Najbogatszy klub świata stał się memem. Ten obrazek to symbol bolesnego lata
Jest tylko jeden klub w Europie, w którym nastroje przed nowym sezonem spadły w tak szybkim tempie, a symbolem marazmu stało się usunięcie zdjęcia gwiazdy numer jeden z witryny klubowego sklepu. Newcastle United utknęło w pułapce klubu aspirującego - teoretycznie za chwilę zagra w Lidze Mistrzów, ale w praktyce najwięksi piłkarze nie chcą tam grać. Rzadko już słychać narrację o najbogatszym klubie świata. Więcej jest memów i pytań, co dalej z arabskim projektem.
Znowu cała nadzieja skupiona jest wokół Eddiego Howe’a. Anglik za chwilę zacznie piąty sezon w Newcastle i ma największe poparcie kibiców spośród wszystkich trenerów, którzy przewijali się tu przez lata. Nawet podczas trudnego okna transferowego zachowuje klasę i nie podsyca negatywnych emocji. Howe to trener, który od 2021 roku wyciągnął “Sroki” z dołu tabeli, dał im dwa awanse do Ligi Mistrzów i wygrał Puchar Ligi. Z drugiej strony - to pierwsze lato, kiedy ewidentnie czuć, że coś pęka na St. James’s Park.
Mokra ściera
Po mediach społecznościowych hulają już całe jedenastki zawodników, którzy odrzucili oferty Newcastle. Piąta drużyna poprzedniego sezonu ambitnie podeszła do lata, próbując namówić m.in. Benjamina Seskę, Liama Delapa, Bryana Mbuemo, Joao Pedro i Hugo Ekitike. Cała piątka naturalnie zmieniła już barwy klubowe i nie są to barwy ekipy z północy Anglii.
Newcastle było już praktycznie dogadane z Jamesem Traffordem, kiedy ten na ostatniej prostej wybrał Manchester City. W efekcie Howe do pierwszego meczu sezonu podejdzie z raptem trzema nowymi graczami. Anthony Elanga z Nottingham Forest wzmocni prawe skrzydło, a Aaron Ramsdale powalczy o bramkę z Nickiem Popem. W ostatnich dniach udało się podpisać umowę z obrońcą Malickiem Thiawem z Milanu. Jak można się domyślić: nie są to nazwiska, które wywołują ciarki. Małym pocieszeniem jest informacja, że w piątek na testach medycznych ma pojawić się Jacob Ramsey z Aston Villi.
Howe uchodzi za trenera, który potrafi budować graczy i bardziej niż w transfery wierzy w trening. Już w zeszłym sezonie wydawało się, że wyciska ze swojej kadry maksa. Teraz, kiedy w kalendarzu znowu pojawią się mecze Ligi Mistrzów, jego zespół zwyczajnie może dojść do ściany. Fani “Srok” doskonale pamiętają ostatnią przygodę w Europie i problemy ze skompletowaniem ławki rezerwowych w meczu z PSG. Od tego czasu sytuacja drużyny tylko się pogorszyła. Newcastle ciągle siłuje się z Alexandrem Isakiem, który próbuje wymusić transfer do Liverpoolu. Odejście Szweda byłoby jak machnięcie mokrą ścierą w twarz. Nie da się budować drużyny, chcącej namącić w elicie, kiedy twój najlepszy piłkarz siedzi na walizkach.
Rozsypane puzzle
Isak w ostatnich trzech sezonach rósł w zawrotnym tempie. Był sukcesem rekrutacyjnym Newcastle i zapowiedzią lepszego jutra. W pewnym momencie jego rozwój wyprzedził jednak rozwój klubu. Szweda nie obchodzi to, że zespół za chwilę zagra w Lidze Mistrzów. W tym momencie robi wszystko, by zmienić akwarium na większe, zarabiać lepiej i funkcjonować w szatni z większym potencjałem. Paradoksem tej sytuacji jest to, że Isaka do Liverpoolu próbuje wyciągnąć dyrektor sportowy Richard Hughes. Facet to wieloletni przyjaciel Howe’a, co sprawia, że cała ta sprawa jest wielowątkowa i trudna do rozwikłania. Dla Newcastle zatrzymanie Isaka to nie tylko próba zabezpieczenia składu. To też podtrzymanie swojego statusu i nadziei, które klub próbuje roztaczać.
Newcastle aspiruje do tego, by być jednym z najlepszych klubów świata. Z drugiej strony w ostatnim czasie widać spory rozdźwięk między centralą w Arabii Saudyjskiej (klub należy do Państwowego Funduszu Publicznego) a kierownictwem w Anglii. Wszystko zaczęło się od odejścia Amandy Staveley i jej męża Mehrdada Ghodoussiego. To pociągnęło kolejne zmiany w strukturach, a latem dodatkowo odszedł dyrektor sportowy Paul Mitchell. Anglik nie wytrwał na tym stanowisku nawet roku. Brakuje również dyrektora generalnego, po tym jak Darren Eales musiał ustąpić ze względu na problemy zdrowotne. Ta cała układanka stanowi poniekąd odpowiedź, dlaczego Newcastle tak kiepsko radzi sobie podczas letniego okna transferowego.
Dobicie do sufitu
Czasami w angielskich mediach lansowana jest teza, że Newcastle przegrywa z innymi klubami swoim specyficznym położeniem geograficznym. Z drugiej strony fani “Srok” śmieją się, słysząc te teorie. Mówimy przecież o prawie milionowym mieście w kraju, który można przejechać samochodem w pół dnia. Pogoda wcale nie jest gorsza od pogody w Manchesterze i Liverpoolu. Nie był to zresztą problem dla Kierana Trippiera, kiedy ten w 2022 roku zamienił Madryt na północ Anglii. Newcastle to niesamowita baza kibiców, fantastyczny St. James’s Park i legendy jak Alan Shearer. Ale coraz częściej widać, że ten klub dobija do sufitu. Nie jest stacją docelową jak Manchester United czy Liverpool. Daleko mu też do modelu Brighton, który akceptuje swoją rolę w łańcuchu pokarmowym i gra według zasady pt. “Kup tanio, sprzedaj drogo”.
To wszystko sprawia, że kibice Newcastle już dawno nie podchodzili do nowego sezonu z takim optymizmem. Ten poprzedni dał im wyjątkowe chwile i rozbudził nadzieje. Teraz niestety istnieje ogromne prawdopodobieństwo spektakularnej wywrotki. Brak postępu na rynku transferowym plus odejście Isaka budują atmosferę niepewności. Mówi też o tym sam Howe, który nie wygrał żadnego z pięciu ostatnich sparingów. Z jednej strony w klubie wciąż są zawodnicy z ogromną jakością, jak Bruno Guimarães, Sandro Tonali, Joelinton czy Anthony Gordon. Z drugiej - po odejściu Calluma Wilsona i ewentualnie Isaka - powstanie gigantyczna wyrwa w ataku.
Brak napastnika
Eddie Howe zapowiedział już, że jego największa gwiazda nie zagra w meczu otwarcia z Aston Villą. Newcastle na razie odrzuciło ofertę Liverpoolu opiewającą na 110 mln funtów i czeka na kolejny ruch ze strony “The Reds”. W międzyczasie trwa szukanie następców. Na liście są m.in. Nicolas Jackson z Chelsea i Yoane Wissa z Brentford. Wygląda na to, że w sobotę na środku ataku zagra Gordon, czyli nominalny skrzydłowy. Obecnie jedynym środkowym snajperem jest 22-letni Will Osula, co jeszcze raz podkreśla, w jak trudnym położeniu znalazł się szkoleniowiec “Srok”.