Legia podjęła decyzję. Rywale się ucieszą, degrengolada klubu postępuje

Legia podjęła decyzję. Rywale się ucieszą, degrengolada klubu postępuje
Wojciech Dobrzynski / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiDzisiaj · 16:40
Legia coraz mocniej zatapia się w bagnie kryzysu. Gdy myślano, że już dobiła do dna, zdołała dotrzeć dalej. Obecnie znajduje się na poziomie zasłużonej przegranej z Termalicą, ale niewiele wskazuje na to, aby stołeczni mieli się zatrzymać. Wpadli bowiem na kapitalny pomysł dotyczący stanowiska trenera.
Legia leży. Chociaż dokonano ruchów odważnych, a nawet głośnych - za takie należy traktować sprowadzenie Frediego Bobicia - to znów nie przyniosły one oczekiwanego rezultatu. Dariusz Mioduski ma problem z dobraniem odpowiednich współpracowników i kolejny raz widzimy tego efekty. Pod koniec swojej kadencji Jacek Zieliński był bezkompromisowo krytykowany, toteż stracił pracę. W miejsce byłego dyrektora sportowego ściągnięto Michała Żewłakowa i Bobicia właśnie. Na ten moment duet przechodzi bardzo negatywną weryfikację.
Dalsza część tekstu pod wideo
To, jak dane ruchy wyglądają na papierze, oczywiście jest ważne. Na tej podstawie ocenia się wiele transferów w momencie ich realizacji, ale ma to bardziej zastosowanie w przypadków mediów niż klubów. Na tych drugich spoczywa większa odpowiedzialność za wydane pieniądze, więc i analiza musi być znacznie, znacznie szersza. O ile zatem chwalenie Legii za letnie okienko wydawało się zasadne, o tyle z perspektywy czterech miesięcy widać, że nie miało wiele wspólnego z rzeczywistością. Większość ruchów dokonanych przez stołecznych wypada źle, część nawet - z Miletą Rajoviciem na czele - fatalnie.
Podsumowaniem klęska z Termalicą, która, jak Artur Jędrzejczyk słusznie zauważył w swej wypowiedzi wypełnionej wieloma demagogicznymi wnioskami, była zasłużona. Beniaminek wyglądał lepiej, oddał więcej celnych strzałów, nawet prozaiczne xG miał na wyższym poziomie. Legia, mając w wyjściowym składzie pięciu nowych zawodników i grając u siebie, nie potrafiła zatrzymać jednej z najsłabszych drużyn bieżącego sezonu.
To rzutuje nie tylko na ocenę piłkarzy, ale cały klub. Klub stopniowo pogrążający się w przeciętności. Legia od czterech sezonów nie zdobyła mistrzostwa i teraz też nie zdobędzie. Legia w poprzednim sezonie nie załapała się na podium i teraz też wiele wskazuje na to, że się nie załapie. Może ją wprawdzie uratować wyraźne spłaszczenie tabeli ligowej, ale sam fakt, że "Wojskowi" muszą liczyć na takie rzeczy, jest dość wymowny. Jak podchodzić do tematu inaczej? Gołym okiem widać, że z obecną kadrą zarządzającą (a już na pewno podejmującą takie decyzje) warszawiacy nie odzyskają dawnej renomy.
Sumą wszystkich grzechów popełnianych przez włodarzy Legii jest zamieszanie związane z obsadą stanowiska trenera. Edwarda Iordanescu pożegnano jeszcze w październiku i zaraz potem pojawił się temat Nenada Bjelicy. Ale pomysł zatrudnienia Chorwata nie spotkał się z aprobatą kibiców, czemu trudno się dziwić, jeśli spojrzymy na ostatnie wyniki 54-latka. Od kilku dni nie mówi się więc o rychłym ściągnięciu Bjelicy, ale o pomyśle jeszcze bardziej kuriozalnym, chociaż już wdrożonym. Mówi się bowiem o szansie dla Inakiego Astiza.
Legia dotarła do momentu, w którym postanowiła zostać fundacją dobroczynną, spełniającą marzenia. Astiz nie dał przecież żadnych podstaw ku temu, aby powierzyć mu opiekę nad zespołem w dłuższym wymiarze niż to absolutnie konieczne. Tymczasem obecnie dominuje narracja, że Hiszpan zostanie na stanowisku nawet do końca 2025 roku. Absolutne szaleństwo, zwielokrotnione jeszcze przez dotychczasowe spotkania pod wodzą 42-latka. Jego Legia wyratowała jakoś remis z Widzewem (1:1), a później przegrała z Celje (1:2) i Termalicą (1:2).
O efekcie nowej miotły nie mogło być jednak mowy, bo Astiz pomysłu na ten zespół nie ma. Powiela błędy popełniane za kadencji Iordanescu, a jego jedyna innowacja, czyli stawianie na Antonio Colaka, nie przynosi niczego pozytywnego, bo to zwyczajnie słaby napastnik. No dobra, może niejedyna, bo Astiz jest też autorem genialnego planu polegającego na wprowadzeniu Artura Jędrzejczyka za Kacpra Urbańskiego w sytuacji, gdy Legia remisuje z Bruk-Betem.
Ale proszę bardzo - niech Astiz próbuje. Rywale Legii, a w najbliższym czasie na rozkładzie są łaknące punktów Lechia, Motor i Piast, z pewnością się ucieszą.
Trzymanie się Hiszpana ma też inny wymiar, równie mocno rozpaczliwy z perspektywy stołecznych. Pokazuje bowiem, że władze klubu nie mają żadnego planu. Podążają bez mapy po meandrach reszty sezonu. Ośmielę się stwierdzić, że na odejście Iordanescu byli nieprzygotowani pod względem wytypowania zewnętrznego następcy. Nie jest to przy tym stwierdzenie jakkolwiek kontrowersyjne, bo to widać - takowy szkoleniowiec się przy Łazienkowskiej nie pojawił.
I w najbliższym czasie, zakładam, się nie pojawi. Ekipa Mioduskiego nie znalazła kandydata odpowiedniego pod względem jakości oraz gotowego do prowadzenia takiego zespołu. Z całego zastępu dostępnych trenerów nie ma nikogo, więc warszawiacy zostają z Astizem. I to nie jak Himilsbach z angielskim, tylko gorzej, bo język jakkolwiek rozwija. Przy Hiszpanie trudno zaś wierzyć w postęp. Chyba że postęp rozkładu.
Od czasów Macieja Skorży żaden trener nie prowadził Legii przez przynajmniej dwa lata, a Skorża pożegnał się z posadą w 2012 roku. Przez ponad 13 lat Legia czeka. Patrząc zaś na obecne zarządzanie klubem można śmiało stwierdzić i zarazem zacytować klasyka: "no to se jeszcze poczeka". Pytanie, czy za tych x miesięcy będzie co zbierać, jeśli stołeczni nie zakwalifikują się do kolejnej edycji europejskich pucharów. Niewykluczone, że tym razem w Legii naprawdę jest tak źle, jak się mówi.

Przeczytaj również