Jerzy Brzęczek zmarnował świetną szansę. Napastnicy w kryzysie, a i tak oglądamy te same twarze

Jerzy Brzęczek zmarnował świetną szansę. Napastnicy w kryzysie, a i tak oglądamy te same twarze
MediaPictures.pl/Shutterstock
Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik, Krzysztof Piątek. Jeszcze dwa lata temu w Polsce trwała debata, czy warto umieszczać trzech środkowych napastników w składzie reprezentacji. Dziś sytuacja odwróciła się o 180 stopni. Poza snajperem Bayernu nikt nie gwarantuje jakości. Jerzy Brzęczek musi zacząć eksperymentować.
Za sprawą koronawirusa oraz książki autorstwa Małgorzaty Domagalik, nasz selekcjoner nie ma w ostatnim czasie łatwego życia. A powołania na obecne zgrupowanie kadry to kolejna okazja do wrzucenia kamyczka do ogródka byłego trenera Wisły Płock. Personalne zestawienie formacji ataku wygląda karykaturalnie. Oczywiście, mamy najlepszego zawodnika Europy, Roberta Lewandowskiego, ale ewidentnie brakuje mu solidnego partnera czy też zmiennika z przodu.
Dalsza część tekstu pod wideo
Arkadiusz Milik spędzi minimum najbliższe trzy miesiące na trybunach. Z kolei Krzysztof Piątek miewa przebłyski w Berlinie, ale jednocześnie już przegrywa rywalizację z nowym snajperem Herthy, Jhonem Cordobą. Trzeba rozglądać się za innymi rozwiązaniami, bo na neapolitańsko-berlińskim duecie w postaci backupów dla “Lewego” daleko nie zajedziemy.

Rzut oka za ocean

Z pewnością ciekawe alternatywy na pozycji “dziewiątki” kryją się w lidze MLS. Ostatnio pisaliśmy o fenomenie Kacpra Przybyłko, który uporał się z kontuzjami i znajduje się w doskonałej formie strzeleckiej. A 27-latek to przecież nie jedyny warty sprawdzenia przedstawiciel amerykańskiej, futbolowej polonii. Na szansę od Brzęczka nieprzerwanie czeka także Jarosław Niezgoda.
Osiemnaście spotkań w Ekstraklasie i czternaście trafień. Kolejne cztery gole strzelone już w Stanach Zjednoczonych. Oto bilans byłego napastnika Legii Warszawa z ostatniego sezonu. Mówimy tu o zawodniku, który na naszym podwórku wpisywał się na listę strzelców średnio w co drugim spotkaniu w karierze. A przecież niejednokrotnie pełnił tylko funkcję “jokera”, asa z ławki rezerwowych. Kat z polskich boisk zdecydowanie zasługuje na możliwość pokazania się w narodowych barwach. Ile można czekać?
- Nie myślę o reprezentacji. Przed wyjazdem na mundial do Rosji był temat, ale wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Dziś patrzę na to dojrzalej i koncentruję się na najbliższym meczu - mówił Niezgoda w wywiadzie dla “Przeglądu Sportowego”.
Rozmowa ta odbyła się jeszcze przed jego transferem do Portland Timbers. Wtedy napastnik znajdował się w perfekcyjnej formie. Strzelał właściwie każdemu, ale Jerzy Brzęczek go nie powołał. Nikt się nie odezwał. Zresztą Przybyłko również zaznaczył, że sztab kadry się z nim nie kontaktował. Przy obecnej klęsce nieurodzaju w ofensywie dziwi fakt, że selekcjoner konsekwentnie ich omija. A w USA jest jeszcze zdolny Adam Buksa. Zaś Jarosław Niezgoda ma już 25 lat i wciąż czeka na debiut w seniorskiej reprezentacji. Przy takim nastawieniu trenera chyba się na razie niestety nie doczeka.

