Kiwior długo był solidny. I nagle to jedno, feralne podanie! "Poważna rysa"

Kiwior długo był solidny. I nagle to jedno, feralne podanie! "Poważna rysa"
screen
Mateusz - Hawrot
Mateusz HawrotWczoraj · 23:30
Jakub Kiwior długo był jednym z najpewniejszych punktów Arsenalu przeciwko PSG, ale w kluczowym momencie dorzucił się do prezentu, który rywale zamienili na gola. Nie czyni to z niego jednak winowajcy porażki. Całym dwumeczem w półfinale Ligi Mistrzów może i niewiele zyskał, natomiast niewiele stracił.
Jakub Kiwior znalazł się oczywiście w podstawowym składzie Arsenalu na rewanżowy mecz półfinału Ligi Mistrzów z PSG. Gabriel Magalhaes nie zagra do końca sezonu, a Polak jak dotąd doskonale wszedł w jego buty i udowodnił, że Mikel Arteta może na niego liczyć. Hiszpan mówił zresztą na konferencji w Paryżu:
Dalsza część tekstu pod wideo
- Kiwiorowi należy się wielkie uznanie. Przez wiele miesięcy nie grał zbyt wiele, a nagle został rzucony w najtrudniejsze warunki i na najwyższy poziom. Grał przeciwko najlepszym przeciwnikom, podczas gdy nie miał fizycznego rytmu oraz pewności siebie. Myślę, że był wyjątkowy.

1-45. Bez fałszywych ruchów

Arsenal mocno wszedł w mecz rewanżowy. Nie minęło kilka minut, a stworzył sobie trzy dobre sytuacje bramkowe. Gianluigi Donnarumma nie dał się jednak zaskoczyć i znów, tak jak w Londynie, bronił fenomenalnie. Kuba Kiwior pierwszy raz wyróżnił się w piątej minucie, gdy podszedł nieco wyżej na połowę rywala i dobrze ustawiony, ze spokojem interweniował, nie dopuszczając gospodarzy do kontry. Błąd w tych okolicznościach gry sporo by kosztował, ale reprezentant Polski był na posterunku.
Z biegiem czasu PSG otrząsnęło się po słabszym początku. Najpierw Chwicza Kwaracchelia huknął w słupek, a następnie zrobiło się gorąco po zdarzeniu z udziałem Kiwiora i Williama Saliby. Doszło do nieporozumienia przy rozgrywaniu piłki - Francuz zagrywał do Polaka zbyt lekko, poszła groźna kontra, na szczęście “Kanonierów” zmarnowana przez rywali. Trudno tutaj za cokolwiek winić Kiwiora, bo w niegroźnej sytuacji to Saliba niepotrzebnie podał rywalom pomocną dłoń. Przy golu dla PSG polski obrońca także nie zawinił - starał się jeszcze zablokować potężne uderzenie Fabiana Ruiza, lecz piłka wpadła do siatki, jeszcze po uprzednim lekkim rykoszecie.
Do końca pierwszej połowy paryżanie potrafili wykreować kolejne zagrożenie w okolicach bramki Davida Rayi, ale Kiwior nie był zamieszany w sekwencje błędów. Raz przytomnie zatrzymał Kwaracchelię w polu karnym, innym razem dość łatwo nabrał się na zwód Desire Doue, po czym zaasekurował go Myles Lewis-Skelly. Podsumowując, mimo wyniku 0:1 25-latek zanotował solidne 45 minut.

45-90. Feralne podanie-prezent

Druga połowa w wykonaniu Kiwiora była długo podobna do pierwszej, spokojna, z odpowiedzialnością w grze. Tej jednak mu zabrakło w 72. minucie, gdy przez nikogo nieatakowany niechlujnie zagrywał w środku boiska w kierunku Martina Odegaarda. Norweg nie sięgnął piłki, przejęli ją gospodarze i ruszyli z kontrą. Jej finałem był gol na 2:0 autorstwa Achrafa Hakimiego. Można więc i trzeba zganić reprezentanta Polski za niedokładne podanie w centrum boiska. Czy jest głównym winowajcą straty bramki? Gdyby tuż przed polem karnym nie zawalił zagubiony Thomas Partey, Raya nie musiałby wyciągać piłki z siatki. Niemniej, na występie stopera Arsenalu pojawiła się poważna rysa. To on otworzył piłkarzom PSG drzwi, by podwyższyli wynik.
Częściowa rehabilitacja Kiwiora nastąpiła niedługo później, gdy jego kluczowe, mierzone podanie do Leandro Trossarda uruchomiło akcję bramkową Arsenalu. Po tym celnym i przytomnym crossie lewą nogą Belg poradził sobie z Marquinhosem i zagrał w pole karne, gdzie wszystko sfinalizował Bukayo Saka.
Do ostatniego gwizdka Kiwior uniknął błędów, był bardziej aktywny z przodu, natomiast poza jedną zmarnowaną “setką” Saki londyńczycy nie napędzili PSG stracha. Dodajmy też, że tym razem Polak ani razu nie doszedł do klarownej pozycji strzeleckiej po stałych fragmentach gry. Angielskie media wystawiły mu różne noty: goal.com zaledwie “czwórkę”, zwracając uwagę, że wraz z Salibą zawiedli, a football.london “szóstkę”, chwaląc za pierwszą połowę i podkreślając wagę pomyłki przed golem Hakimiego.

Po 90. Bez skreślenia

Arsenal pożegnał się z Ligą Mistrzów po porażce w dwumeczu 1:3. Może żałować zmarnowanych szans i niechlujnej gry w defensywie, chociaż PSG zasłużyło na to, by 31 maja zagrać w finale z Interem. Kuba Kiwior w pierwszym spotkaniu był niezły, solidny (szerzej pisaliśmy o tym TUTAJ) i absolutnie nie odstawał poziomem od przeciwników, robił swoje. O rewanżu jako grze minuta po minucie, ogólnym wrażeniu, długo moglibyśmy napisać to samo, ale nie sposób pominąć kluczową sytuację, która napędziła akcję bramkową gospodarzy. Błąd ten okazał się fatalny w skutkach.
Uczciwie jednak podkreślmy, że są piłkarze będący większym rozczarowaniem rywalizacji z paryżanami. Kiwior nie był bezbłędny, jasne, ale pamiętajmy, z jakiej pozycji startował w kwietniu. Zakopany na ławce, nerwowy, niepewny. Tymczasem tutaj wyszedł na ćwierćfinał, a potem półfinał Ligi Mistrzów i to dźwignął, nie wyglądał jak nieproszony gość, jak zawodnik znacznie słabszy od wszystkich wokół.
Ten dwumecz w żaden sposób nie zmieni sytuacji reprezentanta Polski w klubie, bo nie ma ku temu powodów. Słowa Artety z konferencji dalej mają datę ważności, a okres gry obrońcy odkąd wszedł w miejsce kontuzjowanego Gabriela jest pozytywny. Sporo zyskał, nie pękł na robocie, błysnął z Realem Madryt, trzymał poziom. Pokazał się jako ważny element składu i nawet jeśli latem miałby odejść - co przy tym, jak ceni go hiszpański trener, nie jest przesądzone - to wykorzystał okno wystawowe. A do końca sezonu powinien zaliczyć jeszcze trzy spotkania w wyjściowej jedenastce, w tym z Liverpoolem i Newcastle, czyli rywalami z wysokiej półki.

Przeczytaj również