Cud w finale Ligi Mistrzów. Wybitny strateg nie przestaje wygrywać

Cud w finale Ligi Mistrzów. Wybitny strateg nie przestaje wygrywać
IMAGO / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiWczoraj · 07:30
Dinamo Zagrzeb dostało od UEFA 39,7 mln euro za udział w Lidze Mistrzów. To ponad dwa miliony więcej niż Giuseppe Marotta wydał na kręgosłup Interu, który ograł Barcelonę i awansował do finału Ligi Mistrzów.
Był czas, gdy Inter płacił naprawdę wielkie pieniądze za zawodników. Gigantyczne wrażenie robią przede wszystkim Christian Vieri i Hernan Crespo, którzy przekroczyli granicę 40 milionów euro, chociaż byli sprowadzani kolejno w 1999 i 2002 roku. Zarazem to dowód na to, ze obecnie Inter już tak nie działa. Lista jego dziesięciu największych transferów zawiera aż pięć nazwisk sprowadzonych przed 2018 rokiem. Rokiem nieprzypadkowym, bo wyznaczającym początek pracy Giuseppe Marotty na Stadio Giuseppe Meazza.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jeśli na tym świecie faktycznie istnieje geniusz zarządzania, to jest nim właśnie Marotta. Transferowy guru, który nie przepuści okazji na rynku, a jednocześnie zabezpieczy finanse kierowanego przez siebie klubu. To działacz zasłużony dla włoskiego futbolu tak mocno, że przeszło dziesięć lat temu został wprowadzony do piłkarskiej Galerii Sław Italii.
Patrząc na to, jak znakomicie Marotta pokazał się w Interze, trudno się dziwić, że przedłużono z nim umowę do 2027 roku. Zacznijmy jednak od innej hegemonii.

Łowca nagród

Marotta już dawno pokazał, że dobry biznes wyczuje z kilometra. W zamierzchłych piłkarsko czasach stworzył Sampdorię walczącą o Ligę Mistrzów. Następnie zaś ściągnął do Juventusu Andreę Pirlo, Samira Khedirę czy Paula Pogbę - każdego na zasadzie wolnego transferu. To też on przyłożył rękę do spieniężenia Mattii Caldary oraz Leonardo Bonucciego, którzy do dziś, co zaskakujące, plasują się w czołówce najdrożej sprzedanych zawodników "Starej Damy". Nie będzie więc zaskoczeniem, jeśli dodam, że to też Marotta oddał Pogbę Manchesterowi United i rozbił bank.
Podczas jego ośmioletniej przygody Juventus zdobył siedem mistrzostw Włoch, cztery Puchary, cztery Superpuchary i dwukrotnie awansował do finału Ligi Mistrzów. Zręczny działacz stworzył najlepszą ekipę na Półwyspie Apenińskim i wcale nie wydał na to aż tak zatrważających pieniędzy. W omawianym okresie gorzej wypadł AC Milan, a lepiej Inter, Napoli i Sassuolo, ale łącznie zdobyły one dziesięć trofeów. Mniej niż jedna "Stara Dama". Nic więc dziwnego, że gdy Marotta zmieniał Turyn na Mediolan, oczekiwano od niego cudu. I ten nadszedł.
Podczas hegemonii Juventusu Inter istniał teoretycznie. Jedno wicemistrzostwo kraju, po jednym Superpucharze i Pucharze. Bieda. Jakby tego było mało, "I Nerazzurri" nie trafiali ani z wyborami trenerskimi, ani z piłkarzami. Po odejściu Jose Mourinho szczęścia próbowali między innymi Rafael Benitez, Leonardo, Gian Piero Gasperini, Claudio Ranieri, Frank de Boer, Stefano Vecchi i Stefano Pioli. Żaden z nich nie przetrwał na stanowisku ponad pół roku.
Od 2010 do 2018 sztuka ta udała się zaledwie trzem szkoleniowcom Interu. Od 2018 do teraz udało się każdemu.
Rozdźwięk i miotanie się od ściany do ściany w poprzedniej erze sprawiły, że Inter powoli pochłaniał marazm. Ciągłe zmiany koncepcji nie służyły wynikom - mediolańczycy przez osiem lat tylko raz byli w TOP3 ligi - co sprawiało, że trudno było na rynku szaleć. Co więcej, gdy ryzyko było już podejmowane, to mogło poskutkować koszmarnym niewypałem, na czele ze sprowadzeniem Gabriela Barbosy za blisko 30 milionów euro. Brazylijczyk wystąpił w dziesięciu meczach i strzelił jednego gola. Wydane na niego pieniądze bolały, ale mogłyby bardziej. Za stery chwycił jednak Marotta.
Włoch najpierw objął urząd prezesa zarządu, a w poprzednim roku został prezydentem klubu. Nie za piękne oczy, lecz sukcesy. Chociaż spodziewano się wiele, to wydaje się, że Inter te oczekiwania spełnił z nawiązką. Przez osiem lat były dwa trofea, przez kolejnych siedem osiem, a do tego dwa finały Ligi Mistrzów. Genialny strateg znów pokazał, że epitet nie jest dziełem przypadku. Dłubał w skale tak wytrwale, że stworzył skład zdolny rzucić na kolana nie tylko Włochy, ale i Europę.

