale myślę, że już się przyzwyczaiłem i jestem zadowolony, że mogę grać w tej pierwszej.
W tym sezonie wyraźniej widać, że jesteś jedynką. Przed meczami eliminacji były rotacje, a teraz wiadomo, jak to będzie wyglądało?
Myślę, że raczej wciąż będą te rotacje. Tak jest, od kiedy tylko jestem w klubie, a chłopaki też mówili, że wcześniej było tak samo. Wolałbym grać w każdym meczu, ale widzę, że nie tylko ja odpoczywam, a wszyscy, więc nie mam zamiaru wychodzić przed szereg,
A z czego to wynika?
Dla trenera to pewnie komfortowa sytuacja, bo każdy zawodnik jest pod prądem i w razie czego może wskoczyć do gry, a jednocześnie nikt nie jest niezadowolony, że nie gra. Można by wybrzydzać, że ktoś gra za mało, ale jeśli to dotyczy wszystkich, to jest to sprawiedliwe. Na pewno z mojej obserwacji też jest tak, że piłkarze z drugiej jedenastki cieszą się, że dostają szansę i robią wszystko, żeby ją wykorzystać, więc tak specyficzne rotowanie ma swoje zalety. Zresztą wyniki są dobre.
Czym Karabach różni się od polskich klubów w codziennym funkcjonowaniu?
Moje doświadczenie nie jest jakieś ogromne, bo grałem jedynie w Radomiaku i w Stali, mówię o tych zespołach, gdzie miałem miejsce w składzie. Na pewno dużo więcej czasu spędzamy na siłowni i ogólnie w klubie. Zdarza się tam nocować i to nie jest takie rzadkie. Codziennie na początku jest co najmniej 40 minut do godziny z kawałkiem na siłowni i dopiero potem wychodzimy na boisko. Myślę, że dzięki temu unikamy kontuzji.
Każdy dziennikarz Cię o to pyta. Czy rozmawiałeś już sam na sam z trenerem Gurbanowem?
Jeszcze nie i myślę, że raczej się to nie zmieni. Trener rozmawia z zawodnikami, którzy są bardzo długo w klubie i z nimi ma lepszy kontakt.
To jak się udaje to pogodzić, że bardzo długo przebywacie w klubie, a z trenerem nie rozmawiacie?
Trener ma taki charakter, sposób bycia. Atmosfera jest dobra. My wszyscy między sobą gadamy i to funkcjonuje całkiem normalnie.
Czasami się mówi o Arturze Borucu, że chodzi swoimi ścieżkami i jest niedostępny. To właśnie taki typ człowieka?
Nie wiem, czy porównywałbym trenera do swojego ulubionego bramkarza. To raczej nie jest ten sam typ. Dla mnie trener to autorytet, czuję do niego respekt. Kiedy trzeba pochwalić, to pochwali, ale nie boi się trudnych tematów. Nie jest na pewno zamkniętym człowiekiem.
Miałeś w Polsce podobnego trenera?
Nie, chyba nie.
Można go porównać do Diego Simeone, zresztą Gurbanow w Karabachu pracuje dłużej. Miałeś kiedyś trenera, który miał w swoim otoczeniu podobny autorytet?
Każdego trenera szanuję tak samo, ale tutaj to czuć. Nikt nie może sobie pozwolić na jakąś głupotę, bo trener od razu sprowadza takie osoby na ziemię. Nikomu bym nie życzył, żeby zaszedł mu za skórę. Tutaj nie ma czegoś takiego, że byśmy wyszli na spotkanie z trenerem. W Polsce jest trochę inny kontakt z trenerem. Nie jest lepszy, ale jest inny.
Mieliście jakiś wyjazd integracyjny, od kiedy jesteś w klubie?
Nie. Mógłbym tylko zaliczyć taki dzień, gdy polecieliśmy do Agdamu. Oglądaliśmy wtedy miejsce, do którego ma wrócić siedziba klubu, bo są takie plany, żeby to się stało w perspektywie roku, dwóch albo więcej. Ale takich integracji jak w Polsce nie ma.
W rozmowie z TVP mówiłeś, że chciałbyś się sprawdzić w lepszej lidze. Ale może jednak polubiłeś od tego czasu wygrywanie, bycie najlepszym i walkę w europejskich pucharach?
