Kryzys gwiazdy Barcelony. "Duch. Nikt nie wie, co się dzieje"
Zawodzi, nie spełnia oczekiwań, momentami wręcz przeszkadza drużynie. Barcelona ma problem z zawodnikiem, od którego oczekuje się bycia jednym z liderów. Forma Daniego Olmo musi niepokoić mistrzów Hiszpanii.
Tuż przed przerwą reprezentacyjną Barcelona przegrała z PSG i Sevillą. Nie można obwinić za te wyniki tylko jednego zawodnika. Zawiedli prawie wszyscy, jedni mniej, inni bardziej. Zdecydowanie do tej drugiej grupy należy zaliczyć Daniego Olmo, który od kilku tygodni wyróżnia się niemal wyłącznie złymi zagraniami. Pod nieobecność Fermina Lopeza to on miał być najlepszym łącznikiem między środkiem pola i ofensywą. Tymczasem nie tylko nie wypełnia obowiązków, ale momentami wygląda tak, jakby zapomniał o kompletnych podstawach.
Na Ramon Sanchez Pizjuan wymowna była sytuacja, kiedy piłka toczyła się po ziemi, a Hiszpan przyjął ją do góry, zagrywając ręką. Andaluzyjczycy nie dostali w tej sytuacji karnego, ponieważ nie dyktuje się ich za błędy techniczne. Jeszcze do niedawna nikt nie przypuszczałby jednak, że ofensywny pomocnik może zagrać tak źle, nieczysto i niechlujnie. Przyjęcia piłki i gra na małej przestrzeni do niedawna były jego znakiem firmowym. Potrafił, jak mawiają Niemcy, okiwać rywala na podstawce od piwa. Teraz ma trudności z pozornie najprostszymi zagraniami.
- Olmo po raz kolejny zawiódł. Walczy o osiągnięcie wysokiej formy, ale w tym sezonie jest od niej bardzo daleki. Występ z Sevillą wpisał się w poziom, który prezentuje od dłuższego czasu. Hansi Flick zawsze mu ufał, uważa go za najinteligentniejszego gracza w zespole, który potrafi strzelać, asystować i perfekcyjnie operować za klasycznym napastnikiem. Jednak na razie zupełnie tego nie widać. Dostał już sporo minut i szans, a nie widać reakcji - opisał Sergi de Juan z dziennika AS.
Szklana pułapka
Rok temu o Danim Olmo można było pisać w zupełnie innym kontekście. Podczas mistrzostw Europy grał rewelacyjnie, w fazie pucharowej świetnie zastąpił kontuzjowanego Pedriego. Po opuszczeniu RB Lipsk poszedł za ciosem. W debiucie w Barcelonie wszedł z ławki i odmienił losy meczu z Rayo, strzelając zwycięskiego gola na 2:1. W każdym z trzech pierwszych występów dla “Blaugrany” trafiał do siatki. Imponował skutecznością, ale też techniką użytkową, jego kierunkowe przyjęcia potrafiły wyrywać kibiców z foteli. Grał jak pan piłkarz.
W poprzedniej kampanii zanotował 12 goli i siedem asyst, spędzając na murawie 1934 minuty. Kiedy już pojawiał się na murawie, zwykle gwarantował jakość. W tamtym momencie główną przeszkodą była właśnie niedyspozycyjność. Przez różnorakie kłopoty mięśniowe ominął aż 20 spotkań “Dumy Katalonii”, co nieszczególnie mogło kogoś dziwić, jeśli znał historię medyczną. Już w Lipsku dał się poznać jako dość kruchy zawodnik. Podczas czterech pełnych lat w Niemczech tylko raz udało mu się przekroczyć barierę 2000 minut w jednym sezonie.
