Chciał rzucić futbol, kazał spi***dalać Hajcie, a Ekstraklasę zamienił na Ligę Mistrzów

Chciał rzucić futbol, kazał spi***dalać Hajcie, a Ekstraklasę zamienił na Ligę Mistrzów
Youtube
Jeśli przez swoje dotychczasowe życie nie posiedliście jeszcze umiejętności wiązania krawatów, to w razie potrzeby uderzajcie do pewnego Hiszpana, który dobre kilka lat temu biegał po boiskach Ekstraklasy w żółto-czerwonej koszulce Jagiellonii Białystok. Robił to bowiem perfekcyjnie. Podczas meczów odpalał techniczne fajerwerki, ale - co istotne - nie była to tylko sztuka dla sztuki, bo i bramki strzelał jak na zawołanie. Nic dziwnego, że później miał okazję liznąć trochę dużej piłki.
Do Białegostoku przychodził jako piłkarz grający do tej pory jedynie w swojej ojczyźnie. Jego ostatnim klubem przed przyjazdem do Polski był Gimnastic Tarragona, ale ten okres Dani wspominał później dość kiepsko. Nie ukrywał, że w pewnym momencie był nawet bliski zrezygnowania z futbolu.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Dostałem jeden z niższych kontraktów w drużynie – taki, z którego można się utrzymać, ale nie da się odłożyć na przyszłość. Umówiliśmy się z działaczami, że jeśli nie wyjdzie, to przejdę do klubu z niższej ligi, gdzieś bliżej domu i skupię się na studiowaniu. Nawet wspominałem o tym rodzicom - opowiadał w wywiadzie z “Faktem”.
Choć dziś polskie kluby upodobały sobie ściąganie zawodników z tej części Europy, to jeszcze wówczas - w 2013 roku - nie było to aż tak bardzo powszechne.

Ekstraklasowa trampolina

Teraz doskonale już wiemy, że można zwiedzać na Półwyspie Iberyjskim trzecie i czwarte ligi, a później rozdawać karty w naszej Ekstraklasie. Udowadniali i udowadniają to w ostatnich latach Carlitos, Jesus Imaz czy Jorge Felix. Wcześniej to samo robił właśnie Quintana, niejako przecierając swoim rodakom szlaki. Pokazując, że łatwiej wybić się z najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce niż z hiszpańskich nizin.
No bo raczej trudno sobie wyobrazić, że po piłkarza z trzeciej ligi sięga klub grający w europejskich pucharach. Ale już po gwiazdę polskiej Ekstraklasy jak najbardziej. Zanim jednak Dani ruszył w świat, ubarwiał spotkania w Polsce pięknymi bramkami, niekonwencjonalnymi podaniami, magicznymi sztuczkami.
Co prawda pierwsze zderzenie z naszym futbolem nie było wymarzone, bo Jaga wyłapała od Podbeskidzia 4:0, ale już kilka dni później Quintana dołożył cegiełkę do wygranej z Górnikiem, strzelając jedną z dwóch bramek. Zaraz potem pokonał też bramkarza Zagłębia Lubin, asystował w starciu przeciwko Polonii Warszawa. Wystarczyło mu kilka kolejek, by pokazać, że może być gwiazdą tej ligi.
Piłkarsko od razu radził sobie doskonale, ale problemy sprawiał mu język. Na jednym z treningów - podobno nieświadomie - powiedział do Tomasza Hajty… “sp***dalaj”. Ówczesny szkoleniowiec Jagi przyjął to jednak z odpowiednim dystansem.

Specjalista od pięknych bramek

Pełnię swojego potencjału Quintana uwolnił w kolejnym sezonie, gdy łącznie strzelił aż 15 bramek. I rzadko były to gole brzydkiej urody. Tak na przykład Pan Piłkarz Quintana zabawił się z defensorami i bramkarzem Śląska Wrocław. Pełen luz.
Jeśli ktoś w sezonie 2013/2014 budował swoją drużynę w różnego rodzaju rozgrywkach Fantasy Ekstraklasy, być może pamięta natomiast, co Dani zrobił podczas domowego meczu z Ruchem Chorzów. Dwa strzelone gole i trzy asysty złożyły się bowiem łącznie na około 25 punktów. Kto miał go wtedy na kapitanie - wygrał życie.
Po tamtym meczu Dani udzelił wywiadu “Super Expressowi”, gdzie przyznał, że jego idolem jest Andres Iniesta. Zapytany o to, czy w starciu z “Niebieskimi” zbliżył się choć trochę do jego poziomu odpowiedział z pokorą, ale i świadomością swojej wartości.
- Na dłuższą metę to niemożliwe, bo Iniesta jest niepowtarzalny, ale w spotkaniu z Ruchem miałem taką skuteczność, jakiej nawet on by się nie powstydził - stwierdził.
Hiszpanowi brakowało momentami trochę regularności. Gdy wskoczył na swój najwyższy poziom, potrafił nie schodzić z niego przez całkiem długi czas (np. od końcówki marca do początku maja 2014 uzbierał sześć bramek i dwie asysty, zapisując się w meczowym protokole dosłownie w każdym meczu). Zdarzało się jednak, że się zacinał, długimi tygodniami bardziej irytując niż zachwycając. No ale… gdyby błyszczał mecz po meczu, pewnie Jagę zamieniłby na jakiś klub z lig TOP5, nie saudyjski Al-Ahli.

