I znowu żal. Bolesna porażka młodzieżówki. "Nie ma co się oszukiwać"
Reprezentacja Polski do lat 21 przegrała na inaugurację EURO z teoretycznie najsłabszym grupowym rywalem. Nie ma co się oszukiwać - już na samym starcie jej szanse na awans drastycznie spadły, a sam obraz gry z Gruzją pozostawiał wiele do życzenia.
Fani polskiej reprezentacji liczący, że po wylewie “kwasu” podczas zgrupowania dorosłej kadry, podsumowanego fatalną porażką z Finlandią, będą mogli ze spokojem odetchnąć, oglądając pierwszy mecz drużyny U-21 na EURO, niemiło się zaskoczyli. Młodzieżówka też się skompromitowała, turniej zaczynając od porażki 1:2 z Gruzją, odbierającej chyba jakąkolwiek nadzieję na wyjście z grupy.
Smutne otwarcie “last dance”
Jeszcze zanim reprezentacja Polski do lat 21 zaczęła pierwszy od sześciu lat występ na mistrzostwach Starego Kontynentu, z jej obozu nadeszła bardzo ważna informacja. PZPN poinformował, że selekcjoner Adam Majewski przedłużył kontrakt i poprowadzi zespół przez kolejne dwa lata. Taka decyzja stanowiła potwierdzenie wiary w pracę szkoleniowca, którego ekipa wywalczyła awans na tę międzynarodową imprezę.
Zabrzmiało to optymistycznie, szczególnie że pod koniec eliminacji w polskiej drużynie wykreował się trzon składu - i to się potwierdziło, gdy poznaliśmy podstawową jedenastkę na mecz w Żylinie. Od pierwszej minuty oglądaliśmy dobrze znany kręgosłup biało-czerwonych, złożony z Kacpra Tobiasza, Dominika Marczuka, Patryka Pedy, Ariela Mosóra, Arkadiusza Pyrki, Jakuba Kałuzińskiego, Antoniego Kozubala czy Filipa Szymczaka. Majewski nie zaskoczył. I trudno się dziwić, bo zaufał graczom, którzy wywalczyli wyjazd na mistrzostwa na Słowację. Dorzucił do nich m.in. debiutującego, utalentowanego 19-letniego Michała Gurgula, odgrywającego już ważną rolę w Lechu Poznań.
Można było liczyć, że w starciu z Gruzinami ujrzymy “last dance” tej ekipy, zanim rozpocznie się układanie jej na nowo przed nowym cyklem turniejowym. Nie ujrzeliśmy. Ostatni taniec zaczął się od bolesnego zderzenia ze ścianą i porażki 1:2 z Gruzją po golu w końcówce.
Jeden promyk to za mało
Po pierwszej połowie spotkania mogliśmy mieć przebłyski z tego, co ostatnio pokazuje kadra “A”. Było bez wyrazu - przypominały się obrazowe słowa Jacka Laskowskiego o “szczawiowej bez jajka”. Pomimo tego, mecz mógł zostać ustawiony dość szybko. Słupek obijali Mosór i Kozubal. Zabrakło jednak precyzji (lub szczęścia) i nie udało się przejąć kontroli nad boiskowymi wydarzeniami. A Gruzini, choć początkowo nie stwarzali większego zagrożenia, wykorzystali, co mieli.
Na pierwszego gola Nodara Lominadze z 55. minuty udało się jeszcze odpowiedzieć dzięki wywalczonemu przez Mariusza Fornalczyka rzutowi karnemu i bramce Kałuzińskiego. Fakt, że jedyne trafienie przyniósł stały fragment nie był przypadkowy - z otwartej gry Polakom nie udało się bowiem stworzyć większego zagrożenia. Kolejny raz mogliśmy mieć skojarzenia z “pierwszą” reprezentacją: tak, jak ostatnio w mizerii wyróżniał się grający na lewej stronie Nicola Zalewski, tak tutaj praktycznie jedynym promyczkiem nadziei w ataku był ustawiony na tej samej flance Fornalczyk. Jedyny gracz w ofensywie, który wygrał ponad połowę (9/11) swoich pojedynków i starał się robić różnicę.
Po golu na 1:1 Fornalczyk i Mosór nawoływali do skupienia i mentalnego udźwignięcia ciężaru spotkania. I chyba tego zabrakło. Bo o ile udało się jeszcze zagrozić bramce rywali po strzale głową Pedy, o tyle to Gruzini zdołali przejąć kontrolę nad meczem. I ostatecznie dopięli swego. W doliczonym czasie gry, po fatalnym zachowaniu i nieudanym zastawieniu piłki przez Michała Rakoczego we własnej szesnastce, z najbliższej odległości trafił Wasilios Gordeziani.
Winowajca straty gola miał jeszcze szansę odkupić swoje winy, ale niemal w ostatniej akcji meczu nie zdołał pokonać bramkarza rywali. Przegrana 1:2 stanowi smutne podsumowanie bezbarwnego, pomimo solidnej postawy w defensywie, spotkania w wykonaniu biało-czerwonych. Można oczywiście dywagować, czy jeszcze przy stanie 1:1 z boiska z drugą żółtą kartką za odkopnięcie piłki nie powinien wylecieć Giorgi Kwernadze, ale ostatecznie trudno polemizować z faktem, że Polacy nie zrobili wystarczająco dużo, by z czystym sumieniem mówić, że zasłużyli na wygraną.
Awans tylko marzeniem?
To miał być mecz nadziei dla obu zespołów. No i dla Polaków zakończył się właściwie całkowitym pozbawieniem realnych szans na awans do ćwierćfinału. Los, poza Gruzją, skojarzył polską reprezentację U21 z Francją i Portugalią. Obie te drużyny mają w swojej kadrze zawodników wartych w pojedynkę niemal tyle, ile cały 25-osobowy skład biało-czerwonych.
Polska i Gruzja musiały grać o wygraną, bo dla obu tych drużyn było to starcie z tym najłatwiejszym rywalem. Przeciwko Francuzom i Portugalczykom faworyt będzie tylko jeden. Trzy punkty na otwarcie, w starciu niżej notowanych ekip, stanowiłyby więc wartościową zaliczkę. Jeśli uda się coś ugrać z wyżej jednym z faworytów (ci zaliczyli remis 0:0 w bezpośrednim meczu), można mierzyć w 1/4 finału. Niestety - po porażce na otwarcie Polacy są w fatalnej sytuacji.
Szykuje się dobrze znany polskim kibicom schemat. Po meczu otwarcia nadchodzi mecz o wszystko - tym razem z na papierze zdecydowanie mocniejszym przeciwnikiem. Po tak rozczarowującym otwarciu pozostaje tylko spróbować poprawić nastroje i zaprezentować się z lepszej strony. Bo w tym momencie nie ma już chyba czego oczekiwać - kluczowy, najważniejszy mecz, który musiał zostać wygrany, zakończył się niestety porażką. Od początku zakładaliśmy, że podopieczni Adama Majewskiego już nic nie “muszą”. Dlatego po takim otwarciu trudno mieć wygórowane oczekiwania.
Z pozytywów: niewiele pozostaje do stracenia.