Był wrakiem piłkarza, zapadł się pod ziemię. Dziś to sensacyjny bohater. "Wraca z przytupem"
Poprzednie miesiące nie dorównywały jego talentowi. Zniknął. Jakby zapadł się pod ziemię. Latem wcisnął guzik “reset”. Bramki, asysty, odbudowana forma fizyczna - wszystko to każe nam mówić: Federico Chiesa wraca na scenę. Z przytupem.
Bycie w jednym z najlepszych klubów na świecie oznacza akceptację pewnych warunków i ograniczeń. Na przykład: otrzymywanie mniejszej liczby minut, okazjonalne występowanie na boisku. Albo w ogóle przyzwyczajenie się do ławki rezerwowych. W innych drużynach byłoby to dość frustrujące, ale w Liverpoolu czasem po prostu trzeba do tego przywyknąć, o ile nie nazywasz się Mohamed Salah albo Virgil van Dijk.
Z taką rzeczywistością dzisiaj mierzyć musi się Federico Chiesa. Cierpliwie próbuje wywalczyć znaczącą rolę w ekipie “The Reds”. Po licznych trudnościach, kontuzjach, po fizycznym i psychicznym upadku, który brutalnie zahamował rozwój jednego z najlepszych włoskich piłkarzy ostatnich lat, wreszcie w tunelu zaczęło majaczyć światełko. I oby nie zwiastowało rozpędzonego pociągu. Mając 28 lat napastnik wciąż jest w stanie wykrzesać nowe siły, by reaktywować swoją karierę. Ona nadal może być wspaniała.
“Tempo mnie przerastało”
Często w wywiadach twierdził, że gdyby nie lubił wyzwań, a zwłaszcza takich, jakie stawia mu drużyna z potężną konkurencją, to już dawno poszukałby przyjemniejszego życia. Zawitał na Anfield z poczuciem, że będzie wartościowym zmiennikiem dla Salaha, ale prawda była inna. Jego najlepsze momenty przychodziły na krótko i raczej nie imponowały.
W zeszłym sezonie rozegrał zaledwie 104 minuty w Premier League, pojawiając się na murawie w sześciu meczach, choć tylko raz od pierwszej minuty. Arne Slot dał mu szansę w podstawowym składzie dopiero wówczas, gdy tytuł był już dawno zdobyty, a kluczowi zawodnicy dostali chwilę wytchnienia przy okazji meczu z Brighton.
Łatwo przyczyny niepowodzenia zrzucić na kontuzje, ale w przypadku Włocha - doświadczyły go niemiłosiernie. W nielicznych okresach gry, nawet gdy wydawało się, że wraca do formy, Slot regularnie go pomijał. Dwa jedyne trafienia zaliczył w pogromie Accrington w Pucharze Anglii i podczas przegranego finału tych samych rozgrywek, przeciwko Newcastle. Według ekspertów, brakowało mu typowego dla dynamicznych skrzydłowych stempla, znaczącego wkładu, dominacji na swojej stronie boiska.
- Przyjechałem tutaj i już na starcie miałem wiele trudności, bo tempo w Premier League totalnie mnie przerastało. Na szczęście wszyscy wokół dodawali mi otuchy - przyznał w wywiadzie dla Sky Italia.
To nie tak, że nie dawał z siebie maksa. Kibice podziwiali jego pozytywne nastawienie, utożsamianie się z klubem, także to, że niezwykle aktywnie świętował z Liverpoolem zdobycie mistrzostwa Anglii, choć jego udział w triumfie był, delikatnie ujmując, symboliczny. Z twarzy Włocha nigdy nie znikał natomiast uśmiech. Cieszył się możliwością bycia wielkiej całości. No i przede wszystkim wierzył, że jego czas wreszcie nadejdzie. Doczekał się.
