Legenda burzy swój pomnik. Oburzona nawet prezydent kraju. "Smutna końcówka"

Legenda burzy swój pomnik. Oburzona nawet prezydent kraju. "Smutna końcówka"
Matthew Ashton / AMA / PRESSFOCUS / pressfocus
Piotrek - Przyborowski
Piotrek PrzyborowskiWczoraj · 11:00
Jest najlepszym strzelcem swojej reprezentacji w historii. Bronił barw gigantów europejskiej piłki. Chicharito był w Meksyku kochany i w teorii miał wszystko, aby zostać legendą tamtejszego futbolu. Koniec jego bogatej kariery przebiega jednak w cieniu licznych skandali i co gorsza - sam piłkarz nie jest w tym wszystkim bez winy.
Kiedy na początku ubiegłego roku Javier Hernandez wrócił do Chivas, wielu fanów wierzyło, że to będzie prawdziwy strzał w dziesiątkę. Optymiści, którzy przedstawiali ten transfer jako romantyczny powrót wychowanka na stare śmieci, mieli przecież dla tej teorii całkiem mocne argumenty. Chicharito właśnie w Guadalajarze wypłynął na szerokie wody, które zaprowadziły go do Manchesteru, Madrytu czy Londynu.
Dalsza część tekstu pod wideo
37-latek przez dekadę w Europie uzbierał ponad 200 występów w ligach z TOP5. Wydawało się, że to on zapewni Chivas chłodną głowę w kluczowych momentach i doprowadzi ukochany klub do trofeów. Niestety, ostatecznie zabrakło zarówno pierwszego, jak i drugiego, a scenariusz, który miał być pięknym zwieńczeniem bogatej kariery, przerodził się w prawdziwy koszmar.

Bez zdrowia, to i bez goli

Na przełomie listopada i grudnia Guadalajara grała z Cruz Azul w ćwierćfinale play-offów Apertury, otwierającej części sezonu Ligi MX. Po bezbramkowym remisie u siebie drużyna trenera Gabriela Milito lepiej weszła w rewanż i dwukrotnie wychodziła na prowadzenie. Choć gospodarze za każdym razem wyrównywali, w 86. minucie to Chivas powinni przechylić szalę zwycięstwa na własną korzyść. Po faulu przeciwników w obrębie szesnastki zyskali rzut karny, a do piłki jako ten teoretycznie najbardziej doświadczony podszedł Chicharito. Tyle tylko, że fatalnie przestrzelił, a w doliczonym czasie gry to gospodarze strzelili na 3:2 i tym samym wyrzucili Guadalajarę z walki o tytuł. To spotkanie przelało czarę goryczy odnośnie nadziei kibiców “Rojiblancos” co do powrotu Javiera Hernandeza na Estadio Akron.
- Ten powrót wyglądał po prostu fatalnie. Kiedy Chicharito podpisał umowę z Chivas, wszystko odbyło się z wielką pompą, wszak był to dla niego powrót po wielu latach na sam koniec kariery do ukochanego klubu. Tylko że od początku było sporo wątpliwości i niektórzy uważali, że to już jest gracz po drugiej stronie rzeki. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że przyszedł po pół roku pauzy w wyniku zerwanych więzadeł jeszcze w LA Galaxy, a mówimy tu jeszcze w dodatku o piłkarzu grubo po trzydziestce. Nawet w najgorszych scenariuszach nie przewidywano jednak czegoś takiego - opowiada nam Michał Matlak, ekspert ds. meksykańskiego futbolu.
O tym, jak fatalny był to okres dla doświadczonego piłkarza, świadczą dobitnie liczby. Przez dwa lata w Chivas trafił do siatki zaledwie czterokrotnie. Nie pomógł zespołowi właściwie w żadnym z tych ważnych dla niego momentów. Do tego znacznie więcej czasu niż na boisku spędzał u klubowych lekarzy oraz fizjoterapeutów. W obecnym sezonie rozegrał zaledwie 140 na 1710 możliwych minut. Kompletnie zniknął z radarów, ale jednocześnie Milito musiał wciąż wierzyć w strzelecki instynkt swojego napastnika, skoro to właśnie jego wpuścił na końcówki obu spotkań z Cruz Azul. Niestety po dawnej szybkości i świetnym wykończeniu nie było już śladu.
- W zasadzie to co chwilę łapał kontuzje - czasem krótsze, a innym razem dłuższe i zdrowie zupełnie nie pozwoliło mu na złapanie odpowiedniego rytmu meczowego. Nawet kiedy już grał, to prezentował się poniżej oczekiwań. Notował słabe liczby i po prostu zarówno zdrowotnie, jak i sportowo nie dał rady. Ostatnio coraz częściej nie łapał się nawet do kadry meczowej. Dość gorzko można uznać, że jego największym sukcesem po powrocie do Chivas jest sposób, w jaki zaopiekował się młodym Hormigą Gonzalezem, który jest obecnie jedną z największych nadziei meksykańskich kibiców, a niedawno zadebiutował nawet w reprezentacji - dodaje nasz rozmówca.