Kilka miesięcy temu można było krytykować Barcelonę za to, że znajdując się w trudnym położeniu finansowym, wydała 55 mln euro na piłkarza, na którego nie zawsze można liczyć. Przypomnijmy bowiem, że klub musiał dokonać prawdziwej gimnastyki księgowej, aby Olmo w ogóle został dopuszczony do gry. Poprzedniego lata pozbycie się Ilkaya Guendogana i Vitora Roque nie wystarczyło do rejestracji. Stała się ona możliwa wyłącznie za sprawą kontuzji Andreasa Christensena i wpisania nowego nabytku w miejsce Duńczyka. W styczniu pomocnik ponownie został wyrejestrowany i jedynie decyzja Wyższej Rady ds. Sportu uchroniła go od konieczności zmiany barw lub przesiedzenia pół roku na trybunach. “Blaugrana” podjęła to ryzyko, wystawiając się na śmieszność.
- Prawda jest taka, że gdyby nie było mnie w klubie i zobaczyłbym sytuację z Danim Olmo i Pau Victorem, to zastanowiłbym się, czy Barcelona na pewno jest najlepszym wyborem. Rozważyłbym to wszystko i myślę, że inni piłkarze też zwracają na to uwagę. Kiedy sam przechodziłem tutaj, znałem sytuację klubu, musiałem czekać na rejestrację i teraz nie żałuję. Ale mówię, jak to wygląda - powiedział w styczniu Raphinha, cytowany przez ESPN.
Nie do poznania
Dopóki Hiszpan zapewniał gole, asysty i efektowne sztuczki, można było stawać w obronie tego transferu. Chociaż trudno było nie dostrzec, że dokładnie w tym samym okienku Atletico zapłaciło za Juliana Alvareza tylko o 20 mln euro więcej. Skoro Barcelona, nie zważając na dziurę w budżecie, zdecydowała się na transfer gwiazdy, mogła lepiej ulokować zasoby. Dziś Argentyńczyk jest jednym z najlepszych piłkarzy świata, a Olmo już pod koniec minionych rozgrywek zaczął stąpać po równi pochyłej. Choćby w półfinale Ligi Mistrzów zainicjował akcję bramkową Interu.
Ten sezon rozpoczął jako rezerwowy. W pierwszych dwóch kolejkach Flick wolał wystawiać na pozycji numer “dziesięć” Fermina i Raphinhę. W trzeciej serii gier 27-latek dostał szansę, której kompletnie nie wykorzystał. Przeciwko Rayo wsławił się tylko kompletnie niecelnym uderzeniem przy prowadzeniu 1:0. “Barca” mogła strzelić do szatni i być może zapewnić sobie komplet punktów. Ostatnio ten sam zawodnik znalazł się w bardzo podobnych okolicznościach. W starciu z PSG dopadł do piłki w polu karnym, miał mnóstwo czasu, a Lucas Chevalier nie był dobrze ustawiony. Uderzył jednak od niechcenia, pozwalając Marquinhosowi na skuteczną interwencję.
Co najgorsze z perspektywy Barcelony, wspomniane pudła były jedynymi momentami w konkretnych meczach, kiedy dało się zauważyć obecność Olmo na murawie. W pozostałym czasie był kompletnie niewidoczny, niezaangażowany, przypominał ciało obce. Ani nie pomagał w pressingu, ani nie kreował sytuacji Lewandowskiemu czy Ferranowi. Wielokrotnie nie dawał argumentu, aby jakkolwiek go obronić.
- Miał na nodze najłatwiejszą piłkę w karierze, ale posłał piłkę wysoko w niebo. Zawiódł - oceniło Mundo Deportivo po remisie z Rayo. - Dani Olmo zagrał jak duch. W jego zagraniach brakowało jakości, spokoju i powtarzalności - opisał dziennik L'Equipe po meczu z PSG.
- Musi grać znacznie lepiej, aby utrzymać miejsce w składzie. Pozycja, na której gra, wymaga intensywności i chęci. A nie brał udziału w żadnej groźnej akcji - stwierdził kataloński Sport po porażce z Sevillą - Nikt nie wie, co się dzieje z Olmo. Wydaje się, że znika na boisku. Nie oddaje strzałów, nie kreuje gry - dodał portal ElDesmarque.
