Arsenal "bierze wszystkich". Transferowy szał i zwrot akcji z napastnikiem

Arsenal "bierze wszystkich". Transferowy szał i zwrot akcji z napastnikiem
Rene Nijhuis/MB Media / pressfocus
Radosław  - Przybysz
Radosław PrzybyszDzisiaj · 15:05
Jak co lato Mikel Arteta uznał, że potrzebuje nowego obrońcy, defensywnego pomocnika, drugiego bramkarza i kogoś z Chelsea. Ale wygląda na to, że wreszcie ściągnie też nowego napastnika. I to lada dzień.
Początek okna transferowego w wykonaniu Arsenalu był niemrawy. Drugi zespół poprzedniego sezonu skrył się w cieniu pozostałych ekip z podium. Pierwszy Liverpool i trzeci Manchester City wykonały po trzy szybkie, spektakularne ruchy. O tym, co do drużyny Pepa Guardioli mogą wnieść Tijani Reijnders, Rayan Ait-Nouri i Rayan Cherki, pisaliśmy TUTAJ. "The Reds" zaimponowali jeszcze bardziej, wzmacniając boki obrony Jeremie’em Frimpongiem i Milosem Kerkezem, a atak Florianem Wirtzem.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kibice "Kanonierów" długo musieli się zadowolić kolejnymi zapewnieniami, że do skutku dojdzie transfer Martina Zubimendiego. Przez chwilę jeszcze drżeli, że sprzątnie im go sprzed nosa Real Madryt, ale ostatecznie kolejne newsowe zapewnienia Fabrizio Romano znalazły potwierdzenie w faktach - reprezentant Hiszpanii dotrzymał danego słowa i w ostatnią niedzielę został oficjalnie zaprezentowany jako nowa "szóstka" AFC, choć grająca z nietypowym numerem 36. Kosztował ok. 55 mln funtów.
Dyktujący tempo akcji zawodnik, bardziej rozgrywający niż destruktor, ma pomóc jeszcze bardziej uwolnić ofensywny potencjał Declana Rice’a, a w pierwszym składzie zastąpić Thomasa Parteya. Klub długo negocjował przedłużenie umowy z Ghańczykiem, ale ostatecznie jego wymagania finansowe okazały się za wysokie i Arsenal odszedł od stołu. 30 czerwca ich drogi oficjalnie rozeszły się po pięciu latach.

Wizerunkowa strata

Arteta był fanem Parteya, ale wydaje się, że jego odejście wyjdzie klubowi na dobre nie tylko pod względem sportowym i finasowym, ale przede wszystkim wizerunkowym. Za byłym piłkarzem Atletico - choć nie był oficjalnie wymieniany z nazwiska - od lat ciągnęły się zarzuty o gwałt, które na początku lipca wreszcie oficjalnie potwierdziła londyńska policja. Arsenal może odetchnąć, że teraz to już nie ich problem, ale tuszowanie i akceptowanie przez długie lata tej sprawy (a wręcz chęć kontynuowania współpracy) sprawiły, że klub - który przecież promuje się jako inkluzywny, prokobiecy i walczący z przemocą - stracił dużo w oczach postronnych i własnych fanów.
Lepiej od Parteya wspominany będzie pomocnik, który krócej, bo dwa i pół roku grał w północnym Londynie. Jorginho był głównie rezerwowym, ale prawie zawsze stawał na wysokości zadania. Był też ważną postacią w szatni, wnosił spokój i doświadczenie. “Nie dojeżdżał” już jednak pod względem fizycznym i to w pełni zrozumiałe, że po sezonie zamienił ligę angielską na brazylijskie Flamengo.
W jego miejsce przyjdzie Christian Norgaard. Duńczyk jest trzy lata młodszy od Jorginho, ale jego atutami są właśnie doskonałe warunki fizyczne, gra głową i pojedynki. To defensywny pomocnik o zupełnie innym profilu niż Zubimendi. Sprawdzony w Premier League, ale świadomy, że będzie potrzebny w składzie tylko w wybranych spotkaniach i sytuacjach meczowych. Arsenalowi udało się wynegocjować z Brentfordem korzystne warunki transferu - kapitan "The Bees" będzie kosztował tylko 10 mln funtów plus zmienne. Ten transfer zostanie oficjalnie potwierdzony na dniach.
Jeszcze tańszy był Kepa Arrizabalaga. Arsenal długo miał zakusy na Joana Garcię z Espanyolu, ale czołowy bramkarz La Liga wolał mieć pewny plac w Barcelonie niż zaczynać jako zmiennik Davida Rayi w Arsenalu. Można go zrozumieć. W ostatnim sezonie "dwójką" przejściowo był wypożyczony z Bournemouth Neto. W jego miejsce zespół Andoniego Iraoli wypożyczył z kolei właśnie Kepę. Bask spisał się znakomicie i pokazał, że po trudnym okresie w Chelsea nie należy go jeszcze spisywać na straty.

