Szczęsny wprost o błędach. Wrócił do meczu z Benficą [WIDEO]

Po dwóch miesiącach oczekiwania w styczniu Wojciech Szczęsny wskoczył do bramki Barcelony. Niemal do końca rozgrywek udanie zastępował w niej Inakiego Penę i kontuzjowanego Marca-Andre ter Stegena.

Początki w wykonaniu 35-letniego Polaka nie były za to usłane różami. Od razu przyszła czerwona kartka w finale Superpucharu Hiszpanii z Realem Madryt i błędy w starciu fazy ligowej Ligi Mistrzów z Benficą.

"Szczena" ocenił jednak, że czuł, że w swoich pierwszych występach po przerwie popełni kilka pomyłek. Wiedział, że jest mu to potrzebne do osiągnięcia pełni dyspozycji z czasów gry w Romie oraz Juventusie.

- To bardzo źle zabrzmi, bo ja nie chcę powiedzieć, że jakiekolwiek moje błędy na początku były intencjonalne, bo tak nie jest, ale ja wiedziałem, że żeby poczuć tę grę, to będzie trzeba parę razy wyjść na pusto. Musisz wiedzieć, gdzie jest ta granica. Siedziałem paręnaście meczów na ławce i tak myślałem: "Przyjdzie pierwszy mecz. Jak grać?". Bezpiecznie? Bezpiecznie się nie da grać. Jak będę grał bezpiecznie, to zagram sobie jeden mecz, będę miał siedem razy "sam na sam", zdobędą dwie bramki i nikt się nie przyczepi. No to trzeba grać odważnie - przyznał w programie "Prosto w Szczenę".

- Jak grasz odważnie i nigdy tak nie grałeś w swoim życiu, to będziesz musiał parę razy się przebiec na pusto i modlić się, że ktoś wróci i wybije. Jedna czerwona kartka, jeden błąd z Benficą i okej. Czasami podejmujesz decyzję z odpowiedniej pozycji, więc jesteś bliżej, więc wydaje ci się, że jak masz bliżej, to szybciej dobiegłeś. A tak naprawdę byłeś po prostu lepiej ustawiony, podjąłeś troszkę wcześniej decyzję, więc wcześniej doszedłeś do piłki. Czy to było wynikiem przygotowania fizycznego? Myślę, że byłem tak samo wolny na końcu, jak na początku - przekazał ze śmiechem na kanale Foot Truck.