"Dziadkowie” nową potęgą w NBA?! Gwiazdor zrezygnował z milionów i może świętować
Nigdy nie jest za późno na walkę o marzenia. Spora część składu Los Angeles Clippers znajduje się zdecydowanie bliżej końca karier niż początku. Grupa weteranów spróbuje jednak rzucić wyzwanie całej NBA.
Istnieje pięć drużyn w NBA, które nigdy w historii nie zagrały w finałach. W najbliższym sezonie na 99% nie zmieni się to w przypadku Charlotte Hornets, New Orleans Pelicans i Memphis Grizzlies. Minnesota Timberwolves ma potencjał, wierząc w skład, którego trzon na razie pozostaje niezmieniony. Mistrzowskie aspiracje po cichu wykazuje za to Los Angeles Clippers. To właśnie w tym zespole w ostatnich tygodniach doszło do największych zmian i to w większości na plus. Do Jamesa Hardena i Kawhia Leonarda dołączyli m.in. Bradley Beal, Chris Paul, John Collins czy Brook Lopez. Większość z nich jest już grubo po trzydziestce, ale wciąż potrafi zachwycać na parkietach. Cel “dziadków” w przyszłym sezonie będzie jeden. Walka o wszystko.
Przyrodnia siostra
Los Angeles i koszykówka? Pierwsze skojarzenie może być tylko jedno - Lakers. “Jeziorowcy” pozostają hegemonem, żywym symbolem NBA, drugą najbardziej utytułowaną drużyną w historii ligi. Clippers muszą akceptować swoje miejsce w szeregu, co przez wiele lat sprawiało pewne problemy. Jeszcze do niedawna obie drużyny grały mecze domowe w tej samej hali. Czasami na przestrzeni zaledwie kilkudziesięciu godzin na jednym parkiecie odbywały się spotkania drużyn, które nie do końca pałają do siebie sympatią.
Na początku poprzedniego sezonu Clippers przenieśli się do świeżo wybudowanego obiektu Intuit Dome. To był sygnał, że celem tej organizacji nie jest ciągłe życie w cieniu bardziej renomowanego rywala zza miedzy. Ostatnie miesiące pokazały, że koszykówka w Mieście Aniołów wcale nie musi kończyć się na złocie i purpurze. Lakers przyciągają celebrytów, gwiazdy, kojarzą się z blichtrem. Jednak to ekipa LAC może się szczycić znacznie lepszą atmosferą na swoich meczach. Hala Intuit Dome stała się prawdziwą twierdzą. Na uwagę zasługuje trybuna The Wall przeznaczona dla najbardziej zagorzałych kibiców. W trakcie budowy stadionu włodarze z LA skontaktowali się z przedstawicielami Borussii Dortmund, aby porozmawiać o aspektach technicznych słynnej Żółtej Ściany, ogromnego sektora fanatyków na Signal Iduna Park. W Mieście Aniołów też udało się stworzyć podobne miejsce.
W minionych rozgrywkach Clippers w meczach domowych mogli się pochwalić najniższą średnią trafionych trójek przez rywali (32,9%) i rzutów osobistych (73,4%, wynik o 3,3% niższy od średniej w NBA). A akurat w koszykówce wpływ kibiców na te liczby nie może być pominięty. Łatwiej rzuca się, kiedy na trybunach panuje względna cisza i słychać co najwyżej łuskanie słonecznika albo pstryknięcie aparatu w telefonie. Co innego, kiedy kilkanaście tysięcy osób zdziera gardło, żeby cię rozproszyć.
- The Wall? To szaleństwo. Były momenty w meczu, kiedy po prostu stałem na parkiecie i patrzyłem na tych kibiców. Nie jesteś przyzwyczajony w każdej hali do takiego dopingu - mówił Kevin Durant w trakcie poprzedniego sezonu. - W końcu mamy swój dom. To nasza arena, nie musimy się z nikim dzielić, ani martwić o banery innej ekipy. To wszystko jest nasze, mogę tylko podziękować kibicom za niesamowite wsparcie - dodał Tyronn Lue, trener LAC.