Sztuka sprzedawania

Marotta zaczął swoje rządy od sprzątania bajzlu. W sezonie 2018/19 Inter dokonał... 51 transferów wychodzących. To było szaleństwo. Gros zawodników wysłano na wypożyczenia, kilku pożegnano przed debiutem w pierwszej drużynie. Jednocześnie definitywnie podziękowano weteranom pokroju Edera, Jonathana Biabany'ego, Yuto Nagatomo, Cristiana Ansaldiego czy Mirandy. Marotta machał miotłą wytrwale, okrutnie. A "I Nerazzurri" rośli w siłę.
Potrafili wyłożyć ponad 30 milionów za Radję Nainggolana, sporo kosztowali też Christian Eriksen i Valentin Lazaro. Z drugiej strony następowała skuteczna amortyzacja, dobrze sprzedano Geoffreya Kondogbię, George'a Puscasa lub Jeisona Murillo. Wspomnianego zaś Barbosę opchnięto za 17,5 mln. Marotta już wtedy czujnie pilnował tego, aby w szerszej perspektywie nie zostać przytłoczonym chwilami rozbisurmanienia. Ekstremum osiągnął nieco później.
Koronnym dowodem pozostaje kwestia Romelu Lukaku. Reprezentant Belgii to najdroższy graczy w historii Interu, ale też najdrożej sprzedany gracz w historii Interu. Mediolańczycy najpierw zapłacili za niego 74 miliony Manchesterowi United, a dwa lata później sprzedali do Chelsea za 115. W międzyczasie napastnik wypracował mistrzostwo. Na ówczesne odchodne dostał jednak nie kwiaty, ale kopniaka.
- Lukaku odszedł, by podwoić zarobki. We Włoszech nie ma takich pieniędzy. W 2000 roku Serie A miała największe obroty, ale w ciągu 20 lat staliśmy się peryferiami. Lukaku został sprzedany za 115 mln euro, a Dżeko pozyskaliśmy za darmo. Na boisku nie widać dużej różnicy - rzucił w 2022 roku, cytowany przez Eurosport.
Marotta nie miał litości. Miał rację. Przez lata przygotowywał się do tego, jak zastąpić dobre równie dobrym, ale tańszym. Udało się sprostać temu trudnemu zadaniu. Gdyby było inaczej, Inter nie zostałby seryjnym zdobywcom tytułów. Nie miałby też kuriozalnego bilansu transferowego. Od sezonu 2018/19 mediolańczycy są na minusie 62 miliony euro za same kwoty odstępnego. Dużo? Nie, malutko. W samych Włoszech gorzej wypadają Lazio, Monza, Como, AS Roma, Parma (!), Napoli i oczywiście AC Milan z Juventusem. Dwa ostatnie kluby są przeszło siedmiokrotnie mniej gospodarne.
Rzecz jasna Marotta nie zawsze trafiał. Nainggolan, Stefano Sensi, Joaquin Correa i Robin Gosens nie spełnili pokładanych oczekiwań, przepadł też Lazaro. Nie ma jednak sensu batożyć działacza za tego rodzaju potknięcia. Nie wytrzymują one porównania z sukcesami.

Finaliści z Lay'sów

W paczkach Lay'sów - jednego ze najbardziej rozpoznawalnych sponsorów Ligi Mistrzów - można było swego czasu znaleźć pieniądze. Ja taką dychę najczęściej wydawałem na kolejną paczkę, licząc na to, że znowu trafię i wtedy wiadomo, pełny sukces, bo mieć dychę, a nie mieć dychy, to dwie dychy, a i najadłbym się czipsów. Nie ulega wątpliwości, że z takim zacięciem biznesowym nie miałbym szans na zarządzanie Interem.
Co innego Marotta. Gdyby bowiem to on był na moim miejscu, to dychę wydałby na autobus, pojechał do fabryki i kupił ćwierć palety paczek z końcówką daty przydatności do spożycia. Niby lekko nieświeżych, ale w gruncie rzeczy wciąż zdatnych. Miałby nie tylko więcej chipsów, ale też znalazłby też kilka wygrywających paczek.
To nie przesada, ale metafora tego, jak Marotta ułożył Simonowi Inzaghiemu skład na dwa finały Ligi Mistrzów. Nie skupiajmy się jednak na przeszłości, rzućmy okiem na ekipę, która zaczęła rewanż z Barceloną.
Sommer za cztery miliony, zastąpił Onanę sprzedanego za ponad 50. Bisseck za siedem, wyciągnięty z Aarhus. Acerbi za cztery (postawiono na nim krzyżyk w Lazio, co opisywaliśmy TUTAJ), Dumfries za 14, Calhanoglu i Mychitarian za darmo. Dimarco finalnie za milion, dzięki korzystnemu ułożeniu się ze Sionem. Thuram też za darmo. Jedynymi realnie drogimi Martinez, Barella i Bastoni, ale wydanych na nich pieniędzy nie żałuje nikt. Kosztowali od 25 do 32 mln, a pozostają wzmocnieniami w pełni trafionymi.
Wrażenie, a jakże, robią też zmiennicy z owego starcia z "Blaugraną". Augusto za 13 mln, Darmian za trzy, Taremi, Zieliński i De Vrij za darmo, Frattesi za 31. Można się czepiać, że kilku nie daje tego, co oczekiwano, a "Zielek" to już w ogóle niesamowity zawód. Zalecam jednak lodu.
Inter na stworzenie całej drużyny wymienionych piłkarzy - przypomnę finalistów Ligi Mistrzów - wydał 166 mln. To mniej niż PSG zapłaciło za Kyliana Mbappe. To niespełna dwóch Jadonów Sancho i Dusanów Vlahoviciów. To cud spod ręki Marotty. Kolejny.

Przeczytaj również