FC Barcelona. "Skandalicznie słaby mecz. Marnował każdą akcję". On wyjątkowo zawiódł w El Clasico

"Skandalicznie słaby mecz. Marnował każdą akcję". On wyjątkowo zawiódł w El Clasico
Pressinphoto/Pressfocus
Real Madryt zdeklasował FC Barcelonę w półfinale Copa del Rey. Rewanżowe starcie na Camp Nou było jednocześnie demonstracją atutów “Królewskich” i pokazem największych słabości “Blaugrany”. W stolicy Katalonii odezwały się stare demony, które uniemożliwiają drużynie odnoszenie sukcesów w rozgrywkach pucharowych. Zawiódł cały kolektyw Xaviego, jak i jego poszczególne jednostki.
- Barcelona wygrała trzy ostatnie mecze z Realem, więc teraz nasza kolej, żeby odnieść zwycięstwo. Dwa poprzednie Klasyki nie były złe, teraz chcemy rozegrać kompletne spotkanie zakończone korzystnym wynikiem - podkreślał Carlo Ancelotti na przedmeczowej konferencji prasowej.
Dalsza część tekstu pod wideo
Historia tegorocznych Klasyków pokazała, że Real przyjął kilka mocnych ciosów, aby w końcu samemu wyprowadzić jeden, zabójczy nokaut. “Królewscy” wybrali najlepszy możliwy moment, żeby przerwać passę zwycięstw rywali i po raz pierwszy od dawna dokonać tak okazałej konkwisty Camp Nou. Przyjezdni ze stolicy nie rozegrali meczu idealnego, ale koniec końców uwypuklili dosłownie wszystkie braki w drużynie Xaviego.

Cierpliwość mistrzów

Początek tego meczu mógł być nieco zaskakujący z perspektywy wyniku pierwszego starcia. Laik prawdopodobnie miałby ogromny problem ze wskazaniem ekipy, która musi gonić wynik. Real nie zamierzał bowiem wyjść na Camp Nou, aby w ferworze chęci odrobienia strat rzucić się na rywala. Wprost przeciwnie, “Los Blancos” zaprosili gospodarzy do bardziej otwartej gry, która okazała się gwoździem do trumny FC Barcelony.
Real perfekcyjnie wyciągnął wnioski z niedawnej porażki na Santiago Bernabeu. W tamtym Klasyku to Barcelona oddała przeciwnikom piłkę i sumiennie zabetonowała dostęp do własnej bramki. W efekcie “Królewscy” nie oddali wówczas ani jednego celnego strzału. Wczoraj Katalończyków zgubiła jednak niepotrzebna chęć pójścia na wymianę ciosów przeciwko zespołowi, który żyje z takiej gry. Przypomnijmy choćby sytuację przy pierwszej bramce, kiedy podopieczni Carlo Ancelottiego wyszli z kontratakiem, a w obronie gospodarzy pozostało zaledwie trzech zawodników. Takie ustawienie było samobójstwem ze strony “Dumy Katalonii”, mając na uwadze zarówno korzystny wynik z pierwszego meczu, jak i styl przyjezdnych z Madrytu. Realowi nie pozostało nic innego, jak wykorzystać naiwność przeciwnika.

