Gwiazdor wraca do Polski. Tak radził sobie ostatnio. Został tam najlepszym strzelcem
Wraca nad Wisłę jak bumerang. Carlos Lopez, znany jako Carlitos, rozpoczyna właśnie trzeci w swojej karierze rozdział na polskich boiskach. Co działo się z nim przez ostatnie lata? W jakiej formie przychodzi do Wieczystej Kraków? Sprawdzamy.
Minęło zaledwie kilka godzin od zakończenia finałowej rywalizacji w barażach o awans do Betclic 1 Ligi, a zwycięska w nich Wieczysta Kraków już potwierdziła transferową bombę. Do drużyny dołączył Carlitos Lopez, były król strzelców Ekstraklasy, w przeszłości gracz Wisły i Legii.
Świetny czas w Wiśle, słodko-gorzki w Legii
Sympatykom naszej rodzimej piłki Hiszpana nie trzeba chyba szczególnie przedstawiać. W sezonie 2018/19, pierwszym na polskich boiskach, Carlitos robił w koszulce krakowskiej Wisły prawdziwą furorę. Obrońcami rywali kręcił jak tyczkami, strzelał gole z niemal każdej pozycji, z rzutów wolnych ładował po okienkach. Z dorobkiem 24 bramek został wówczas królem strzelców Ekstraklasy.
Parol na urodzonego w Alicante napastnika zagięła wtedy Legia Warszawa, w której barwach Hiszpan zaliczył potem dwa epizody. Ten pierwszy, bardziej udany, kończył po nieco ponad roku, mając na koncie 53 mecze, 21 goli, siedem asyst i mistrzostwo Polski. Wrócił trzy lata później, ale był już tylko cieniem samego siebie. Przez cały sezon 2022/23 trafił do siatki tylko czterokrotnie, z czego zaledwie raz w Ekstraklasie. Przegrywał rywalizację o miejsce w składzie, grał głównie jako zmiennik, momentami - także przez kontuzje - nie był nawet do dyspozycji trenera.
Mogło się wówczas wydawać, że coraz starszy Carlitos do końca kariery będzie już raczej na równi pochyłej. Nic bardziej mylnego. Hiszpan kolejny raz ruszył do Grecji, gdzie znów poczuł się jak ryba w wodzie. Już wcześniej, między okresami spędzonymi w Legii, dobrze radził sobie jako gracz Panathinaikosu. Tym razem odpalił natomiast w zdecydowanie mniej renomowanym zespole - PAS Lamia.
Grecja mu sprzyja, Kazachstan niekoniecznie
O tym, jak kapitalny start zaliczył tam Carlitos, dobrze może świadczyć fakt, że po 10 kolejkach Hiszpan był liderem klasyfikacji kanadyjskiej ligowych rozgrywek. Potem trochę spuścił z tonu, ale do końca lutego i tak uzbierał aż 10 trafień w 22 meczach, stając się… najlepszym strzelcem w historii występów PAS Lamia na najwyższym poziomie rozgrywkowym.
Kto wie, może gdyby Hiszpan został wtedy w drużynie do końca kampanii 2023/24, powalczyłby nawet o tytuł króla strzelców. On jednak zimą skusił się na lukratywną ofertę od kazachskiej Astany. Pisaliśmy wówczas tak:
- Doświadczony napastnik w Kazachstanie otrzyma dobre warunki finansowe. Jego dwuletni kontrakt będzie wart w sumie 1,4 mln euro. W Grecji zarabia dwa razy mniej.
Carlitos ostatecznie nie wypełnił jednak umowy. Ba, w klubie z Kazachstanu wytrzymał… trzy miesiące. Zagrał w zaledwie trzech meczach, na murawie spędził 171 minut, po czym na własną prośbę rozwiązał kontrakt. W oficjalnym komunikacie klubu można było przeczytać o powodach takiej decyzji.