Cień na boisku, gwiazda w sieci

Podczas gdy powoli gasła boiskowa gwiazda Javiera Hernandeza, znacznie więcej szumu zaczął generować swoją osobą poza stadionami. Wielu uważa, że winę za ten stan rzeczy ponosi Diego Dreyfus, jego trener rozwoju osobistego. Obaj panowie poznali się w okolicach 2017 roku i z czasem stworzyli ze sobą silną więź. Powstała nawet seria vlogów, w których piłkarz wraz ze swoim mentorem, a także ówczesną żoną Sarah Kohan, prezentowali kulisy ich wspólnego życia. Piłkarz stał się zresztą ogólnie dużo aktywniejszy w sieci, bo założył również kanały na Twitchu i YouTube, gdzie dał się poznać jako fan gier komputerowych. Nawiązanie współpracy z Dreyfusem przez wielu kibiców Guadalajary uważane jest za kluczowy moment przemiany ich idola.
- W ostatnich latach o Chicharito znacznie częściej pisano niestety w kontekście głównie pozasportowym. W Meksyku panuje powszechna opinia, że od kiedy zaczął współpracować z Dreyfusem, stopniowo przeobraził się z lekko nieśmiałego, sympatycznego gościa, który był idolem kibiców, w człowieka, który wydaje się bardziej pewny siebie, ale przy tym także zarozumiały, a czasem wręcz bezczelny czy arogancki. Taki był przynajmniej jego odbiór po serii wywiadów czy wpisów w mediach społecznościowych - mówi Matlak.
Szczególnie sporo kontrowersji wywołały jego wypowiedzi w sieci na temat roli kobiet w społeczeństwie. W lipcu piłkarz opublikował na Instagramie wideo, którym wywołał ogromny skandal w całym kraju. Zawodnik wyznał w nim, że jego zdaniem kobiety wykorzeniają męskość i nawoływał, aby panie nie bały się pozwolić, by prowadził je mężczyzna. Jego słowa spotkały się ze sporą krytyką w Internecie, a publicznie zbeształa go nawet prezydent Meksyku, Claudia Sheinbaum. Sprawy bez reakcji nie pozostawił też tamtejszy związek piłkarski, który ukarał Chicharito grzywną.
- Musimy pamiętać o tym, że choć sportowo Chicharito już od dawna był cieniem samego siebie, to jednak w jego ojczyźnie zna go dosłownie każdy, więc sytuacja, w której postać takiego kalibru nawołuje, aby kobiety lepiej zajęły się domem, musiała odbić się szerokim echem. Zresztą tych uwag wobec Hernandeza było w ostatnim czasie dużo więcej. Niedawno władze Guadalajary ukarały go karą finansową, ponieważ jako jedyny piłkarz nie przyszedł przebrany na klubowe Halloween. Pozaboiskowe zachowania przyćmiły jego grę, chociaż o to trudno nie było - opowiada Matlak.