Jak za dotknięciem czarodziejskim różdżki
Pierwsza kolejka sezonu 2025/26 w Premier League, piątek, spotkanie otwarcia. Jest 88. minuta, a mistrzowie Anglii zdzierają sobie zęby na Bournemouth. Nad Anfield wisi zagrożenie stratą punktów. Kiedy Djordje Petrović wybił piłkę po dośrodkowaniu Salaha, a obrońcy gości nie zdołali poprawnie jej wybić, Chiesa rzucił się do ataku. Uderzył prosto z powietrza w dolny róg bramki. Stadion eksplodował.
Fala emocji pokazała, co znaczy zdobyta bramka. Sześć minut wcześniej zastąpił błąkającego się po boisku Wirtza, a po golu ruszył z wyciągniętymi rękami i wykonał wślizg do chorągiewki. Po 352 dniach posuchy wreszcie mógł ekscytować się trafieniem. Swoim pierwszym w Premier League. Na tym nie bynajmniej poprzestał.
- Zawsze cieszę się, że mogę poświęcać się kibicom na Anfield - szczerzył zęby do kamer po dwóch bardzo ważnych asystach w Carabao Cup w starciu przeciwko Southampton. Otrzymał też nagrodę dla gracza meczu, ale ważniejsze było co innego. Wróciła pewność siebie oraz zaufanie ze strony menedżera. Piłkarz wie też, że aby otrzymywać więcej szans, musi utrzymać dyspozycję jak najdłużej.
- Menedżer wpuścił mnie kilka razy na początku sezonu i pokazałem, że potrafię być wartościowy dla drużyny. Przekazał mi też powody swoich wyborów - mówił po meczu ze “Świętymi”.
Te wybory to brak miejsca na liście graczy zgłoszonych do Ligi Mistrzów. Chiesę musiało to zaboleć, ale bardzo szybko został przywrócony do kadry z powodu groźnej kontuzji Giovanniego Leoniego. Wciąż jednak musi zabiegać o względy Slota, który ostatecznie nie zabrał go na pokład samolotu do Stambułu, gdzie Liverpool przegrał z Galatasaray 0:1 w drugiej kolejce Champions League. Jak przyznawał natomiast szkoleniowiec, chodziło o drobne problemy zdrowotne. Na nadchodzący hit z Chelsea włoski piłkarz powinien być już gotowy.
W oczekiwaniu na pełną moc
Konkurencja w ekipie Liverpoolu była zacięta już w poprzednim sezonie, a teraz jest jeszcze większa. “The Reds” pozyskali Alexandra Isaka, Floriana Wirtza i Hugo Ekitike. Przebicie się przez najlepszych na rynku i równie drogich nie będzie łatwym zadaniem. Ale jeśli Chiesa wróci do pełni swoich możliwości, które pokazał na EURO w 2021 roku, gdy błyszczał w całym turnieju, to nie on, a reszta ofensywnych graczy powinna obawiać się selekcji. Tylko Fede potrafił jednym zwodem minąć przeciwnika, wyczarować akcję z niczego i udźwignąć presję, by stać się punktem centralnym reprezentacji Włoch. Dlaczego nie miałby tego powtórzyć na Anfield?
Wszyscy wierzą w pełne odrodzenie. Jego relacje z kibicami są więcej niż dobre.
- Od zeszłego roku czułem potrzebę odwdzięczenia się fanom. Wsparcie, jakie mi dają podczas każdego meczu, to coś fantastycznego. Podoba mi się też przyśpiewka - twierdzi Chiesa. A słowa piosenki brzmią mniej więcej tak:
“Gdzieś w Turynie słychać płacz, bo Federico, jest nasz, więc skacz. Jedna gadka ze Slotem i tako rzecze, piep** się Juve, dla Liverpoolu gram dziś mecze”.
Do całkowitego szczęścia brakuje mu już więc jedynie częstszych występów i lepszych wyników Liverpoolu, który przechodzi mini-kryzys po dwóch porażkach z rzędu. Lekarstwem będzie mistrz Europy z 2021 roku? Czasami najbardziej nietypowe rozwiązania okazują się trafne, a aktorzy drugoplanowi potrafią na scenie przyćmić głównych bohaterów. Supermoce Chiesy jeszcze mogą się przydać.