Wojciech Szczęsny nie przebierał w słowach przed meczem ze Szwecją. "Lepiej tego nie spierd**my!"

Reprezentacja Polski ograła Szwecję 2:0 (0:0) i wywalczyła sobie awans na mistrzostwa świata. Jednym z bohaterów okazał się Wojciech Szczęsny, który - jak wynika z relacji "Sport.pl" - już przed meczem emanował energią.
Wtorkowe stracie było niezwykle istotne dla "Biało-Czerwonych". Stawką spotkania ze Skandynawami był wszak wyjazd na katarski mundial. Ostatecznie drużyna Czesława Michniewicza wyszła z tego obronną ręką, chociaż w pierwszej połowie spotkała liczne trudności.
To podopieczni Janne Anderssona lepiej radzili sobie przed zmianą stronę. Doskonałą okazję miał między innymi Emil Forsberg, ale uderzenie pomocnika RB Lipsk znakomicie obronił Wojciech Szczęsny.
Polski bramkarz okazał się jednym z bohaterów kadry. Pewność siebie nie opuszczała go przez całe spotkanie - pewnie operował nogami, umiejętnie się ustawiał i świetnie radził sobie na linii.
- Swoją pracę na dobre musiał rozpocząć w 12. minucie, gdy bez problemów wyłapał strzał z dystansu Isaka. Dużo trudniejszy orzech do zgryzienia miał kilka minut później, kiedy po fatalnej stracie Bielika fantastycznie powstrzymywał Forsberga. Do końca pierwszej połowy nie miał już praktycznie nic do roboty. W drugiej połowie zaliczył jeszcze kilka znakomitych interwencji. Wspomnieć trzeba zwłaszcza o tej przy kolejnym strzale Forsberga z 59. minuty - napisaliśmy w uzasadnieniu bardzo wysokiej noty (9) Szczęsnego (więcej TUTAJ).
Teraz "Sport.pl" ujawnia, że nasz golkiper był niezwykle zmotywowany już przed pierwszym gwizdkiem arbitra. To właśnie do zawodnika Juventusu należało ostatnie słowo przed wyjściem na murawę.
- Panowie, dla mnie, dla Lewego, dla Krychy, dla Glika, to jest ostatnia szansa, żebyśmy zagrali na mistrzostwach świata. Nie spierd**my tego! - krzyknął Szczęsny do stojących za nim kolegów.
Motywacja okazała się skuteczna, bowiem Polska - mimo licznych problemów zdrowotnych - pokonała Szwecję i w listopadzie wyruszy na mistrzostwa świata. To duży sukces, okupiony proporcjonalną ilością bólu.
- Pół drużyny nadawało się na wizytę w szpitalu, a nie na mecz - ujawnia "Sport.pl".