Alarm w Liverpoolu, pachnie katastrofą. Klub musi reagować
W Liverpoolu robi się gorąco. Pod znakiem zapytania stoi przyszłość trzech najważniejszych piłkarzy. Jeśli “The Reds” nie zabiorą się do pracy, mogą obudzić się z ręką w niepożądanym miejscu.
Liverpool stoi u progu wielkiej rewolucji. Od stycznia wiedzieliśmy, że dziewięcioletni cykl Juergena Kloppa dobiega końca. Kilka tygodni temu następcą utytułowanego Niemca został Arne Slot, przy czym nie była to jedyna zmiana na Anfield. W międzyczasie doszło też do istotnych przetasowań w gabinetach. W maju funkcję dyrektora technicznego objął Julian Ward. Niedługo potem Joerg Schmadtke został zastąpiony przez Richarda Hughesa na stanowisku dyrektora sportowego.
Spore roszady sprawiły, że klub nie mógł w pełni skupić się na najważniejszej kwestii, czyli kształtowaniu drużyny na kolejne lata. Chociaż zbliża się sierpień, “The Reds” na razie śpią na rynku transferowym. Nie kupili ani jednego piłkarza, nie zarobili też na sprzedażach, ponieważ pożegnali tylko Joela Matipa i Thiago Alcantarę. Co najważniejsze, zespół nie rozwiązał palącej kwestii kontraktów najważniejszych zawodników. Za niecały rok wygasną aktualne umowy Mohameda Salaha, Virgila van Dijka i Trenta Alexandra-Arnolda. Praktycznie żadna inna drużyna z topu nie jest w taki sposób narażona na utratę największych gwiazd. Liverpool musi działać, ponieważ zegar tyka, a ewentualny brak reakcji może zakończyć się katastrofą.
Abdykacja Faraona
Mohamed Salah pozostaje liderem ofensywy LFC od 2017 roku, czyli właściwie od momentu, w którym przeniósł się do miasta Beatlesów. Nawet poprzedni sezon, który nie był najlepszym w jego wykonaniu, zakończył z imponującym dorobkiem 25 goli i 14 asyst. Brał udział przy zdobyciu bramki średnio co 80 rozegranych minut. Jeśli coś dobrego działo się w ataku, to Egipcjanin zwykle maczał w tym swoje palce. Taki stan rzeczy może jednak nie utrzymać się długo.
Już rok temu pojawiało się mnóstwo doniesień o możliwym transferze skrzydłowego. Jego nazwisko znajdowało się na szczycie listy życzeń Al-Ittihad. Działacze z Bliskiego Wschodu byli gotowi przeprowadzić jeden z największych transferów w historii. Pod koniec poprzedniego letniego okienka dziennikarze Sky Sports informowali, że Liverpool odrzucił bajońską ofertę w wysokości 150 mln funtów. Saudyjczycy mieli być gotowi podbić cenę do 200 milionów, ale “The Reds” postawili sprawę jasno. Uznali, że wtedy nie sprzedadzą “Faraona” za żadną cenę.
- Al-Ittihad bardzo mocno naciskało na pozyskanie Salaha. Złożyło ogromną ofertę, ale Liverpool podkreślił, że nie zamierza sprzedawać, więc zamknęliśmy tę sprawę - potwierdził Abdulaziz Al-Faisal, saudyjski minister sportu, na antenie Channel News Asia.
Teraz wraca temat potencjalnego transferu. Al-Ittihad znów jest gotowe na rozpoczęcie negocjacji w sprawie hitowego ruchu. Jeśli Liverpool ponownie postawi weto, Saudyjczycy będą mogli poczekać do przyszłego roku, aby zgarnąć Mo na zasadzie wolnego transferu. Nie pojawiają się bowiem praktycznie żadne doniesienia na temat potencjalnej prolongaty. I trudno się dziwić. Salah już teraz ma 32 lata i tygodniówkę na poziomie 350 tys. funtów, najwyższą w klubie. Z jednej strony piłkarz raczej nie jest skłonny na obniżkę pensji, a z drugiej klub nie może tworzyć komina płacowego. Rozwiązaniem tej sytuacji może być ponowne rozpatrzenie kosmicznej oferty z Arabii.