Nosił Wilczek razy kilka

Kamil Wilczek to kolejny niezrozumiale pominięty snajper wśród powołanych na - tu słowo-klucz - m.in. mecz towarzyski z Finlandią, stanowiący poligon doświadczalno-eksperymentalny. 32-latek ostatnią szansę gry z orzełkiem na piersi otrzymał jeszcze za kadencji Adama Nawałki. A to snajper absolutnie wyróżniający się pod względem konsekwencji, regularności strzeleckiej. Wystarczy spojrzeć na liczby:
  • Sezon 2020/21 - 5 bramek (w siedmiu meczach)
  • Sezon 2019/20 - 21 bramek
  • Sezon 2018/19 - 27 bramek
  • Sezon 2017/18 - 21 bramek
  • Sezon 2016/17 - 19 bramek
Ktoś powie, że to “tylko” wyniki z ligi duńskiej, ale trzeba zauważyć, że rozgrywki Superligaen plasują się na 14. lokacie w rankingu UEFA. Ekstraklasa zajmuje miejsce nr 30. W eliminacjach Ligi Europy Wilczek zanotował 11 goli i 6 asyst na przestrzeni 26 spotkań. Ostatnio jego były klub, Piast Gliwice, na własnej skórze przekonał się o jakości polskiego bombardiera.
Oczywiście, nie jest to gracz młody ani perspektywiczny, wręcz przeciwnie, lecz warto dać szansę komuś, kto od lat trzyma wysoki poziom. Nie zacina się (wyjątek - pół roku w Turcji), co stanowi podstawę rzetelnej oceny napastnika. Nawet mimo zmiany klubu i powszechnej nienawiści ze strony kibiców Broendby, Wilczek robi swoje. Wychodzi na murawę, strzela raz, drugi i w swojej lidze plasuje się w czołówce. Kadry nie zbawi, ale przy takich problemach mógłby być opcją z ławki.

To nie wszystko

O ile Wilczek byłby opcją krótkotrwałą, o tyle do dyspozycji Brzęczka są jeszcze dwaj 23-latkowie, Dawid Kownacki i Karol Świderski. Zacznijmy od napastnika Fortuny, którego rozwój mocno wyhamował w ostatnim czasie. MIał sporo kłopotów. Wielomiesięczna seria bez zdobytej bramki, spadek z Bundesligi, a w międzyczasie urazy uda, kolana i zakażenie koronawirusem. Wielu już postawiło krzyżyk na wychowanku “Lecha”. Zbyt pochopnie. “Kownaś” wrócił do gry z przytupem.
- Dawid nie może na siebie wywierać zbędnej presji. Bramka z Wuerzburgiem wiele dla nas znaczyła. Będzie ważnym elementem składu przez cały sezon - zapowiedział trener Uwe Roesler.
Pasmo kontuzji i sinusoidalna forma Kownackiego być może zniechęcają, ale to wciąż stosunkowo młody zawodnik. Jeśli Brzęczka nie przekonują występy na zapleczu niemieckiej ekstraklasy, powinien przynajmniej powołać rówieśnika “Kownasia”, czyli Świderskiego. 23 lata, perfekcyjnie ułożona lewa noga, dryg, technika, naturalna bezczelność. Coś, czego brakuje w repertuarze większości polskich graczy. Jasne, nie jest to Arkadiusz Milik 2.0, chociaż styl obu panów zawiera mnóstwo podobieństw, jednak na ten moment lepiej postawić na napastnika w dobrej dyspozycji, grającego może i niewiele, ale regularnie - “Świderek” wchodzi na boisko właściwie w każdym spotkaniu PAOK-u Saloniki.
Problem polega na tym, że my możemy dywagować, a finalnie otrzymujemy na papierze to, co wymyśli Jerzy Brzęczek. Przed “Biało-Czerwonymi” aż trzy mecze na przestrzeni tygodnia - pierwszy już dziś wieczorem - i nawet taki natłok spotkań nie skłonił selekcjonera do podjęcia choćby minimalnego ryzyka. Postawienia na jedno ofensywne nazwisko inne niż dotychczas.
Czy tak wiele kosztowałoby Brzęczka, gdyby w sparingu z Finlandią wypuścił w bój duet Świderski-Lewandowski czy Niezgoda-Lewandowski? Albo Świderski-Niezgoda etc. Czy to gwarancja bardzo wysokiego poziomu? Nie, ale czy Piątek albo Milik są aktualnie w stanie go zapewnić? Obaj przeżywają kryzys. To już nie jest rok 2018, gdy snajperzy śrubowali statystyki i mieli Serie A u stóp. Zmieniają się czasy, zmieniają okoliczności, a Jerzy Brzęczek wciąż stawia na te same nazwiska. Mecze towarzyskie powinny być poligonem doświadczalnym i testem nowych twarzy.
Zachwycamy się Robertem Lewandowskim, wyliczamy jego rekordy, jednak wszyscy dobrze wiemy, że nasza reprezentacja potrzebuje minimum dwóch strzelb z przodu. Pod względem całej otoczki, Piątkowi i Milikowi na dziś bliżej do porównań z pistoletem na wodę. Czasu do mistrzostw Europy coraz mniej. Idealna okazja na eksperymenty nadarzyła się podczas tego zgrupowania. Niestety ją zmarnowano.

Przeczytaj również