Baskijska kolonia

Latem ruszyli po niego "Kanonierzy" wpłacając skromne pięć mln funtów, za które Chelsea była gotowa pozbyć się gracza, który nadal ma status najdroższego bramkarza w historii. Kepa zostanie w Londynie, jednak zacznie od nowa. Zdaje sobie sprawę, jak mocną pozycję ma Raya, ale zapewne podejmie, nomen omen, rękawicę i będzie chciał powalczyć o skład. Arsenal zyskał bardzo mocnego zmiennika w bramce i stał się jeszcze bardziej baskijski.
I tu zostawiamy na razie sferę oficjalnych albo pewnych transferów, a wkraczamy do świata spekulacji. Zostajemy jednak w Londynie, bo zanosi się na to, że co najmniej jeszcze jeden nowy nabytek przyjdzie tego lata z innego klubu ze stolicy. Przenosimy się też wreszcie w bardziej ofensywne strefy, bo nowy dyrektor sportowy Andrea Berta chyba jest tym, który w końcu zdołał przekonać Artetę, że warto wzmacniać nie tylko bramkę, obronę i "szóstkę", ale też pomyśleć o skrzydłowym i napastniku. A na poważnie przekonał go o tym zapewne poprzedni sezon, gdy kontuzji było tyle, że z przodu momentami grać musieli 17-letni Ethan Nwaneri, obrońca Kieran Tierney i Mikel Merino, który w sumie na środku ataku wyglądał nie gorzej niż w pomocy…
(Zostając jeszcze tylko na moment w obronie, odnotujmy odejścia właśnie Tierneya i Takehiro Tomiyasu, z którym udało się rozwiązać kontrakt za porozumieniem stron rok przed jego wygaśnięciem. Japończyka nękało nieprzerwane pasmo kontuzji i klub zwyczajnie nie mógł już dłużej na niego czekać. Dlatego tego lata postara się jeszcze o jednego obrońcę. Najwięcej mówi się o 20-letnim Cristhianie Mosquerze z Valencii.)
Lewe skrzydło od dawna wygląda w Arsenalu gorzej niż prawe. Leandro Trossard to świetne uzupełnienie składu, joker o znakomitym wykończeniu, ale nie jest opcją premium. Podobnie Gabriel Martinelli, który bazuje na dynamice, w tłoku jego drybling natomiast kuleje. Bywa też irytująco nieefektywny. Na tej pozycji z AFC byli już łączeni Nico Williams, Rafael Leao, a ostatnio Rodrygo, ale na razie wydaje się, że w tych wszystkich plotkach więcej jest życzeniowości niż konkretów.

Kosztowny rezerwowy?

Bo Arsenal upodobał sobie transfery z Chelsea i to tam skierował swoje pierwsze kroki. Nie po zawieszonego za doping Mychajło Mudryka, którego kiedyś "The Blues" sprzątnęli mu sprzed nosa (w jego miejsce awaryjnie przyszedł Trossard, a kibice z Emirates do dziś dziękują za to opatrzności), a po Noniego Madueke. Wychowanek akademii Tottenhamu ma status wyszkolonego w Anglii, jest młody, lubi wchodzić w pojedynki, a The Athletic, szukając uzasadnienia dla tego transferu, wskazuje na jego uniwersalność i obunożność. Nie potwierdzają jednak tego ani statystyki, ani test oka. Madueke ma profil niemal identyczny do Bukayo Saki. To nie jest lewy, tylko prawy skrzydłowy schodzący na lewą nogę i szukający strzału. A przecież w Arsenalu ta pozycja jest zabetonowana przez Sakę.
Jaki jest sens wydawania 40-50 mln funtów na potencjalnego zmiennika w sytuacji, gdy inne pozycje wymagają wzmocnienia w trybie znacznie pilniejszym? To pytanie zadają sobie kibice. Madueke po dwóch latach dość regularnych występów w Chelsea jest gotów odejść i już porozumiał się z Arsenalem w kwestii kontraktu, ale na razie utknęły rozmowy między klubami w kwestii odstępnego. Chelsea oczekuje 50 mln funtów, Arsenal nie chce dać więcej niż 40. Zobaczymy, czy osiągną porozumienie i co to oznacza w kontekście potencjalnego przyjścia Rodrygo.

