Chelsea go wypchnęła, Liverpool sprzedał bez żalu. Teraz może kosztować ogromne pieniądze. Chętni są najwięksi

Chelsea go wypchnęła, Liverpool sprzedał bez żalu. Teraz może kosztować ogromne pieniądze. Chętni są najwięksi
fot. Craig Thomas/Pressfocus.pl
Gdy w 2019 roku Bournemouth płaciło Liverpoolowi 20 milionów funtów za Dominica Solanke, to "The Cherries" byli obiektem drwin. Po czterech latach ta odważna inwestycja się jednak spłaca. Jeśli Anglik zmieni klub, to jego spokojnie zainkasuje wielokrotność wspomnianej kwoty. Takiego scenariusza chyba nikt się nie spodziewał.
Dominic Solanke przez długi czas był synonimem angielskiego tułacza. Wielki talent, spore oczekiwania, start w czołowym klubie, bo przecież napastnik zaczynał w Chelsea. Przebicie się w londyńskim zespole było jednak niemożliwe, wobec czego snajper został wypożyczony do Vitesse. Tam poszło mu nieźle, w 23 meczach strzelił siedem goli, dorzucił asystę. Niemniej status na Stamford Bridge nie uległ zmianie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Tym samym w 2017 roku, gdy Solanke miał raptem 20 lat, po jego usługi zgłosił się Liverpool. "The Reds" nie zapłacili za zawodnika nawet jednego funta, skorzystali z opcji wolnego transferu po wygaśnięciu umowy z "The Blues". Na Anfield Anglik swoje szanse już otrzymywał, Juergen Klopp dał mu przynajmniej kwadrans w 13 spotkaniach. Problemem napastnika było jednak to, że nie potrafił on wykorzystać czasu na boisku.
Ostatecznie przygoda z Liverpoolem do długich nie należała. Zakończyła się po 23 występach i zaledwie jednej bramce zdobytej przeciwko Brighton. "The Reds" głowili się, co zrobić z tak nieskutecznym zawodnikiem, pojawiły się niejednoznaczne sugestie, że Solanke będzie wystawiony na sprzedaż. Pytanie pozostawało jedno - kto się skusi? Okazało się, ze na odważną decyzję zdobyło się Bournemouth. W styczniu 2019 roku "The Cherries" walczyły o utrzymanie w Premier League i lekką ręką wyrzuciły 20 milionów funtów. Wielu osobom wydawało się, że na Vitality Stadium ktoś postradał zmysły. Po czasie racja należy jednak do Bournemouth.
Chociaż początek przygody był dramatyczny - Solanke nie trafił do siatki w żadnym z 10 meczów - to został w klubie. Tam w końcu udowodnił swoją wartość, zaś teraz stał się jednym z najskuteczniejszych napastników w całej Premier League. Żeby nie być gołosłownym - w bieżącym sezonie więcej goli na koncie ma jedynie Erling Haaland. Jednak to nie Norwegowi wróży się obecnie wielki transfer.

Sztuka trafiania

Solanke od kilku sezonów dawał dowody na to, że strzelać potrafi. Eksplozja jego talentu nastąpiła oczywiście w rozgrywkach 2023/24, ale już wcześniej było znacznie lepiej niż w Chelsea, Liverpoolu, Vitesse oraz przeklętym starcie w Bournemouth. Dopiero Championship okazało się doskonałym poligonem doświadczalnym dla napastnika. Okrzepł, grał regularnie, nabrał doświadczenia, a przede wszystkim dawał preteksty ku temu, aby stawiali na niego kolejni trenerzy.
  • 2019/20 - Premier League - 32 mecze - 3 trafienia - gol co 547 minut
  • 2020/21 - Championship - 40 meczów - 15 trafień - gol co 223 minuty
  • 2021/22 - Championship - 46 meczów - 29 trafień - gol co 141 minut
  • 2022/23 - Premier League - 33 mecze - 6 trafień - gol co 478 minut
W sezonie 2021/22 Solanke szalał więc na zapleczu, był drugim najskuteczniejszym zawodnikiem w całej lidze. Wyprzedził go jedynie niedorzeczny wówczas Aleksandar Mitrović, który w barwach Fulham rozniósł rywali i zdobył 43 bramki. Anglik nie był zatem genialny, ale był świetny. Jednocześnie już kilka miesięcy później Premier League nieco go zweryfikowała. Owszem, było lepiej niż we wspomnianych wcześniej klubach, a jego trafienia pomogły "The Cherries" w utrzymaniu, ale Solanke pozostawał napastnikiem drugiego, może nawet trzeciego szeregu. Gdzieś między Che Adamsem a Alexandrem Isakiem.
Być może w karierze 26-latka nie doszłoby już do gwałtownego zwrotu, być może byłby po prostu średniakiem, co przecież w realiach Premier League nadal jest sporym wyróżnieniem. Tego się jednak nie dowiemy, bowiem latem bieżącego roku Bournemouth dokonało bardzo odważnej zmiany. Gary O'Neil, architekt utrzymania, został zwolniony, a jego miejsce na ławce zajął Andoni Iraola.
Hiszpan nie odmienił "The Charries" w okamgnieniu, to był proces. Na stopniowym wdrożeniu pomysłów nowego szkoleniowca skorzystał szereg piłkarzy, ale nie ulega wątpliwości, że największe wrażenie robi właśnie Solanke. Dość powiedzieć, że po 18 meczach tego sezonu zdobył on więcej bramek (12) niż we wcześniejszych trzech sezonach spędzonych w elicie (10). Przypadku nie ma.
Anglik zmienił nie tyle sposób gry, co stał się inteligentniejszy na boisku. Oddaje więcej strzałów niż w poprzednim sezonie, ale zrezygnował ze sporej części uderzeń zza pola karnego na rzecz tych z obrębu "szesnastki". Wpływ na to mają oczywiście skuteczne podania od kolegów, lec przede wszystkim to sam napastnik zapracował na uznanie. W porównaniu do minionych rozgrywek oddaje więcej strzałów na mecz (3 do 2,4), ma większe xG w meczu (0,62 do 0,29), a przede wszystkim jego próby są zwyczajnie groźniejsze (0,21xG do 0,12xG). Lepsze pozycje, wypracowane sytuacje, bez zbędnego marnowania naboi w magazynku.

