Bohater Legii z odzysku. Jeszcze będzie z niego pożytek

Bohater Legii z odzysku. Jeszcze będzie z niego pożytek
Mateusz Sobczak / pressfocus
Antoni - Obrębski
Antoni ObrębskiWczoraj · 09:43
Zimą został wypożyczony z Legii Warszawa, a kolejne miesiące upływały w atmosferze, jak się wydawało, nieuchronnego rozstania. Finalnie Jean-Pierre Nsame wrócił do stolicy, a teraz uratował Legię w końcówce meczu z Banikiem Ostrawa, doprowadzając do remisu. “Wojskowi” mogą jeszcze skorzystać z 32-letniego napastnika.
Choć do Polski przenosił się początkowo na zasadzie wypożyczenia, a kwota jego wykupu wyniosła jedynie 150 tysięcy euro, po Nsame obiecywano sobie sporo. W końcu w swojej karierze był m.in. trzykrotnym królem strzelców ligi szwajcarskiej.
Dalsza część tekstu pod wideo
Goncalo Feio jednak nie korzystał z niego często, a po dosyć krótkim czasie schował definitywnie do szafy. W styczniu napastnik odszedł więc na wypożyczenie, a jego dorobek w debiutanckich rozgrywkach w Legii zamknął się na dwóch trafieniach w dziesięciu meczach, co jest bardzo słabym wynikiem. Pamiętać należy, odchodząc od liczb, że sama gra też nie była na miarę oczekiwań.

Turbulencje

Nsame miał odbudowywać się w Szwajcarii, gdzie notował najlepsze sezony w karierze. Zimą trafił do FC Sankt Gallen, klubu ze środka stawki szwajcarskiej ekstraklasy. Zaczął dobrze, bo po trzech meczach mógł się pochwalić dwiema bramkami i asystą, natomiast w kolejnych dziesięciu spotkaniach zaliczył tylko jeden udział przy bramce. Znowu mówimy więc o sporym rozczarowaniu.
Latem wrócił do Legii, wydawało się, że nie ma tam czego szukać. Zdaniem obecnych na obozie w Austrii dziennikarzy nie wykorzystał szansy w sparingach. Legia miała nawet chęci rozwiązać umowę piłkarza. Spore zasięgi osiągnął też widoczny niżej klip, na którym widać zmarnowaną dogodną szansę na bramkę Kameruńczyka w sparingu. Nic nie wskazywało na to, że przed Nsame maluje się jakakolwiek przyszłość w Warszawie.
- Jean-Pierre starał się, pracował za dwóch. Ale ostatni mecz sparingowy z FK Jablonec pokazał, że Nsame nie przekonał sztabu szkoleniowego, nie wygrał rywalizacji z Gualem czy Szkurinem - pisał Marcin Szymczyk z portalu Legia.net.
Minął jednak miesiąc, a on awansował w hierarchii napastników stołecznej drużyny. I to zasłużenie. 32-latek skorzystał jeszcze z faktu, że do drugiej rundy eliminacji Ligi Europy Legia nie zgłosiła Milety Rajovicia. Wobec tego pierwszym napastnikiem jest Ilia Szkurin, a z Banikiem Nsame wszedł na boisko przed Markiem Gualem.

Udowodnił wartość

Widać różnicę między obecną grą Guala i Nsame. Kibice mogą zaobserwować zmianę na plus, bo Kameruńczyk w meczach wygląda solidnie, czego nie można powiedzieć o Hiszpanie. Nsame w tym sezonie zagrał 61 minut w trzech spotkaniach (po 28 w meczach z Aktobe oraz Banikiem, a także pięć minut w rywalizacji z Lechem) i wykorzystał je całkiem dobrze. Przede wszystkim strzelił gola, a to ten typ piłkarza, którego rozliczamy właśnie ze zdobywania bramek - stereotypowa, klasyczna “dziewiątka”, których w futbolu dzisiaj jest już bardzo mało. Musi dostać dobre podanie, często będzie odnajdywał się w sytuacjach podbramkowych, ale nie da wiele drużynie przy rozegraniu czy w pressingu - najlepiej czuje się w polu karnym.
I to jest jak najbardziej w porządku. Trzeba jedynie dobrze go obudować i Legia ma w tej chwili całkiem solidnego zmiennika, który w tym sezonie na pewno jeszcze się przyda. Jego warunki fizyczne pomagają w grze głową, która jest na dobrym poziomie. Udowodnił to zresztą w spotkaniu z Banikiem, ponadto strzelił tę bramkę po oderwaniu się od obrońcy, co też trzeba docenić. Jest na tyle wysoki i silny, że potrafi dochodzić do piłki nawet z rywalem na plecach.

Nowy w wyścigu

To dobra opcja w ataku “Wojskowych”, bo daje inne możliwości. Szkurin to także zawodnik silny fizycznie, jednak dużo bardziej zespołowy, udzielający się w pressingu, wychodzący do prostopadłych zagrań. Jak zaprezentuje się Mileta Rajović - tego jeszcze nie wiemy. Najlepiej z twardymi osądami poczekać do debiutu, bo w kontekście jego charakterystyki piłkarskiej pojawiały się sprzeczne opinie. Marc Gual natomiast jest… nijaki. Nsame zatem wydaje się bardzo dobrą opcją do grania, gdy Legia będzie musiała gonić wynik lub gdy zwyczajnie będzie rywala spychać do głębokiej defensywy i zasypywać jego pole karne dośrodkowaniami.
- Jean-Pierre Nsame wszedł na boisko, strzelił gola, to był dla niego ważny moment, ale skupiłbym się na całym zespole. Znam go jeszcze z czasów, gdy prowadziłem CFR Cluj, przeciwko któremu grał. To bardzo dobry, silny napastnik - powiedział Edward Iordanescu na konferencji prasowej po spotkaniu z Banikiem.
Choć jeszcze całkiem niedawno pozycja “dziewiątki” w Warszawie nie wyglądała imponująco, to na ten moment wydaje się ona naprawdę solidnie obsadzona. Jest Rajović, na którego wydano duże pieniądze. Jest Szkurin, który prezentuje się coraz pewniej i wciąż zamierza udowadniać, że warto było zapłacić za niego ponad milion euro. No i do tego wyścigu dołącza także Jean-Pierre Nsame, który w ogóle nie miał brać w nim udziału. Największą zagwozdką jest teraz przyszłość Marca Guala, bo od dłuższego czasu cicho o potencjalnych chętnych na Hiszpana, któremu pozostał jedynie rok kontraktu.

Przeczytaj również