Co dalej z Wisłą Kraków? Może dojść do kadrowej rewolucji. Kilkanaście niepewnych nazwisk

Co dalej z Wisłą Kraków? Może dojść do kadrowej rewolucji. Kilkanaście niepewnych nazwisk
Krzysztof Porebski / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik BudzińskiWczoraj · 08:09
Wszystkie plagi egipskie spadły w czwartkowy wieczór na Wisłę Kraków, która w niewytłumaczalnych okolicznościach przegrała z Miedzią Legnica (0:1) i odpadła z rywalizacji w barażach o awans do PKO BP Ekstraklasy. - Ta drużyna jest przeklęta - pisał na X nasz redakcyjny kolega, Radosław Przybysz. I trudno się z nim nie zgodzić.
Z jednej strony, Wisła miała w meczu z Miedzią gigantycznego pecha. Z drugiej jednak, jeśli pewien scenariusz powtarza się trzeci, czwarty czy piąty raz, trudno chyba mówić o całkowitym przypadku. “Biała Gwiazda” w zakończonym sezonie była taka zdecydowanie częściej. Nieskuteczna, przewidywalna i nerwowa, gdy mecz szybko nie ułoży się pod jej dyktando.
Dalsza część tekstu pod wideo
W czwartkowy wieczór znów zobaczyliśmy taki obrazek. Podopieczni Mariusza Jopa dominowali od pierwszych minut, zamknęli Miedź na jej połowie, a Kacprowi Dudzie zabrakło dosłownie centymetrów, by zamiast w poprzeczkę, trafić do siatki. Mogło być więc 1:0, a po kilkudziesięciu sekundach zrobiło się 0:1. Strzał życia oddał Michał Kostka. Uderzył “po widłach” i całkowicie zmienił oblicze meczu.
Zaczęła się nerwowa, momentami paniczna wręcz gra Wisły. A plagi egipskie, o których wspomnieliśmy już na wstępie, z minuty na minutę spadały na gospodarzy z coraz większym impetem. Kontuzje Angela Baeny i Marko Poletanovicia, fatalny uraz Rafała Mikulca, kolejna już poprzeczka, potem jeszcze słupek. Można było odnieść wrażenie, że choćby mecz potrwał 150 minut, to Wisła i tak nie wciśnie futbolówki do siatki. Jakby nie było jej to tego wieczora zapisane w gwiazdach.
Gdy w końcu wybrzmiał ostatni gwizdek, na stadionie, przed meczem napakowanym emocjami tak, że trudno byłoby wcisnąć gdzieś szpilkę, zapanowała przeraźliwa cisza. Wszyscy ci, którzy przybyli na Reymonta, by z bliska zobaczyć, jak ich ukochana drużyna robi przedostatni krok w walce o powrót na salony, dostali cios prosto w serce. Znów, jak przed dwoma laty, gdy ich ulubieńców na tym samym etapie rywalizacji ograła Puszcza Niepołomice, musieli wyrzucić marzenia do kosza.
Po meczu cisza na stadionie mieszała się z okrzykami i przyśpiewkami, głównie w kierunku zdruzgotanego Angela Rodado, którego tak po ludzku szkoda najbardziej. Hiszpan już dawno mógłby grać w lepszym klubie, ale został, bo - parafrazując klasyka - trochę zakochał się w Wiśle. Liczył, że tym razem, przy swojej trzeciej próbie, wniesie “Białą Gwiazdę” do Ekstraklasy na barkach. Nic jednak z tego.
Rodado z Miedzią zagrał słaby mecz. To fakty. Trudno jednak mieć do niego pretensje, bo gdyby nie on, ekipa z Reymonta pewnie nie zagrałaby nawet w barażach. Napastnik urodzony na Majorce tylko w zakończonym właśnie sezonie ligowym strzelił 23 gole i zaliczył sześć asyst. Został przy tym królem strzelców całych rozgrywek. Jeśli z takim kozakiem w składzie “Biała Gwiazda” trzeci raz z rzędu nie potrafiła sforsować bram Ekstraklasy, bez niego może to być zadanie wręcz karkołomne. A przyszłość Hiszpana stoi dziś pod ogromnym znakiem zapytania.
- Naszym celem będzie utrzymanie najlepszych jakościowo graczy. Niestety nie mogę dziś obiecać, jak to się skończy. Każdy ma swoje marzenia, pragnienia i ambicje - przyznał po meczu pytany o Rodado prezes Wisły, Jarosław Królewski, w rozmowie z TVP Sport.
Niezależnie od tego, czy “Biała Gwiazda” zatrzyma swojego lidera, drużyna i tak będzie musiała przejść, tak się przynajmniej wydaje, sporą rewolucję. Za dokładnie miesiąc wygasają kontrakty Jesusa Alfaro, Josepha Colleya, Igora Łasickiego, Bartosza Jarocha, Antona Czyczkana, Jamesa Igbekeme, Giannisa Kiakosa, Angela Baeny, Dawida Szota czy Patryka Gogóła. Przynajmniej część graczy z tego grona na pewno odejdzie, a trzeba też pamiętać, że Alan Uryga i Rafał Mikulec przez długi czas będą leczyć bardzo poważne urazy.
Do nowego sezonu bez wątpienia przystąpi więc nowa Wisła, ale ze starym trenerem. Mariusz Jop pozostanie na stanowisku, co potwierdził już prezes klubu. Jest to decyzja jak najbardziej logiczna. Przynajmniej na tym jednym polu “Biała Gwiazda” potrzebuje stabilizacji, nie zaś kolejnej nowej wizji. Zresztą, gdyby nie fatalny start ligowego sezonu, jeszcze pod wodzą Kazimierza Moskala, być może Jop awans wywalczyłby bezpośrednio. Odkąd wrócił na stanowisko we wrześniu 2024 roku, tylko Arka Gdynia punktowała w Betclic 1 Lidze minimalnie lepiej niż Wisła.
Kolejny sezon na zapleczu Ekstraklasy to dla klubu z Reymonta oczywiście nie tylko cios sportowy, ale także finansowy. Być może niebawem dojdzie w Wiśle do zmian właścicielskich, czego nie wyklucza sam Królewski. Jeśli wierzyć jego słowom, “Białą Gwiazdę” w kolejnym sezonie wciąż będzie stać nie tylko na to, żeby przetrwać, ale też kolejny już raz powalczyć o awans.
- Wziąłem odpowiedzialność za ten klub. Myślę, że mam na tyle pomysłów i tyle siły, żeby zabezpieczyć Wisłę Kraków w kolejnym sezonie.
Dziś wiślacka część Krakowa jest wyjątkowo smutna. Czas pokaże, czy te negatywne emocje uda się przekuć w przyszłości w coś dobrego. Miejsce Wisły, klubu z taką historią, marką i bazą kibicowską, jest bowiem bez wątpienia w Ekstraklasie.
Na koniec pozostaje natomiast także życzyć dużo zdrowia piłkarzowi Wisły, Rafałowi Mikulcowi, który podczas spotkania z Miedzią doznał fatalnej kontuzji - złamania obu kości podudzia (więcej TUTAJ). Rafał, trzymaj się!

Przeczytaj również