"Tak słabej ekipy dawno tu nie było". Lech wygrał, ale pozostawił po sobie niedosyt
W czwartkowy wieczór przy Bułgarskiej pojawiło się ponad 26 tysięcy ludzi spragnionych europejskiego futbolu. Co zobaczyli? Właściwie kolejny sparing, bo tak słabego rywala jak Żargilis Kowno w stolicy Wielkopolski nie było od lat. Cieniem na meczu kładzie się stracony gol po jedynym celnym strzale gości, ale na szczęście "Kolejorz" na Litwę pojedzie (tylko?) z dwubramkową zaliczką.
Właściwie przed meczem nie było pytania, czy Lech wygra, tylko ile wygra. Wicemistrz Litwy to ekipa absolutnie bez żadnych argumentów czysto piłkarskich w starciu z Lechem. Szwankowało tam krycie czy najprostsze przesuwanie. Rywale w pierwszych 45 minutach mieli problem z wymianą 3-4 podań na połowie ćwierćfinalisty Ligi Konferencji. Zresztą czego innego można było spodziewać się po ekipie, która do Poznania z Kowna (ok. 720 km) przyjechała... autobusem.
Lechici od początku ruszyli na rywali i już po kilku minutach kibice mogli obejrzeć błysk nowych piłkarzy. Wrzutka Anderssona, wykończenie Hoticia i było 1:0. Do przerwy wpadły jeszcze dwie bramki. Mogło być więcej, ale Lech grał w czwartek na maksymalnie 4 biegu, używając nomenklatury motoryzacyjnej. Do przerwy ten mecz wyglądał niczym starcie międzyszkolne, tyle że pomiędzy 4c, a 8a. Minusem w pierwszych 45 minutach była kontuzja Filipa Marchwińskiego, który przed końcem pierwszej części musiał opuścić boisko.
Po przerwie - sparing
Dużo się mówiło, że dla Lecha to kolejny "sparing" pod przygotowania do nowego sezonu. I chyba po przerwie piłkarze Johna van den Broma za bardzo wzięli to sobie do serca. Mimo że na boisku pojawili się Ishak czy Karlstrom, to "Kolejorz" na drugie 45 minut nie wyszedł nawet na czwartym biegu, a... wrzucił na luz. Dosłownie i w przenośni.
Lech po przerwie... dał sobie strzelić gola po stracie Jespera Karlstroma. Żeby było śmieszniej, to "Kolejorz"... przegrał drugie 45 minut. Czegoś takiego po obrazie pierwszej połowy ciężko było przewidzieć. Styl gry był zupełnie inny niż do przerwy i to musi być lekki alarm dla trenera poznaniaków.
Ostatecznie "Kolejorz" wygrał, ale już strata gola w meczu z takim rywalem powinna być dla Lecha powodem do lekkiego wstydu. Portal KKSLech.com przed meczem pisał, że Żargilis to "poziom środka drugiej ligi". I słusznie, tylko problemem było to, że Lech się dopasował do tego poziomu i to powinno być ostrzeżeniem dla Johna van den Broma oraz jego piłkarzy. "Kolejorz" w drugiej połowie za łatwo pozwalał gościom na dochodzenie pod własną bramkę, a sam nie prezentował nic ciekawego.
Zwycięstwo Lecha ani przez chwile nie było zagrożone, ale od ćwierćfinalisty Ligi Konferencji wymagamy nieco więcej. Pozytywy to na pewno gol Hoticia po asyście wspomnianego Anderssona oraz szybki powrót do zdrowia Radosława Murawskiego. Także mógł podobać się Velde czy Milić, ale też dało się zauważyć, że Hotić, Karlstrom czy Ishak nie są jeszcze gotowi na 90 minut grania na najwyższym poziomie.
Rozstawienie w IV rundzie?
Ciekawszym od samego meczu - szczególnie po przerwie - było śledzenie ewentualnego rozstawienia Lecha w IV rundzie eliminacji Ligi Konferencji. Oczywiście, żeby tam być, to trzeba najpierw pokonać FK Audę z Łotwy albo słowacki Spartak Trnawa (w pierwszym meczu tych drużyn na Łotwie było 1:1), ale większość kibiców patrzy już do przodu, czyli na rundę play-off.
Tam, aby Lech był rozstawiony, musi liczyć na odpadnięcie trzech z dziesięciu rozstawionych drużyn. Obecnie są na to szanse, bo bardzo słabo zagrał u siebie zagrali FC Basel i Cluj.
Zapraszamy na nasze studio po czwartkowych meczach naszych ekip w europejskich pucharach.