Na dwóch różnych biegunach

- Pierwszy gol Realu uderzył w nasze morale - powiedział Sergi Roberto w pomeczowym wywiadzie.
El Clasico było dowodem na to, że Barcelona wciąż nie wyciągnęła wniosków po serii kompromitacji na arenie europejskiej. Wczoraj znów Katalończycy pokazali, że wystarczy jedno niepowodzenie, aby cały plan na mecz kompletnie się posypał. Robert Lewandowski i spółka zeszli na przerwę z niekorzystnym wynikiem, jednak nie oznaczał on jeszcze końca świata. To “Barca” na własne życzenie zapewniła sobie ten koniec, demonstrując kompletny brak jakości w drugiej połowie. Znów przypomniały się dwumecze w Europie, kiedy “Blaugrana” traciła pierwszego gola i sypała się jak domek z kart. Mijają lata, a ten zespół nadal nie posiadł umiejętności radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach. Oczywiście, wciąż mówimy o prawdopodobnie przyszłym mistrzu Hiszpanii, ale trzeba podkreślić, że rozgrywki ligowe są zupełnie inną parą kaloszy niż starcia pucharowe. A to właśnie ten aspekt pozostaje piętą achillesową projektu Xaviego. Mija drugi sezon z byłym pomocnikiem u sterów i nadal nie potrafi on w pełni przygotować zespołu na 180 minut rywalizacji. To niewybaczalne w klubie, który teoretycznie powinien aspirować jak najwyżej.
Z kolei “Los Blancos” w swoim stylu pokazali, że są królami remontad, których nigdy nie można skreślać. Największa różnica między tymi zespołami polega właśnie na tym, że z Realem da się wygrać, ale właściwie nie da się go pokonać. Kiedy już wydaje się, że trener może zaraz odejść i nadchodzi zmierzch zawodnika X czy zawodnika Y, nagle dochodzi do ich nagłego renesansu. Carlo Ancelotti po kilku trudniejszych tygodniach pokazał się z najlepszej strony, dokonując kluczowych korekt. Przesunięcie Eduardo Camavingi na lewą obronę czy postawienie na Rodrygo w pierwszym składzie okazały się strzałami w dziesiątkę. Podobnie na pochwały zasługują doświadczeni liderzy w osobach Toniego Kroosa, Luki Modricia czy przede wszystkim Karima Benzemy, głównego architekta efektownego zwycięstwa. W Realu wszystko zagrało tak, jak powinno.

Gdzie są liderzy?

Barcelona przegrała wysoko i straciła szansę, aby zdobyć w tym roku potrójną koronę na krajowym podwórku. To bolesna klęska, która w pewien sposób będzie rzutować na ocenie całego sezonu. Naturalnie, można nieco usprawiedliwiać Katalończyków licznymi absencjami. Trudno jednak szukać wymówek po tym, jak zespół został na własnym boisku wdeptany w ziemię.
- W pierwszej połowie zagraliśmy dobrze, ale kiedy grasz z Realem Madryt, to płacisz za swoje błędy - podsumował Xavi po porażce.
Nieobecności w Barcelonie to jedno, ale warto skupić się na tych, którzy jednak byli na boisku i przyłożyli rękę do tej klęski. Raphinha rozegrał skandalicznie słaby mecz, marnując właściwie każdą akcję. Franck Kessie pokazał się kilkoma dobrymi zagraniami, żeby później w bezmyślny sposób sprokurować karnego. Linia obrony momentami przypominała Morze Czerwone, które rozstępuje się nie przed Mojżeszem, a przed szarżującymi Viniciusem i Karimem Benzemą. Nie można też przejść obojętnie wokół kolejnego mizernego występu Roberta Lewandowskiego w tym roku. Gdy już wydawało się, że Polak wróci do formy napędzony dubletem w ostatniej kolejce ligi hiszpańskiej, on znów rozegrał bardzo słabe zawody. Nie dał wiele w ataku, a jeszcze mniej w rozegraniu. Nie stwarzał zagrożenia poza jednym strzałem, który zakończył się bramką, ale dla Realu po szybkim kontrataku.
Teraz obie drużyny czeka zupełnie różna końcówka sezonu. Barcelona tak naprawdę musi już tylko dbać o to, aby w miarę regularnie punktować i prędzej czy później przypieczętować mistrzostwo. Z kolei Real może skupić się na tym, co kocha najbardziej, czyli kolejnych wieczorach z Ligą Mistrzów. Tak spektakularny triumf w El Clasico na pewno jeszcze uskrzydli piłkarzy Ancelottiego, którzy mają chrapkę na zdobycie 15. Pucharu Europy. A wczorajszy mecz udowodnił, że wtorki i środy to dni, kiedy “Królewskich” właściwie nie da się pokonać. Można tylko zaakceptować ich wyższość.

Przeczytaj również