Arsenal czy... wielki powrót?

Znakomita forma doświadczonego już napastnika przyciągnęła oczywistą uwagę mocniejszych klubów. Na ten moment wydaje się, że najpoważniejsze zainteresowanie przejawiają Arsenal, Chelsea oraz Tottenham. Teoretycznie do tej wyliczanki można jeszcze dokooptować Liverpool, ale tylko na zasadzie ukłonu w stronę angielskich mediów. Solanke na Anfield nie wróci, nie jest tam po prostu potrzebny. Inaczej sprawa wygląda z klubami londyńskiej wyliczanki, które łakną klasycznej i skutecznej "dziewiątki".
Dość powiedzieć, że w Arsenalu Gabriel Jesus, Gabriel Martinelli i Bukayo Saka strzelili razem mniej goli w tym sezonie Premier League niż zrobił to piłkarz Bournemouth. W Chelsea zaś konsekwentnie zawodzi Nicolas Jackson. Reprezentant Senegalu wygląda wprawdzie nieźle pod względem liczby zdobytych bramek, ale jednocześnie zmarnował 12 dogodnych okazji, co jest czwartym najgorszym wynikiem w lidze. Wreszcie Tottenham, gdzie Heung-min Son radzi sobie po przesunięciu na środek ataku, ale alternatywą dla Koreańczyka jest jedynie Richarlison. W teorii nieźle, w praktyce chyba zbyt słabo, aby myśleć o najwyższych celach.
Tym samym na radarze wspomnianych zespołów wylądował właśnie Solanke. Nie jest to jednak wybór idealny, chociaż - w tym momencie - nieco bardziej racjonalny niż Ivan Toney, którego po pół roku bez gry Brentford nadal wycenia na 100 milionów funtów. Oczywiście podopieczni Andoniego Iraoli też tani nie będzie, trzeba liczyć się z wydatkiem przekraczającym 50 milionów funtów. Sporo, zwłaszcza jak na kogoś, kto w Premier League rozegrał pół sezonu na świetnym sezonie. Był to okres wybitny, ale wciąż obejmujący tylko pół sezonu.
Najważniejsze jednak pozostają kwestie taktyczne. Bournemouth to zespół skoncentrowany dookoła jednej wiodącej postaci w ofensywie. W tym sezonie "The Cherries" oddały 93 celne strzały, a Solanke odpowiadał za 23 z nich, co daje blisko 25%. Dla porównania w wypadku Gabriela Jesusa współczynnik ten wynosi 13% (14/107), dla Heung-min Sona 21% (24/115), zaś dla Nicolasa Jacksona 21% (21/100). Żaden z nich nie jest typowym "target manem", ale różnica jest spora. Ściągnięcie lidera Bournemouth wymagałoby zatem poważnej zmiany całego systemu, w innym wypadku trudno liczyć na wydobycie wszystkiego, co najlepsze.
A sam Anglik nie jest najłatwiejszy w prowadzeniu, ma swoje wymagania. Przekonał się o tym kilkukrotnie wspominany Iraola. W końcu to sam Solanke przyznał niedawno, że początkowe rozwiązania zaproponowane przez Hiszpana były po prostu zbyt trudne dla ekipy z Vitality Stadium. Sam napastnik też nie do końca odnajdywał się w bardziej skomplikowanych systemach. Zanim wszedł na najwyższe obroty strzelił trzy gole w ośmiu starciach. Wynik po prostu przeciętny.
Angielscy eksperci, na czele z Chrisem Suttonem, przekonują, że Solanke jest idealnym wyborem dla Arsenalu, najbardziej kłopoczącym się ze skutecznością pod bramką rywala. Sprawa prosta jednak nie jest, chociaż Anglik z pewnością jest opcją elektryzującą. W formie to jeden z najlepszych napastników w całej Premier League. A tak się składa, że w formie jest od połowy sezonu.

Przeczytaj również