“Jeszcze raz powiesz na boisku tato, to masz kopa”. Gdy ojciec gra z synem w jednej drużynie

“Jeszcze raz powiesz na boisku tato, to masz kopa”. Gdy ojciec gra z synem w jednej drużynie
Twitter
Miłość do futbolu bardzo często zostaje w rodzinie. Przechodzi z ojca na syna, ze starszego brata na młodszego. Jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Wielu świetnych zawodników swoje pierwsze piłkarskie szlify zbierało więc po prostu w rodzinnym domu. Obijało kwiaty i drzewa we własnym ogrodzie, gdzie tata montował imitacje bramek. Czasami nie musiał, bo wystarczyło strzelać między jedną i drugą tuję. My dziś przyjrzymy się znanym ojcom i synom, którzy nie tylko zgodnie zostali piłkarzami, ale też… zagrali w jednej drużynie. W tym samym meczu.
Nie ma tych przykładów niestety zbyt wiele. Owszem, gdybyśmy zagłębili się w mecze polskich okręgówek, to pewnie lista byłaby dużo bardziej rozbudowana. Może podobnie byłoby, gdyby zajrzeć gdzieś do niższych lig na drugim końcu świata.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wolimy przedstawić Wam jednak takie nazwiska, które powinniście kojarzyć.

Rivaldo i Rivaldinho

Tego pierwszego chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Legendarny Brazylijczyk długo nie miał zamiaru zawieszać butów piłkarskich na kołku. W 2015 roku postanowił wrócić na murawę po kilkunastu miesiącach przerwy od grania, przywdziewając koszulkę Mogi Mirim, drużyny rywalizującej wtedy w drugiej lidze brazylijskiej.
Piłkarzem tego samego klubu był wtedy jego syn, Rivaldinho, dziś grający w rumuńskim FC Viitorul. Obaj Panowie nie tylko grali razem, ale nawet strzelili gole w tym samym meczu. Ich zespół pokonał Macae 3:1, rzut karny pewnie wykorzystał starszy z rodu, a młodszy dołożył dwa pozostałe trafienia. Rivaldo miał wtedy 43 lata. Jego syn 20.

Arnór Guðjohnsen i Eiður Guðjohnsen

Dwie legendy islandzkiej piłki. Obaj zrobili duże kariery, chociaż młodsi kibice na pewno bardziej kojarzą syna, który reprezentował m.in. barwy Chelsea czy FC Barcelony. Senior z kolei ma na swoim koncie występy w takich klubach jak Anderlecht i Bordeaux.
W 1996 roku reprezentacja Islandii mierzyła się w towarzyskim meczu z Estonią. Podczas drugiej części gry doszło do historycznej sytuacji. Eiður wszedł na murawę, zmieniając swojego ojca.
Gudhjonsen
YouTube

Henrik Larsson i Jordan Larsson

Na pewno dobrze kojarzycie Henrika Larssona. Szwedzki napastnik pograł swoje choćby w Celtiku, Barcelonie czy Manchesterze United. Aż 104 razy wystąpił też w reprezentacji kraju, strzelając 37 bramek. W 2009 roku zakończył karierę, ale jak się okazało, w rzeczywistości jeszcze raz miał okazję zagrać w oficjalnym spotkaniu. Gdy kilka lat później był członkiem sztabu szkoleniowego czwartoligowego Hogaborgs FK, którego jest wychowankiem, w zespole posypały się kontuzje. Larssona włączono więc do kadry meczowej, a podczas spotkania z Tenhults IF zameldował się na boisku w końcowych minutach.
Na murawie spotkał swojego wówczas 15-letniego syna, Jordana, który w dodatku strzelił jedną z bramek, a ich drużyna wygrała 4:2. - Jestem dumny. To rzadki luksus, gdy można zagrać w jednej drużynie razem ze swoim synem - mówił po meczu starszy z rodu.

Aleksey Eremenko Sr i Roman Eremenko

Bardziej kojarzyć możecie pewnie Romana, bo do dziś występuje on na niezłym poziomie, grając w rosyjskim FK Rostow. W przeszłości przywdziewał też barwy Dynama Kijów, Rubina Kazań czy CSKA Moskwa. Doszło do tego już ponad 70 spotkań rozegranych dla reprezentacji Finlandii. Swoje pierwsze piłkarskie kroki Eremenko stawiał w rodzimym FF Jaro, gdzie z kolei przygodę z piłką kończył w podobnym czasie jego ojciec. Panowie mieli więc okazję rozegrać wspólnie całkiem sporo spotkań.
Aleksey Eremenko Sr zdecydowanie też ma co wspominać. Podobnie jak syn, większość kariery spędził w Rosji, grając m.in. dla moskiewskich klubów - Spartaka, Dynama i Torpedo.

Stanisław Terlecki i Maciej Terlecki

Przenosimy się na polskie podwórko, biorąc pod lupę dwóch reprezentantów Polski. Zdecydowanie większa karierę zrobił Stanisław, który z orzełkiem na piersi zagrał 29 spotkań, a podczas swojej przygody z piłką reprezentował m.in. Legię, ŁKS, Polonię Warszawa i kilka klubów z USA. W zespole “Czarnych Koszul” grał już niemal na sam koniec swojej kariery, spotykając tam wówczas swojego syna.
Maciej Terlecki uważany był za wielki talent. W 1993 roku poprowadził reprezentację Polski U16 do tytułu najlepszej drużyny w Europie. Chwilę wcześniej, stawiając swoje pierwsze piłkarskie kroki w Polonii, miał okazję wystąpić w jednym spotkaniu ze swoim ojcem. Grające wtedy na zapleczu Ekstraklasy “Czarne Koszule” wygrały z Borutą Zgierz 3:1, a kibice mogli oglądać w akcji dwóch Terleckich.

Dariusz Pawlusiński i Dawid Pawlusiński

Starszego z rodu kojarzycie pewnie przede wszystkim z Cracovii i Termaliki. Przez ostatnie lata Pawlusiński reprezentuje już barwy grającej obecnie w lidze okręgowej Unii Turza Śląska, gdzie ma okazję dzielić szatnię ze swoim synem, Dawidem.
- Nigdy mi na myśl nie przyszło, że zdarzy się, iż będę dzielił szatnię z tatą. Gdy miałem 10-12 lat, na boisku Cracovii podawałem mu piłki. Życie potoczyło się tak a nie inaczej i jestem szczęśliwy z tego powodu - mówił jakiś czas temu Pawlusiński junior w wywiadzie z “WP Sportowe Fakty”.
Były zawodnik “Pasów” wspomina natomiast dość… specyficzne początki ich wspólnej gry.
- Dawid nie wiedział, jak do mnie się zwracać. W pierwszych meczach krzyczał do mnie: "Tato, podaj!", "Tato, jestem!" Podszedłem do tego z uśmiechem, ale powiedziałem mu krótko, że jak jeszcze raz powie do mnie na boisku "tato", dostanie kopa - wspomina.
***
Dominik Budziński

Przeczytaj również