Metodą prób i błędów
Hala Intuit Dome znalazła się w tym roku na liście najlepszych miejsc na świecie według magazynu TIME. Pulsujący meczem obiekt to jedno, ale w NBA najważniejsza pozostaje gra w koszykówkę. I z tym w ostatnich latach bywało różnie. W 2019 roku wydawało się, że Clippers wywrócili ligową hierarchię do góry nogami, ściągając w jednym momencie Kawhia Leonarda i Paula George’a. Gwiazdorski duet miał zaprowadzić zespół na szczyt, jednak mistrzowskie plany zakończyły się bolesną klapą.
Kawhi w poprzednich latach częściej leczył kontuzje niż demonstrował swój ogromny talent. PG boiskową dyspozycją udowadniał zaś, że nie zasługuje na spektakularnie wysoki kontrakt. Rok temu odszedł do Philadelphii 76ers, gdzie zapłacono mu 211 mln dolarów za cztery lata gry. O wiele za dużo, ale to temat na inną dyskusję. W międzyczasie do LA zawitał James Harden. “Brodacz” szybko przejął stery, stając się liderem drużyny prowadzonej przez Tyronna Lue. Poprzedni sezon zasadniczy zakończyła na piątym miejscu w Konferencji Zachodniej. Los czy może bardziej pech chciał, że już w pierwszej rundzie trafiła na Denver Nuggets, czyli rywala z kategorii tych piekielnie niewygodnych.
Harden, Kawhi i spółka naprawdę nie zaprezentowali się źle przeciwko Nuggets. Odpadli dopiero po game 7. Wcześniej w pierwszym i czwartym meczu przegrywali różnicą zaledwie dwóch punktów. Nie brakowało wiele, aby odprawili Nikolę Jokicia na urlop do Serbii. Podczas tej serii widać było, że zespół ma potencjał, aczkolwiek jest zdecydowanie zbyt wąski, brakuje mu kilku jakościowych elementów w rotacji. I tu przechodzimy do najciekawszego etapu.
W imię drużyny
Główną misją działaczy Clippers było zatrzymanie najważniejszej postaci, czyli Jamesa Hardena. Pod koniec czerwca rozgrywający podpisał nowy dwuletni kontrakt o łącznej wartości 81 mln dolarów. Kibice momentalnie zauważyli, że kwota ta nie jest szczególnie wygórowana. Patrząc na talent i doświadczenie, spokojnie mógłby zainkasować np. 50 milionów za sezon. Wolał jednak, aby za zaoszczędzone pieniądze włodarze dokonali koniecznych wzmocnień. I tak się stało.
W Intuit Dome przeprowadzono kilka ruchów, które na papierze prezentują się znakomicie. Kiedy pojawiała się okazja na rynku, od razu przystępowano do działania. Za 5,5 mln dolarów roczne sprowadzono Bradleya Beala, który został skreślony przez Suns. W Phoenix nie sprawdziła się taktyka z trzema rasowymi strzelcami, czyli BB, Devinem Bookerem i Kevinem Durantem. Mimo wszystko nowy nabytek LAC wciąż potrafi gwarantować skuteczność. W poprzednim sezonie notował średnio na mecz 17 punktów, 3,3 zbiórki i 3,7 asysty. Trafiał 57% rzutów za dwa, co stanowiło jego najlepszy wynik w karierze.
- Bardzo trudno znaleźć zawodnika pokroju Beala. Był najlepszy w poprzednim zespole. Można go ustawić na wielu pozycjach, a on zawsze znajdzie sposób na regularne punktowanie. Jest w tym niezwykle wszechstronny, trafia po zasłonach, po akcjach catch & shoot, sam tworzy sobie miejsce do oddania rzutu. Sprawia też, że wszyscy wokół grają lepiej - podkreślał trener Lue dla ESPN.
Do niedawna problemem Clippers była wąska rotacja podkoszowych. Ivica Zubac właściwie nie miał jakościowego zmiennika. Ściągnięto zatem Brooka Lopeza, dla którego w Milwaukee nie było miejsca ze względu na przyjście Mylesa Turnera. Były gracz Bucks to idealna opcja z ławki, przez całą karierę wyróżniał się sporą liczbą bloków i wysoką skutecznością zza łuku. Centymetry pod obręczą i punkty dołoży też sprowadzony z Utah Jazz John Collins. Idąc dalej, po ośmiu latach do Miasta Aniołów wrócił Chris Paul, jeden z najlepszych rozgrywających w historii koszykówki. CP3 ma już 40 lat na karku, ale to nie przeszkadza mu w brylowaniu na parkiecie. W poprzednim sezonie wystąpił we wszystkich 82 meczach San Antonio Spurs, zaliczał po 8,8 punktu i 7,4 asysty. Oglądając go w akcji, samoistnie nasuwają się porównania do wina, które wraz z upływającymi latami staje się coraz lepsze.