Wielki klub, małe sukcesy

Całe zamieszanie wokół Chicharito wreszcie nie było też na rękę samej Guadalajarze. Klub od lat cierpi z powodu braku sukcesów. Jego złoty okres przypadł na lata 50. i 60., ale kiedy w 2002 roku przejął go Jorge Vergara, wydawało się, że te naprawdę dobre czasy dopiero nadejdą. Właściciel firmy Omnilife miał wielkie plany, lecz te zostały zrealizowane tylko do pewnego stopnia. Jedyną udaną kadencją była ta trenera Matiasa Almeydy, który w latach 2015-2018 wygrał z Chivas pięć trofeów, w tym ligę i Ligę Mistrzów CONCACAF. Kibice “Rojiblancos” mogą szczycić się tym, że w ich zespole występują wyłącznie meksykańscy piłkarze (a przynajmniej zawodnicy z paszportem tego kraju), ale w Guadalajarze wszyscy liczyli, że wraz z przyjściem Chicharito nadejdą też wreszcie realne osiągnięcia na boisku.
- Po śmierci Jorge w 2019 roku władzę w klubie przejął jego syn Amaury, prywatnie zresztą przyjaciel Chicharito. Chivas mają mocne struktury, świetną akademię i infrastrukturę. Tylko ich głównym problemem jest niestabilność projektów. Co chwilę zmieniają się trenerzy i dyrektorzy sportowi. Jorge Vergara słynął ze sporej porywczości. Kiedyś zatrudnił Johana Cruijffa jako szefa całego projektu sportowego i pościągał holenderskich trenerów, żeby po kilku miesiącach się z tego zupełnie wycofać. Za panowania Amaury’ego jest trochę spokojniej. Niedawno całkiem nieźle wyglądała hiszpańska koncepcja prowadzenia klubu, kiedy dyrektorem sportowym był Fernando Hierro, a trenerem Veljko Paunović. Zespół dotarł wtedy nawet do finału ligi, ale potem Hiszpan postanowił odejść do Arabii Saudyjskiej i w klubie znów wszystko się posypało - zauważa Matlak.
Aktualnie trenerem “Rojiblancos” jest Gabriel Milito. Były reprezentant Argentyny, który jako piłkarz występował w m.in. Realu Saragossa czy Barcelonie, stery na Estadio Akron objął w maju. Póki co jego kadencja jest oceniana całkiem pozytywnie. Zespół znów budzi spore nadzieje. Kibice w Guadalajarze liczą, że w drugiej części sezonu uda się poprawić wynik z Apertury i ich ulubieńcy zajdą jeszcze dalej niż do ćwierćfinału play-offów. Ewentualne przyszłe sukcesy Chivas nie będą już jednak dziełem Chicharito. Kontakt 37-latka wygaśnie wraz z końcem tego roku i klub w czwartek ogłosił, że nie zostanie przedłużony.
- Obie strony przyjęły to rozstanie ze sporą ulgą. Chicharito pewnie poświęci się teraz działalności medialnej czy jak kto woli celebryckiej. Może występować w Kings League, spełniać się w roli komentatora czy streamować gry. To przecież właśnie głównie tym zajmował się w ostatnich latach. Cały czas ma wielki kapitał marketingowy. Może zostanie zorganizowany jakiś reprezentacyjny mecz pożegnalny, chociaż na razie nie ma na to raczej perspektyw. To generalnie bardzo smutna końcówka pod względem sportowym. Wydaje się, że już powrót do Chivas był trochę wymuszony. Miało być piękne spięcie bogatej kariery. Sęk w tym, że sam piłkarz był już raczej myślami dawno po niej - podsumowuje Matlak.

Przeczytaj również