W przypadku tego piłkarza liczby potwierdzają to, co widzi każdy kibic Barcelony. W poprzednim sezonie zdobył o ponad trzy bramki więcej niż wskazywałby model expected goal, teraz jest 0,7 na minusie. Jego wskaźnik celnych strzałów spadł z 38% do 25%. W minionych rozgrywkach posyłał ponad sześć progresywnych zagrań na 90 minut, teraz mniej niż pięć. Liczba kluczowych podań spadła, a strat wzrosła i to aż do dziesięciu na mecz. Na pytanie, co w tym momencie Olmo wnosi do gry, najlepsza odpowiedź brzmi: nic.
Konieczna konkurencja
Trzeba zastanowić się nad powodami tak gigantycznego regresu. Olmo przypomina bowiem bohaterów filmu Kosmiczny Mecz, którym kosmici odebrali sportowe umiejętności. Odłóżmy jednak na bok wpływ sił nie z tego świata. Być może problem 27-latka dotyczy widocznej zmiany sylwetki. Od momentu przybycia do Barcelony ewidentnie nabrał nieco masy mięśniowej. Nie jest to metamorfoza na miarę Leona Goretzki, który za kadencji Flicka w Bayernie powoli zaczynał przypominać kulturystę. Mimo wszystko “Barca” ewidentnie położyła mocniejszy nacisk na rozwój fizyczny. Na początku roku Mundo Deportivo informowało, że klub pobrał włókna mięśniowe Hiszpana i wysłał do laboratorium w USA, aby lepiej zrozumieć przyczyny skłonności do łapania urazów. Trener Julio Tous miał przygotować specjalny plan treningów wzmacniających. Podobny zabieg zastosowano w przypadku Pedriego, który od ponad roku nie doznał żadnej kontuzji. Olmo też przestał łapać “mięśniówki”, ale, w przeciwieństwie do wychowanka Las Palmas, zatracił pierwiastek magii w grze.
Ważnym elementem może być też poziom konkurencyjności o miejsce w składzie. Na początku rozgrywek Olmo musiał rywalizować z Ferminem, co na obu wpływało pozytywnie. Kiedy Lopez usiadł z Rayo, w następnym meczu skompletował dublet z Valencią. Dani został odesłany na ławkę przeciwko Valencii i Newcastle, po czym z Getafe dał gola i asystę. Był to jego pierwszy i jak na razie jedyny znakomity występ w tym sezonie.
- Potrzebuję minut, żeby złapać rytm i pomóc drużynie. Jestem pewny siebie, to tyczy się całej drużyny, chcemy utrzymać odpowiednią dynamikę - powiedział po triumfie nad Getafe.
W końcówce starcia z “Los Azulones” Fermin doznał kontuzji. Olmo z braku laku po prostu musiał grać w większości kolejnych spotkań. I jak już ustaliliśmy, spisywał się co najwyżej przeciętnie, a zazwyczaj po prostu źle. Teraz rywalizacja na pozycji ofensywnego pomocnika powinna ponownie nabrać rumieńców. Według katalońskich mediów Lopez będzie gotowy do gry przeciwko Gironie tuż po przerwie reprezentacyjnej. To zatem ostatni dzwonek dla byłego gwiazdora RB Lipsk, aby wrócić na właściwe tory. Każdy kolejny słabszy występ prawdopodobnie będzie już równoznaczny z odesłaniem na ławkę.
Patrząc całościowo, dotychczasowy pobyt Olmo w Barcelonie można uznać za nielogiczny. W pierwszym sezonie problemy dotyczyły momentów, kiedy nie mógł grać z powodu kontuzji. Teraz wszystko, co złe, zaczyna się, gdy już pojawia się na murawie.