Najlepszy piłkarz świata gra w Realu Madryt. Nie zawsze widoczny na pierwszy rzut oka
Na niespełna tydzień przed rozdaniem Złotej Piłki 2025, dość wcześnie wyrasta kandydat do otrzymania nagrody za kolejny, trwający już sezon. Kylian Mbappe robi dokładnie to, czego oczekiwali od niego kibice Realu Madryt od samego początku. Jest najważniejszy na boisku.
Santiago Bernabeu znów przeżyło jeden z tych wtorkowo-środowych wieczorów. Mecz z dreszczykiem. Czego tam nie było! Błędy z obu stron, świetne parady bramkarskie, doskonałe strzały, kontrowersyjne decyzje, brutalne zachowania, czerwona kartka… Nie mogło zabraknąć też jego. Kyliana Mbappe.
Może podniesie się krzyk. Halo, facet jedynie dwa razy strzelił celnie z jedenastu metrów. To jego obowiązek. Dostaje za to miliony. Prawda. Ale to, co dla nas oczywiste, dla sportowców będących pod olbrzymią presją już niekoniecznie. Francuz wcześniej pokazywał, że jest człowiekiem. Rok temu, bliżej jesieni, może nie tyle dotykał dna, co był prawdopodobnie na najgorszym etapie swojej kariery. Dziś to wszystko ma daleko za sobą.
Bezapelacyjnie piłkarz meczu
We wtorek zaczął z grubej rury. W drugiej minucie mógł pognębić defensywę Olympique’u Marsylia po strzale przewrotką. Brakowało zaledwie kilkunastu centymetrów. Przekazał jednak obrońcom ważną wiadomość: nie będzie dzisiaj taryfy ulgowej. Ciągle był w gazie, pod prądem, wszędobylski i praktycznie nie do upilnowania. Zmieniał ścieżki, mylił przeciwników, bez ustanku stwarzał zagrożenie. Łącznie oddał dziesięć strzałów: pięć celnych, dwa pudła (w tym jedna poprzeczka), a trzy razy został zablokowany. I oczywiście dwukrotnie celnie uderzył z rzutów karnych. To jednak nie wszystko.
Gole podnoszą ocenę meczową, ale warto się przyjrzeć zachowaniom boiskowym 26-latka, które nie zawsze są widoczne na pierwszy rzut oka. W pewnych względach Mbappe coraz bardziej przypomina nieodżałowanego na Bernabeu Karima Benzemę. Schodzi w okolice koła środkowego, by wspomóc swoich pomocników, tam rozrzuca piłki na lewo i prawo, a potem ponownie puszcza się sprintem w pole karne oczekując na podanie zwrotne. To stały element niemal w każdym meczu.
Wczoraj robił znacznie więcej. Stały pressing to stosunkowo nowa rzecz w jego boiskowej choreografii, ale cały czas poprawiana. Bramkarz Marsylii, Geronimo Rulli, nie miał czasu na myślenie, bo ciągle znajdował się pod presją gwiazdora Realu Madryt. Dwa razy niemal zaprowadziło go to do błędu i utraty bramki.
Mbappe pokazał też, jak kapitalnie potrafi wychodzić z trudnych sytuacji. Zamknięty przez dwóch obrońców przy bocznej linii nie panikuje, nawet nie szuka “nabicia” rywala. Wyczekuje na ruch swoich vis a vis, a następnie szybkością i zwodem oszukuje ich i wyzwala się spod opieki. Przy długich piłkach nie odpuszcza, nawet, gdy teoretycznie jest skazany na porażkę w pojedynkach powietrznych. Z Leonardo Balerdim, stoperem Marsylii wyższym o 10 centymetrów, bezpośrednio “główek” nie wygrał, ale sprowokował jego błędy naciskiem i kontaktem. Był też gotowy na zebranie drugiej piłki.
I na koniec. Mbappe powoli wyzbywa się egoizmu i zaczyna dostrzegać lepiej ustawionych graczy. Z Marsylią miał sześć kluczowych okazji, a współczynnik oczekiwanych asyst zatrzymał się na wartości 0.44. Francuz mógł i powinien mieć na koniec meczu nie tylko więcej goli, ale też przynajmniej jedno kończące podanie.
Tego będzie więcej
Każdy, kto oglądał pierwsze mecze “Królewskich” w obecnym sezonie, od razu to zauważy. Mbappe wygląda tak, jakby był już marzec lub kwiecień, a Real znajdował się w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Sześć bramek i jedna asysta, 20 (!) wykreowanych sytuacji w pierwszych pięciu spotkaniach plus jego forma fizyczna po ostrych problemach żołądkowo-jelitowych, których doznał na Klubowych Mistrzostwach Świata, mówią same za siebie. Francuz wychodzi daleko przed szereg. Zostawia w tyle resztę stawki.
Po “beztytułowym” debiutanckim sezonie (odliczając nagrody pocieszenia jak Superpuchar Europy i Puchar Interkontynentalny) jego głód musi być prawdopodobnie większy niż kiedykolwiek. To jeden z powodów, dla których wszystkie oczy były zwrócone na niego przed pierwszym gwizdkiem inauguracyjnej kolejki Ligi Mistrzów, chociaż głośnych tematów dotyczących Realu nigdy nie brakuje. Obecnie dyspozycja napastnika jest znacznie ważniejsza niż np. kryzys Viniciusa czy kolejne potyczki z sędziami w lidze hiszpańskiej.
Liga Mistrzów to rozgrywki, w których światła reflektorów świecą szczególnie jasno. W zeszłym sezonie blask w Madrycie nieco przygasł przez częstsze porażki ekipy Carlo Ancelottiego. Wspomnienia są prawdopodobnie wciąż stosunkowo świeże i bolesne. Niewykorzystany rzut karny na Anfield był symbolicznym momentem, który sprowadził Mbappe na ziemię, ale też potem przyniósł mu punkt zwrotny.
Pamiętamy, jak w barażach Champions League na początku roku ofensywna gwiazda odnalazła się w starciach z Manchesterem City. Kylian niemal w pojedynkę wprowadził Real dalej, notując hat-tricka. Ciągnął cały zespół za uszy. Teraz, po kilku miesiącach, paru transferach i zmianie trenera, powinno być mu odrobinę łatwiej. Ma Xabiego Alonso, który w każdym meczu posiada plan A, B i C, wierzy w strategię, a nie same indywidualności. Z wszelkich stron jest otoczony talentem, który w końcu wie, jak wykorzystać szybkość i spryt kluczowego napastnika. I wreszcie, całkowicie odzyskał pewność siebie. Najważniejszą z cech snajpera.
Nie pozostaje mu właściwie nic innego jak nabijać statystyki. Wczorajszymi trafieniami znów zapisał się w historii. Stał się drugim po Cristiano Ronaldo najszybszym strzelcem 50 goli w historii “Los Blancos”. Jesteśmy w stanie przewidzieć, że nie zatrzyma się ani na setce, ani pewnie na dwóch setkach bramek. Mbappe musi jednak pamiętać, że legendę tworzy się bynajmniej nie przez zdobycze indywidualne. Do tego klubu trzeba przynieść trofea, a puchar Ligi Mistrzów jest z nich wszystkich najcenniejszy. I dobrze, że Kylian też tego pragnie.