Polubiłem, ale to nie zmienia faktu, że chciałbym się sprawdzić na takim poziomie. Najlepsze pięć lig w Europie z Premier League na czele to mój cel. Mam nadzieję, że mi się to uda.
W rozmowie z Kubą Kłyszejko z TVP dało się wyczuć niepewność, czy chcesz zostawać w klubie. Z czego ona wynikała?
Tak jak mówiłem. Pod koniec sezonu już byłem tym pierwszym bramkarzem, ale nadal rotowaliśmy, nie byłem do końca zadowolony, że nie gram wszystkiego. Musiałem się do tego przystosować. Było okienko transferowe i wiedziałem, że jeśli dostanę jakąś ofertę z najlepszych lig w Europie, to na pewno ją rozważę. Stąd nie mogłem powiedzieć, że na 100% zostanę w Karabachu.
Zakładając że cały sezon będziesz członkiem pierwszej jedenastki i zagrasz w tych najważniejszych meczach, to będziesz zadowolony na tyle, aby nie myśleć już przez jakiś czas o zmianie otoczenia?
Myślę, że każdy piłkarz chciałby grać w europejskiej czołówce, w najlepszych klubach najlepszych lig, więc pewny plac raczej nie sprawi, że przestanę o tym marzyć.
Powiedziałeś, że nie było ofert. TVP informowało o zainteresowaniu z Ligue 1, Championship oraz ze Szwajcarii. Rozumiem, że to było zainteresowanie na wczesnym etapie.
Tak, miałem świadomość takiego zainteresowania, ale te kluby mnie jedynie rozważały, byłem dla nich którąś opcją na liście. Przeszkodą myślę też, że mogła być kwota, bo Karabach na pewno chciałby zarobić, a też za mnie zapłacili [Mateusz Kochalski, zależnie od źródeł, jest drugim lub czwartym najdroższym graczem w historii klubu - przyp. red.]. Jestem tu pierwszym bramkarzem, więc musieliby kogoś ściągnąć w moje miejsce, to kosztuje. A jednocześnie ja też nie pokazałem się na tyle dobrze, żeby ktoś za mnie zapłacił dobre pieniądze.
A o jakiej kwocie myślisz?
Nie wiem dokładnie, ale myślę, że trzeba by za mnie zapłacić przynajmniej dwa razy tyle, za ile przychodziłem. Ktoś powie, że dwa miliony euro to nie jest tak dużo, ale rynek bramkarzy jest specyficzny, tylko jeden bramkarz może grać i zawsze latem jest wielu bramkarzy, którzy mają kartę na ręku, przez co można ich podpisać bez kwoty odstępnego.
W Karabachu jesteś rok, a już masz mistrzostwo, udział w Lidze Europy, w Lidze Mistrzów. Dostałeś też powołanie do kadry. Jedyne, co się nie udało, to zdobycie krajowego pucharu. Jest zawód, że nie udało się wygrać tych rozgrywek, czy jednak nie są one tak prestiżowe?
Był zawód, zdecydowanie. Na pewno przebieg meczu też dużo dołożył, bo przegraliśmy po dogrywce. Każdy chciał wygrać ten puchar i myślę, że byliśmy, i wciąż jesteśmy rozczarowani. Chcemy wygrywać wszystko. Na szczęście o udziale w eliminacjach Ligi Mistrzów decyduje liga, więc nie ma to tak długotrwałych konsekwencji.
Wyobrażasz sobie, że da się być spełnionym, grając w tak specyficznej lidze?
Ciężko mi mówić za chłopaków, ale zawodnicy z Azerbejdżanu mogą być tu spełnieni, przynajmniej tak myślę. Grają w najlepszym klubie w kraju, dostają powołania do reprezentacji i na pewno jest to dla nich duma.
W jednej z rozmów mówiłeś, że nie mieliście tak hucznej fety, jakie są w Polsce. To wynika z hegemonii Karabachu, czy gdyby inna drużyna wygrała, to też świętowałaby w stonowany sposób?
Nie świętuje się tak, jak w Polsce. Jest wspólne zdjęcie, trener wygłasza przemowę i to wszystko. Pewnie ma też to związek z tym, że wygrywamy te mistrzostwo co roku. Mistrzostwo to cel minimum, więc wszyscy go oczekują.