- Mo Salah na pewno odejdzie tego lata z Liverpoolu. Bez względu na to, co wydarzyło się w ubiegłym roku, myślę, że tym razem wybierze Arabię. Mam nadzieję, że Liverpool zarobi na tym ogromne pieniądze i kupi kilku zawodników. A Salah zostanie królem ligi saudyjskiej - przyznał Mark Lawrenson, były zawodnik Liverpoolu, cytowany przez Goal.com.
Przyjaźń wzywa
O ile Salah jest dość doświadczonym piłkarzem, o tyle Trent Alexander-Arnold wciąż ma większość kariery przed sobą. Ale nie wiadomo, czy wychowanek Liverpoolu spędzi ją w macierzystym klubie. Jego umowa również wygaśnie po zakończeniu nadchodzącego sezonu. Według brytyjskiej prasy na razie nie zapowiada się na żaden przełom w kwestii potencjalnego przedłużenia kontraktu. A do akcji powoli wkracza Real Madryt.
Dziennik AS i Christian Falk z Bilda potwierdzili, że “Królewscy” nawiązali kontakt z zawodnikiem, który jest otwarty na możliwość kontynuowania kariery w Madrycie. Ten ruch ma ręce i nogi pod wieloma względami. Przede wszystkim “Los Blancos” oferują nieco większe szanse na sukcesy krajowe i europejskie. Dodatkowo niedługo mogą pomyśleć o odmłodzeniu prawej flanki, obecnie zajętej przez 32-letniego Daniego Carvajala. Co więcej, Trent wpisywałby się w politykę transferową Realu, który polubił ściąganie gwiazd na zasadzie wolnych transferów. W ten sposób pozyskano Davida Alabę, Antonio Ruedigera i ostatnio Kyliana Mbappe. TAA mógłby dołączyć do tej plejady. Dodatkowo nie miałby on większych problemów z aklimatyzacją po potencjalnej zmianie barw. Już Jude Bellingham by o to zadbał.
- Przyjaźń między Trentem i Bellinghamem jest tak mocna, że część reprezentantów Anglii uważa, że relacja ta może skłonić Alexandra-Arnolda do wybrania Realu Madryt po wygaśnięciu umowy z Liverpoolem - informował Miguel Delaney, dziennikarz The Independent. - Trent i Jude bardzo dobrze się dogadują. Zawsze spędzają czas razem, na śniadaniach, na obiadach, w czasie wolnym. Kiedy widzisz jednego, to obok jest drugi. Na pewno to pomaga im też we wspólnej grze - wtórował Anthony Gordon w rozmowie z Talksport. - Mój najlepszy przyjaciel w piłce? Na poziomie klubowym Andy Robertson, a w kadrze zdecydowanie Jude - dodał sam Alexander-Arnold na kanale The Overlap.
Kapitan schodzi ostatni
Do 1 lipca 2025 roku obowiązuje też porozumienie łączące Liverpool z Virgilem van Dijkiem. W tym przypadku mówimy nie tylko o filarze składu, ale też bezdyskusyjnym liderze szatni. Holender od dłuższego czasu pełni funkcję pierwszego kapitana, na boisku spełnia swoje zadania, a także stara się dyrygować poczynaniami kolegów. Na dziś trudno wyobrazić sobie ekipę “The Reds” bez rosłej “czwórki” w bloku defensywnym. A jednak nadal nie można być pewnym tego, czy zamierza on kontynuować karierę w czerwonej części Liverpoolu.
- Moment odejścia Juergena Kloppa będzie okropnym dniem. To będzie bardzo trudne, jestem emocjonalną osobą i nie lubię takich pożegnań. Jeśli odniesiemy sukces, to na pewno ułatwi całą sprawę. Taki jest nasz cel. Jeśli myślisz o Liverpoolu, myślisz o Kloppie, to bardzo ważna postać tego klubu, zasługuje na pełne uznanie za to, czego dokonał - rzucił w kwietniu Van Dijk na antenie ITV News.
