Dwaj koledzy, dwaj grabarze. Probierzowi i Kuleszy trzeba podziękować
Michał Probierz podawał się do dymisji w Jagiellonii, Wiśle Kraków, a także Cracovii. W reprezentacji zrezygnować nie zamierza, posada jest zbyt intratna. To zaś oznacza, że kadra wciąż będzie traciła czas z dwójką kompletnie nieprzystosowanych osób u sterów.
Nie było cienia sportowego powodu, aby przekazywać posadę Michałowi Probierzowi. Był natomiast powód nepotyczny, czyli Cezary Kulesza na stanowisku prezesa PZPN. Nie ma szans na to, że przy innym działaczu Probierz otrzymałby takie wyróżnienie jak posada selekcjonera reprezentacji Polski. Za co miałby? Za brak wyników z Cracovią, w której miał cieplarniane warunki? A może za dwa dni w Termalice? Szarpanie się z młodzieżówkami Grecji, Łotwy, Czarnogóry i Estonii? Kulesza po prostu potrzebował kogoś swojego na stanowisku selekcjonera. Kogoś, kto będzie przyjmował większość ciosów spadających na coraz gorzej wyglądającą reprezentację. Potrzebował worka, któremu przy okazji zagwarantował dużą autonomię.
Probierz przez półtora roku pracy z kadrą nie osiągnął n i c z e g o. Nie zostanie zapamiętany ze względu na wymęczenie awansu na EURO 2024, to nie on stał się architektem sukcesu, nie miał nawet wzruszającego momentu równego łzom Czesława Michniewicza. Zostanie zapamiętany jako ktoś, kto wewnątrz drużyny narodowej odpalił absolutną bombę. Ktoś, kto doprowadził do odejścia Roberta Lewandowskiego. Człowiek, przez którego na kilkanaście godzin przed najważniejszym meczem eliminacyjnym rozmowy dotyczyły nie taktyki, nie Finów, ale medialnego bagna i wizerunku na poziomie budki z piwem.
Zamiast Joelowi Pohjanpalo uwagę poświęcano Sylwii Grzeszczak. Zamiast usłyszeć jakieś racjonalnie wytłumaczenie tego, co stało się 8 czerwca, byliśmy skazani na dyrdymały dotyczące dobra reprezentacji. Tyle tego dobra było, że w Helsinkach skompromitowana kadra wykopała kolejny dół i pogłębiła poziom beznadziei ją otaczający.
Ślepo wierzyłem, że po takim meczu Probierz sam zrezygnuje. Przyzna, że nie ma sposobu i pomysłu na kadrę. Że mu nie wyszło i ufa, że Kulesza wybierze możliwie najlepszego następcę. Nie liczyłem nawet na przeprosiny, ale zachowanie elementarnego honoru, to by wystarczyło. Wszystko jednak na próżno. Probierz wciąż ślepo wierzy w to, że jest odpowiednim sternikiem.
Na konferencjach prasowych - a było ich już kilkadziesiąt - ani razu nie wskazał elementu do poprawy i nie powiedział, jak ten aspekt zamierza wypracować. Wciąż plecie, w większości zresztą nieskładnie. Zaprzecza tezom dziennikarzy, ale ich nie kontruje. Mówi jedynie, że ma inne zdanie, ucina dyskusje. Przemawia ex cathedra, przekonany o nieomylności, wyższości. Robi z kibiców, przepraszam za wyrażenie, idiotów. Okłamuje sam siebie, a na jego bajki nabiera się już chyba tylko Kulesza.
To właśnie obecny prezes sprawił, że nie tylko nie widać światełka w reprezentacyjnym tunelu, ale tego tunelu już w ogóle nie ma. A przecież czekają nas teraz kolejne cztery lata rządów pana Cezarego. Opozycja wyborcza istniała tylko teoretycznie, skompromitowała się wewnętrznie, nie wystawiła żadnego kandydata. Kulesza za 19 dni znów wygra wybory i to nie dlatego, że jest doskonałym prezesem, ale dzięki temu, że rozkochał w sobie baronów. Walczyć nikt nie chce, bo istnieje realne ryzyko utraty stołka, rzeczy najświętszej w PZPN.
Niezdolna do reakcji opozycja rozleniwiła też samego Kuleszę. Bardzo, bardzo, bardzo długo nie zabierał oficjalnie głosu, nie komentował awantury z Lewandowskim. Stwierdził nawet, że nie wie, jak przebiegała dyskusja między trenerem i zawodnikiem, o czym pisaliśmy TUTAJ. Przełamał się dopiero po klęsce z Finlandią, zapowiedział, że porozmawia z Probierzem w cztery oczy. Mam nadzieję, że nie będą siedzieli tak bez niczego.
Niewykluczone, że Kulesza ostatecznie Probierza zwolni, chociaż mnie samemu coraz trudniej w taki scenariusz uwierzyć. Kulesza jest przecież nieodwoływalny, wobec czego jakikolwiek nacisk społeczny na jego działanie może okazać się z góry skazany na porażkę. Nic mu nie grozi.
W trakcie swojej dotychczasowej kadencji Cezary Kulesza ani razu nie pokazał, że dobro polskiej piłki faktycznie jest dla niego najważniejsze. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Dlaczego teraz miałby przedłożyć inne wartości ponad własne? Dlaczego miałoby do niego dotrzeć, że swoim amatorskim zarządzaniem doprowadził do sytuacji, w której ż a d e n reprezentant nie wychodzi do czekających po Finlandii mediów? Trener i zawodnicy śmieją się nam w twarzy - i na boisku, i poza nim - a prezes tępo na to spogląda, tworząc kolejne wpisy za pomocą ChataGPT.
Z tego właśnie względu nie wiem, czy chciałbym, żeby Kulesza robił cokolwiek więcej. Najpierw skompromitował się wyborem Fernando Santosa, później poprawił, dając posadę Probierzowi. Idąc w tę stronę, to następnym selekcjonerem będzie, z całym szacunkiem, Przemysław Cecherz albo Stanislav Levy.
Naprawdę nie mam już siły, aby do tej reprezentacji podchodzić z wiarą, nadzieją, ale i sympatią. Zawodnicy nie myślą, wygadują bzdury, uciekają przed odpowiedzialnością, nie potrafią zremisować z Finlandią lub przekonująco pokonać Mołdawii. Trener nie widzi w sobie żadnego błędu, chociaż jego największym sukcesem pozostaje wygrana z Walią dzięki postawie byłego już reprezentanta. Prezes nie ma żadnego pojęcia o futbolu międzynarodowym, bezczynnie przygląda się bezsensownemu obaleniu pomnika legendy. Szambo wybiło do tego stopnia, że żaden hydraulik tego nie ogarnie.
Od 2021 roku PZPN wrócił do swoich najgorszych czasów. Wszyscy walą w związek jak w bęben i mają rację. Sportowo dramat, wizerunkowo katastrofa. Polska piłka reprezentacyjna stoczyła się na dno - to wina Kuleszy i Probierza.
Są niekochani, ale sami na to zapracowali.