- Carlitos nie był w stanie w pełni dostosować się do specyfiki kazachskiej piłki i dlatego poprosił o zwolnienie z umowy. Klub dziękuje piłkarzowi za krótki okres w Astanie i życzy mu powodzenia w przyszłej karierze - informowała FC Astana.
Momentalnie ruszyła wówczas lawina transferowych newsów z polskimi akcentami. Prezes Wisły Kraków, Jarosław Królewski, przyznawał nawet w tamtym okresie, że Carlitos wyraził chęć powrotu do ekipy “Białej Gwiazdy”. Już wówczas pisano i mówiono też o możliwym zasileniu Wieczystej. Ostatecznie jednak Hiszpan kolejny raz zawitał do Grecji. Po kilku miesiącach bezrobocia zasilił Atromitos Ateny.
Karci byłe kluby
W stolicy Hellady napastnik z Półwyspu Iberyjskiego spędził ostatni rok. Był to dla niego dość słodko-gorzki czas. Początki miał jeszcze niezłe, ale potem grał już coraz mniej. Łapał kontuzje, zaliczył nawet pauzę za czerwoną kartkę. Ostatecznie przez cały sezon spędził na murawie niespełna tysiąc minut. W 22 meczach strzelił pięć goli, z czego aż trzy zanotował przeciwko swojemu byłemu klubowi - PAS Lamia.
Ostatnie kilka miesięcy 35-latka nie napawa optymizmem, bo ostatnią bramkę zdobył on jeszcze w styczniu. Sporo czasu minęło też od meczu, który rozpoczął w podstawowym składzie. Miało to miejsce w lutym. Potem Carlitos był co najwyżej zmiennikiem. W kilku spotkaniach nie powąchał nawet murawy. Mimo to razem z innym byłym legionistą, Makaną Baku, był najskuteczniejszym graczem drużyny w całym sezonie ligowym.
Tak czy siak wydaje się, że jeśli tylko były gwiazdor Ekstraklasy będzie zdrowy, na boiskach Betclic 1 Ligi może robić furorę. Nie tak przecież dawno szalał w greckiej Superlidze. Teraz powinien z dobrej strony pokazać się w nieco mniej wymagającym środowisku.
Dodatkowym smaczkiem będzie niewątpliwie rywalizacja Carlitosa z Wisłą, czyli jego byłym klubem. Niegdyś Hiszpan był prawdziwym idolem trybun przy Reymonta, ale potem podpadł kibicom swoją przeprowadzką do Legii. Raczej nie zostanie więc przyjęty po królewsku. Co z tej perspektywy ciekawe, 35-latek ma smykałkę do karcenia zespołów, które reprezentował w przeszłości. Już jako gracz “Wojskowych” strzelał gole Wiśle, potem w barwach PAS Lamia uprzykrzał życie Panathinaikosowi, a ostatnio reprezentując Atromitos najbardziej upodobał sobie mecze z Lamią.
Wieczysta wkracza natomiast na zaplecze Ekstraklasy i już teraz pokazuje, że chce tam namieszać. Carlitos do pomocy będzie miał najprawdopodobniej choćby Petara Brleka czy Rafała Pietrzaka, których doskonale zna z Wisły, a także Michała Pazdana, kumpla z czasów warszawskiej Legii. Tej ostatniej dwójce lada moment wygasają co prawda kontrakty, ale powinny one zostać przedłużone.
Możemy spodziewać się zresztą, że to nie koniec wzmacniania kadry Wieczystej. Już kilka godzin po wywalczeniu awansu klub informował nie tylko o zakontraktowaniu Carlitosa, ale też Dawida Szymonowicza, byłego gracza takich klubów jak Cracovia, Jagiellonia, Warta Poznań czy Puszcza Niepołomice. Kwestią czasu są pewnie kolejne ogłoszenia, bo beniaminek podchodzi do sprawy ambitnie. Chce zagrać o awans do Ekstraklasy, o czym wprost mówi trener, Przemysław Cecherz.