Tamta wypowiedź wywołała drobne zamieszanie w kibicowskim środowisku. Pojawiały się opinie, że odejście Kloppa może pociągnąć za sobą tak poważne konsekwencje, jak potencjalna utrata Virgila. Nie ulega wątpliwości, że ta dwójka wypracowała bardzo silną nić porozumienia. Po ostatnim meczu z Wolverhampton Niemiec zalał się łzami, tuląc zawodnika, którego sprowadził z Southampton. Fani LFC mogli mieć obawy odnośnie tego, jak stoper zareaguje na zmianę trenera. Sam zainteresowany postanowił uciąć spekulacje.
- W Liverpoolu nastąpi wiele zmian, ale ja chcę pozostać częścią klubu. Jestem tu bardzo szczęśliwy, kocham ten zespół. Zostawiłem tu część swojego życia i nadal jestem podekscytowany, mogąc być częścią tego projektu - zaznaczył niedawno Virgil przywoływany przez ESPN.
Graeme Bailey potwierdził, że intencją Van Dijka ma być kontynuowanie kariery w Liverpoolu. Miał on dać zielone światło do rozpoczęcia rozmów w sprawie przedłużenia kontraktu. Jeśli nie dojdzie do żadnych nieoczekiwanych zwrotów akcji, w najbliższych miesiącach obie strony powinny dojść do porozumienia. Ale dopóki umowa nie zostanie podpisana, niczego nie można być pewnym.
Czas ucieka
- Myślę, że to nie byłoby uczciwe, gdybym publicznie wypowiadał się na temat sytuacji kontraktowych. To prywatne sprawy między klubem i zawodnikami. Najważniejsza kwestia dotyczy tego, czy zawodnicy są całkowicie zaangażowani przed startem kolejnego sezonu. I jesteśmy absolutnie przekonani, że tak jest - stwierdził Richard Hughes.
Słowa dyrektora Liverpoolu pod żadnym pozorem nie mogły uspokoić fanów. Trudno zachować chłodną głowę, zdając sobie sprawę z możliwej utraty tak zasłużonych postaci. Każdy z trójki Salah, Van Dijk, Trent ma ponad 250 występów w barwach “The Reds”. Łącznie zanotowali w klubie aż 253 bramki i 182 asysty. Era Kloppa nieuchronnie będzie kojarzyć się z rajdami skrzydłowego, idealnymi podaniami prawego obrońcy i defensywną perfekcją stopera. Nie wiadomo jednak, czy ta historia nie zmierza powoli do końca.
Na obecną chwilę największe szanse na pozostanie ma Van Dijk. Ale Salah i Trent zdają się być bliżej opuszczenia klubu najdalej w przyszłym roku. I tu otwiera się pole do popisu dla nowego trenera oraz dyrektora. Zastąpienie tak kluczowych postaci będzie bowiem nie lada wyzwaniem. Oczywiście, że choćby na prawej stronie defensywy pojawił się Conor Bradley, który w minionym sezonie zaliczył kilka udanych występów. Na razie 21-latek nie stał jednak obok poziomu Alexandra-Arnolda w szczytowej formie. Równie wielkim wyzwaniem może być znalezienie następcy “Faraona”. Ostatnio japońskie media podawały, że w tę rolę mógłby wcielić się Takefusa Kubo, który wylądował na celowniku LFC. Gracz Realu Sociedad dysponuje sporym potencjałem, ale w tym przypadku również nie jest to jeszcze taka jakość i regularność w zestawieniu z obecnym liderem Liverpoolu.
Kibice “The Reds” muszą uzbroić się w cierpliwość. Arne Slot dopiero rozpoczyna pracę, transferów na razie nie ma, a dalsze losy największych gwiazd pozostają niewiadomą. To zdecydowanie nie są wymarzone okoliczności do rozpoczęcia ery post-Klopp.