Jeden sezon, trzy kluby

Bo to właśnie tam poniosło go we wrześniu 2014 roku. Jaga zarobiła na transferze 700 tysięcy euro, a Dani ruszył na podbój ligi saudyjskiej, gdzie dostał całkiem lukratywny kontrakt.
Ale w Arabii zakotwiczył tylko na pół roku. Zaczął co prawda z wysokiego c, już w pierwszym meczu wpisując się na listę strzelców, co dało mu miejsce w jedenastce kolejki, ale później było już tylko gorzej. Prezentował się przeciętnie, w końcu stracił zaufanie trenera, został odsunięty od składu. Stało się jasne, że lepiej będzie, jeśli poszuka sobie nowego miejsca pracy. I znalazł. Podpisał kontrakt z azerskim Karabachem Agdam, co tym razem okazało się strzałem w dziesiątkę.
Co ciekawe jednak, Quintana dołączył do byłego pogromcy Wisły Kraków czy Piasta Gliwice w lutym, ale do końca trwającego wówczas sezonu nie mógł występować w oficjalnych spotkaniach, bo był to już jego trzeci klub w tamtym sezonie. Na debiut musiał więc poczekać aż pięć miesięcy.

Europejskie puchary? Rutyna

Szybko mógł przekonać się, że zaliczył naprawdę duży sportowy awans. Karabach nie dał bowiem plamy w eliminacjach do europejskich pucharów. Co prawda Liga Mistrzów odjechała, bo minimalnie lepszy okazał się Celtic (0:1 w dwumeczu), ale później Quintana i spółka dali lekcje futbolu zawsze groźnemu Young Boys Berno, wygrywając w dwumeczu aż 4:0, dzięki czemu zameldowali się w fazie grupowej Ligi Europy. A tam czekały już Tottenham, Monaco i Anderlecht. U Daniego zrobiło się światowo.
Karabach z Hiszpanem w składzie nie podbił Starego Kontynetu, ale w kolejnych latach regularnie dostawał okazje do powtórki. W sezonie 16/17 była faza grupowa Ligi Europy, rok później Liga Mistrzów, a tam starcia z Chelsea, Atletico i Romą. Później jeszcze znów dwukrotnie LE.
Jeszcze jakiś czas temu nie do pomyślenia. Azerski klub PIĘĆ razy z rzędu kwalifikuje się do fazy grupowej europejskich rozgrywek. W tym miejscu przychodzi refleksja dotycząca polskiej piłki, tego kim jesteśmy, dokąd zmierzamy, ujmując dość filozoficznie.
Były piłkarz “Jagi” nieźle otrzaskał się więc z wielką piłką. Wyjazdy do Zabrza i Kielc zamienił na wizyty na Stamford Bridge czy Emirates Stadium. W azerskim klubie spędził pięć tłustych lat, w 146 meczach strzelając 42 gole i dokładając do tego 23 asysty. Udało się nawet zostać królem strzelców ligi azerskiej.
Luty tego roku był jednak momentem pożegnania. Przyszedł czas na kolejny etap w karierze już 33-letniego Hiszpana - chińskie Chengdu Better City, występujące obecnie na zapleczu tamtejszej ekstraklasy.
Póki co jednakQuintana wciąż czeka na debiut w nowych barwach.
***
Niedawno przygotowaliśmy dla Was tekst o Abdou Razacku Traore, dziś prezentujemy lekturę dotyczącą Daniego Quintany, ale to nie koniec! W czasach panującej pandemii chcemy urozmaicić Wam brak futbolu, przypominając piłkarzy nieco już zakurzonych, którzy w przeszłości potrafili zachwycać swoją grą na polskich boiskach.
Jeśli więc chcielibyście przeczytać o jakimś wybranym zawodniku, dowiedzieć się jak potoczyły się jego dalsze losy po wyjeździe z Polski, dajcie znać w komentarzu. Na pewno weźmiemy Wasze głosy pod uwagę!
Dominik Budziński

Przeczytaj również