Znaki zapytania

Ten najbardziej kwestionowany obecnie przez kibiców transfer ma nie mieć wpływu na starania o Eberechiego Eze. To kolejny zawodnik z Londynu - gwiazda i lider Crystal Palace, autor zwycięskiego gola w finale Pucharu Anglii na Wembley, który po tym jak uporał się z kontuzjami, w drugiej części ostatniego sezonu błyszczał pełnym blaskiem. Wydaje się, że mimo historycznego triumfu (albo zwłaszcza po nim) w ligowym średniaku zrobiło się dla niego za ciasno. Czytamy o zainteresowaniu Liverpoolu i Tottenhamu, ale samemu Eze ma być najbliżej do Arsenalu. Tu też jednak znaków zapytania jest wiele. Pierwszy to cena, bo Palace oczekuje za niego 68 mln funtów klauzuli odstępnego, a Arsenal jeszcze nawet nie wysłał oficjalnej oferty.
Drugi to taktyka. Zespół Artety lewą stroną przechyla się bliżej środka, bo tam do rozegrania schodzi też zazwyczaj lewy obrońca. Dlatego przydałby się skrzydłowy trzymający szerokość (ktoś jak Nico Willimas), a nie kolejny gracz operujący w szerokości pola karnego jak Eze, który jest po prostu "dziesiątką", a nie żadnym skrzydłowym. Inna sprawa, że Martinowi Odegaardowi też dobrze zrobiłaby konkurencja, bo poprzedni sezon nie był dla Norwega udany. Trzecia wątpliwość dot. Eze to historia jego kontuzji. Nadal to jednak piłkarz tak ekscytujący, widowiskowy, a przy tym konkretny (oddaje bardzo dużo strzałów), że większość fanów (w tym niżej podpisany) wolałaby zobaczyć w składzie jego, a nie Madueke. Zanosi się jednak na to, że jeśli w ogóle do tego ruchu dojdzie, to czeka nas dłuższa saga w drugiej części okna transferowego.
Powoli dobiegają końca natomiast poszukiwania napastnika. Arsenal od paru lat miał na celowniku Benjamina Sesko z Lipska. Rok temu Słoweniec jednak odmówił, bo nie czuł się jeszcze gotowy na podbój Premier League i przedłużył kontrakt z RB Lipsk. Teraz to jego klub ma zaporowe oczekiwania. Negocjacje tak się przedłużały, że w końcu Berta wstał od stołu, wsiadł w samolot i poleciał do Portugalii, by twarzą w twarz doprowadzić do końca transfer Viktora Gyokeresa.

Jeszcze więcej znaków zapytania

Szwed ma za sobą mocny sezon, w którym we wszystkich rozgrywkach strzelił 54 gole w 52 meczach. Na papierze wygląda to niesamowicie, ale… W lidze portugalskiej większość bramek zdobył w spotkaniach z zespołami z dolnej połowy tabeli, których jakość odstaje wyraźnie od tego, co go czeka w Anglii. Aż 19 z tych 54 goli strzelił z rzutów karnych (w tym dwa z trzech w starciu fazy ligowej z Manchesterem City). Żadnego (!) z 39 w lidze nie strzelił głową, a Arsenal w dużym stopniu bazuje na dośrodkowaniach. Arteta chce kontroli i jego zespół zwykle musi uporczywie szukać drogi do bramki w tłoku, w starciach z nisko ustawionymi rywalami. A Gyokeres zdaje się potrzebować więcej miejsca, by się rozpędzić i fizycznie pokonać przeciwników. Nie na darmo jest określany jako "król faz przejściowych". A tych w meczach Arsenalu zwykle jest niewiele. Inna sprawa, że kiedy już są, to często "Kanonierzy" nie umieją ich wykorzystać. Może teraz się to zmieni.
Mimo tych wszystkich wątpliwości, Szwed jest przede wszystkim dużo bardziej zdeterminowany niż Sesko. Zapowiedział w Sportingu, że nie wróci do treningów, bo oczekuje, że klub dotrzyma dżentelmeńskiej umowy sprzed miesięcy i pozwoli mu odejść. Jest zdecydowany właśnie na Arsenal i ponoć jest nawet gotów obniżyć swoją pensję, byle tylko ułatwić negocjacje między klubami. Nastawienie na sukces i niezwykły głód zdobywania goli mają stać za jego spektakularnym rozwojem w ostatnich latach. Teraz będzie miał okazję udowodnić, że Brighton za szybko z niego zrezygnowali i że będzie błyszczał skutecznością nie tylko w Championship (dwa lata spędził w Coventry), ale i da radę w elicie.

Dość wymówek

Nie jest to wymarzony Alexander Isak, ale jego partner z ataku reprezentacji Szwecji ma dać Arsenalowi to, czego tak brakowało w ważnych momentach poprzednich sezonów - po prostu skuteczność pod bramką rywala. Najpierw jednak - jeśli w negocjacjach nie nastąpi kolejny zwrot akcji - będzie musiał przekonać do siebie Artetę i wygrać rywalizację z Kaiem Havertzem, Gabrielem Jesusem, a może nawet Mikelem Merino…
Bramka, obrona, pomoc, skrzydło i wreszcie wyczekiwany atak. Wygląda na to, że Arsenal "bierze wszystkich". Już w zeszłym sezonie w walce o mistrzostwo miało nie być wymówek, ale jednak się znalazły - plaga kontuzji, błędy sędziów i niemal bezbłędny marsz Liverpoolu. Jednak jeśli tego lata Berta rzeczywiście spełni wszystkie cele transferowe, o których czytamy, to Arteta w sezonie 2025/26 po prostu będzie musiał dołożyć do gabloty jakieś duże trofeum.

Przeczytaj również