Beal, Paul i Lopez w przyszłym sezonie zainkasują łącznie 18 mln dolarów. Clippers zawdzięczają sprowadzenie całej tej trójki jednemu Jamesowi Hardenowi, który zaakceptował nieco niższą pensję. 35-latek swoje już zarobił. Ale wciąż nie poznał smaku zdobycia mistrzowskich pierścieni. I chce to zmienić.
- Bez pomocy Jamesa nie moglibyśmy pozyskać ani Beala, ani Paula, ani Brooka Lopeza. Jego nowy kontrakt został skonstruowany w taki sposób, że mieliśmy możliwość sprowadzenia kilku ważnych elementów. Zespół ma teraz jakość i elastyczność, której tak potrzebował. James pomógł nam pod względem finansowym, ale i nie tylko. Kiedy pojawiła się informacja, że umowa Bradleya z Suns zostanie wykupiona, od razu powiedział: "Pozwólcie mi do niego zadzwonić". Podziałało. Harden zrobi wszystko, aby wygrać - tłumaczył Lawrence Frank, dyrektor Clippers, cytowany przez Sports Illustrated.
Między doświadczeniem a starością
Średnia wieku całego rosteru Clippers wynosi 33,2 lata. Jeśli nie dojdzie do kolejnych przetasowań, będziemy mieli do czynienia z najstarszą drużyną w historii NBA. Nie koresponduje to z obecnymi trendami, ponieważ w tym roku mistrzostwo zdobyła Oklahoma City Thunder, czyli najmłodszy zespół ligi. Metryka to jedno, a koszykarski potencjał drugie. Pewnie włodarze LAC też chcieliby mieć więcej młodych gwiazd, przed którymi dekada gry na najwyższym poziomie. Warto jednak wziąć pod uwagę, że praktycznie każdy z pozyskanych weteranów przerasta poprzednika. A to samo w sobie stawia zespół w lepszej sytuacji wyjściowej.
- Kiedy Paul George odszedł, a zdrowie Kawhia i Hardena było chwiejne, wydawało się, że Clippers toną. Teraz ustawili się jednak w pozycji do realnej rywalizacji z najlepszymi w całej NBA. Po cichu przeprowadzili jedną z najbardziej imponujących wymian kadrowych przed startem kolejnego sezonu - opisał Brad Botkin z CBS Sports. - Trzon Clippers może być stary jak świat, jednak jest gotowy do długiej walki w playoffach. Potwierdziło się, że LAC mają jeden z najsprytniej działających zarządów w lidze. Po przegranej serii z Nuggets zespół wciąż jest żywy i gotowy do kolejnego ataku w przyszłym sezonie. W ostatnich tygodniach wykonywali jeden genialny ruch za drugim. Wykorzystali wszystkie karty, które otrzymali. Poza Oklahomą City Thunder trudno znaleźć głębszy skład w lidze - wtórował Jedd Pagaduan, dziennikarz Yahoo.
Wyjściowa piątka w składzie Harden, Kawhi, Beal, Collins, Zubac. Opcje z ławki w osobach Brooka Lopeza, Chrisa Paula, Nicolasa Batuma, Bogdana Bogdanovicia i Derricka Jonesa Juniora. Ta rotacja naprawdę wygląda ekskluzywnie. Są w niej klasyczni shooterzy, rozgrywający, zawodnicy od brudnej roboty. Nie brakuje ani talentu, ani centymetrów, ani warunków fizycznych. Wydaje się, że Clippers potrzebują już tylko jednego, aby móc realnie włączyć się do walki o najwyższe cele. Zdrowia. Wszelkie ambitne plany oczywiście legną w gruzach, jeśli Leonard czy Harden nie byliby w stanie rozegrać kilkudziesięciu spotkań.
Nowa hala, przedłużenie umowy z największą gwiazdą na korzystnych warunkach, kilka bardzo dobrych wzmocnień. Włodarze Los Angeles Clippers zrobili naprawdę wiele, aby zapewnić warunki do wygrywania. Teraz wszystko leży w rękach samych zawodników. Dosłownie i w przenośni.