Brakuje Ci trochę polskiego po odejściu Marko Vesovicia?
Nie, my też nie rozmawialiśmy często po polsku. Marko zawsze mówił, że nie gada tak dobrze, że już trochę zapomniał i zwyczajnie z tych powodów nie chciał. Chciał zmienić otoczenie i cieszę się, że mu się udało, życzę mu jak najlepiej w nowym zespole.
Twoja dziewczyna jeszcze jest w Polsce, czy już przeprowadziła się do Azerbejdżanu?
Jeszcze jest w Polsce, bo ma obronę na studiach za kilka tygodni. Potem już najprawdopodobniej przyjedzie na stałe.
Kady Borges kojarzy coś z polskiego?
Jedno najpopularniejsze słowo zna.
Korzystaliście z tego, że on do niedawna grał w Ferencvarosu?
Nie słyszałem nic o tym, ale pewnie trener go pytał o różne rzeczy. Myślę, że to taki standard, chociaż analiza i dostępność wszelkich danych czy klipów stoi na takim poziomie, że pytanie piłkarza jest już tylko drobnym poszerzeniem.
Kto robi na Tobie największe wrażenie na treningach?
Sporo chłopaków mógłbym rozważyć, ale chyba wskażę Leandro Andrade. Jest mega szybki, a jednocześnie świetnie panuje nad piłką przy swojej prędkości. To jest coś rzadko spotykanego.
Mateusz Matras to wciąż najlepszy stoper z jakim grałeś?
Tak.
Byłeś w czerwcu na zgrupowaniu reprezentacji, rok temu pojechałeś na Euro. Liczyłeś ostatnio na telefon?
Nie. Na pewno miałem z tyłu głowy, że zawsze trener Dawidziuk może zadzwonić, ale wiem, ilu jest świetnych polskich bramkarzy w formie. Na pewno bym się ucieszył, gdybym dostał telefon, ale nie jestem rozczarowany, że go nie było.
Wiesz, Ty grasz w Lidze Mistrzów, a na kadrę pojechali bramkarze Lecha i Panathinaikosu. Nie miałeś myśli, że czujesz się od nich lepszy?
Nie. Ani nie uważam, żebym był od nich lepszy, ani żeby oni byli lepsi ode mnie. Bartka Mrozka bardzo dobrze znam. Mamy cały czas kontakt i życzę mu tych powołań, sobie zresztą też. Bartek Drągowski myślę, że udowodnił jakie ma umiejętności i nikt nie wątpi, że on jest dobrym bramkarzem.
Wiadomo, że w przeszłości było wielu dobrych bramkarzy, ale czy teraz też są trudne czasy dla golkipera w Polsce, który liczy na powołanie?
Myślę, że zawsze było trudno o powołanie, zawsze mieliśmy dobrych bramkarzy i bardzo ciężko sobie zabetonować pozycję w kadrzu. O pojedyncze powołanie też trudno, bo teraz mamy wielu dobrych i utalentowanych bramkarzy. Kilku dobrych i doświadczonych. Nigdy nie będzie o to łatwo, bo zaraz będą wskakiwać kolejni.
Ktoś ze sztabu Jana Urbana się z Tobą kontaktował?
Nie, jeszcze nie. Mieli bardzo dużo pracy i ja też pewnie nie znajduje się na jakiejś liście osób, z którymi trzeba to robić, więc nie mam tego nikomu za złe.
Nie miałeś niedosytu, że w meczu z Mołdawią nie udało się zadebiutować?
Na pewno nie miałem niedosytu. Cieszyłem się, że w ogóle dostałem powołanie. Trener też chciał sprawdzić kilka rzeczy przed ważnym meczem z Finlandią, więc wystawił mocniejszy skład. Myślę, że dla bramkarzy, którzy zaliczyli dobry czas w klubie i dla których powołanie jest wyróżnieniem, ciężko o debiut. Samo powołanie powinno być już powodem do dumy. Nie spodziewałem się debiutu, chciałem się dobrze pokazać na treningach.
Można życzyć Ci czegoś poza zdrowiem?
Debiutu w reprezentacji Polski i dobrych występów w Lidze Mistrzów.

Przeczytaj również